[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziewięcioro członków wyprawy siedziało, wyczekując.
I zaraz rozległ się odgłos stóp biegnących z powrotem. Zmierzały gdzieś do wnętrza
góry, a chwilę pózniej rozległ się piekielny wrzask wściekłości, który dzwięczał
zwielokrotnionym złym echem wśród korytarzy we wnętrzu góry.
- Odkryli ucieczkę jeńców - stwierdził Marco lakonicznie.
- Tak - odparł Ram. - Idziemy dalej?
- Jeszcze nie. Przed nami wcią\ jeszcze są jacyś ludzie.
- Ludzie? - prychnął Cień. - Nikogo z tych tutaj nie zaliczyłbym do ludzi. Sądząc po
dochodzących odgłosach, mamy do czynienia z dobrowolnymi niewolnikami.
Zaczekali jeszcze trochę.
- Wiecie co? - rzekła w pewnej chwili Indra. - Mo\e to dziwne, ale właściwie brakuje
mi tego krzyku skargi, tego śmiertelnego zawodzenia z Gór Czarnych.
- Lepiej tak nie myśl - przestrzegł ją Dolg. - Nieszczęsne postaci z baśni mogą z
powrotem zostać pojmane.
- Albo my ju\ nigdy nie wrócimy do Królestwa Zwiatła - z ponurą miną rzekł Jori.
- No ju\ dobrze, dobrze - łagodził Cień. - Negatywne nastawienie nie jest właściwe w
tak trudnej sytuacji jak nasza.
Jori zachichotał.
- Przepraszam, ale wiesz, Cieniu, \e pesymizm nie jest moją najmocniejszą stroną.
- Wiem, wiem, ty wariacie - uśmiechnął się Cień i z uśmiechem zwichrzył mu włosy.
- Myślałam o jednej rzeczy - powiedziała Indra.
- Gratuluję - zadrwił Jori.
- Och, ty głupku - uśmiechnęła się Indra. - Ale powiedzcie, czy oswobodzenie tych tak
zwanych dobrych niewolników nie jest trochę ryzykowne? Czy nie powinniśmy raczej
wstrzymać się z tym do czasu odnalezienia zródła?
- Zaczynasz tchórzyć? - spytał Marco z uśmiechem. - Nie, niewolnicy muszą znalezć
się daleko stąd, zanim władcy Złej Góry zostaną postawieni przed faktem dokonanym, \e oto
mamy jasną wodę. Nie wiadomo, co się wtedy stanie z tymi górami i jej mieszkańcami.
Pozostanie tu jest dla nieszczęsnych niewolników zbyt niebezpieczne. Ale pojmuję tok
twojego rozumowania, nie będzie nam łatwo przemycić stąd co najmniej tysiąc istot.
- No właśnie, i nie wiemy te\, jak poszło z przetransportowaniem więzniów.
- Tego wkrótce się dowiemy.
Marco wyjął swój mały telefon i wezwał Farona.
Usłyszeli raport. Wielka grupa bez przeszkód dotarła do pojazdów, gdzie następnie
większość baśniowych postaci na własne \yczenie została unicestwiona. Resztą zajęli się Sol i
Kiro.
Marco jeszcze chwilę porozmawiał z Faronem, a w końcu wyłączył aparat.
- Sol i Kiro ju\ tu nie wrócą. Mają spróbować wyprowadzić uciekinierów w
Ciemność, a jeśli się da, zabrać ich nawet do Królestwa Zwiatła. Sto pięćdziesiąt nowych istot
Królestwo Zwiatła zdoła pomieścić. W razie potrzeby mo\na ich przenieść do Nowej
Atlantydy.
- śyczymy Sol i Kirowi powodzenia podczas tej przeprawy - powiedział Dolg. - Ale
będzie nam ich brakowało.
- To prawda - przyznał Jori. - Gdy ktoś z nas opuszcza grono przyjaciół, od razu robi
się tak pusto!
- Byle tylko Sol nie uwiodła Kira - mruknął Ram zaniepokojony.
- Ach, nie przejmuj się tym - Cień szturchnął Rama w bok. - Tylko dobrze mu to
zrobi.
Odwa\yli się na wspólny serdeczny śmiech.
- Wobec tego ruszamy - zdecydował Marco. - Zanim oni wrócą.
Z lękiem, \e mimo wszystko ktoś mógł tam zostać i siedzieć w milczeniu, zaczęli
przekradać się długim ciemnym korytarzem.
- Przydałby nam się teraz proszek Tsi, ten zsyłający niewidzialność - szepnął Jori.
- Rzeczywiście, nie byłoby to niemądre - przyznał Marco. - Ale Faron mi powiedział,
\e prawie nic ju\ z niego nie zostało.
- Szkoda - mruknął Ram. - Przydałby się dla niewolników, ale pewnie i tak dla
wszystkich by nie starczyło.
Idący gwałtownie przykucnęli. Dotarli do zakrętu korytarza, dalej rozciągała się
otwarta przestrzeń. W pomieszczeniu w głębi siedziała grupka potwornych niewolników,
trzymając stra\.
Nie oddzielało ich nawet okno, pomieszczenie było otwarte, ukryć się mogli jedynie
za niską ścianką bacznie pilnując, by nie wystawić głowy. Ale tego nie planował nikt.
Długim rzędem na czworakach minęli pokój stra\y. Na szczęście drzwi były
zamknięte. Potwory wyglądały na bardzo zajęte czymś, co le\ało na stole, wokół którego
siedzieli. Uczestnicy wyprawy mieli nadzieję, \e się od tego nie oderwą.
Kochane kolana, tylko nie trzaśnijcie teraz, prosiła Indra w duchu.
Wreszcie pokonali niebezpieczne miejsce.
Poszło nam zbyt łatwo, myślała dalej dziewczyna, los na pewno ma ju\ w zanadrzu
dla nas jakąś podstępną niespodziankę.
Los jednak musiał na chwilę zasnąć, bez kłopotów bowiem przedostali się do
kolejnych drzwi.
To tutaj są rozstaje, uświadomiła sobie Indra. Uf!
Marco szeptem wypowiedział hasło i znów to samo napięcie, lęk przed tym, co będzie
po drugiej stronie.
Drzwi się otworzyły. Kochana Sassa, za zdobycie hasła nale\y jej się tort, bo kwiatów
po Dolinie Ró\ zapewne ma ju\ dosyć. No, co my tu mamy? rozglądała się Indra.
Schody?
Drzwi zamknęły się za nimi, dzięki wam, dobre moce!
Marco odwrócił się do przyjaciół.
- To koniec naszej wspólnej wędrówki. Ram, ty ze swoją grupą pójdziesz tymi
schodami w dół. My mamy iść prosto.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]