[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyleciał razem z innymi krupierami z Laughlin. Ale Hal, jego szef, wiedział,
kiedy i gdzie Cliff Richards wybiera się na ryby. Dieter wysłał za nim
helikopter. Ja nie maczałem w tym palców!
- Jak możemy stąd uciec, Ray? Nie zabiję cię, jeśli mi powiesz.
- Trzykołowce. Są w sąsiednim pomieszczeniu. Szafa z bielizną
pościelową zasłania drzwi. Tam. - Skierował wzrok w prawo. - Klucz mam w
lewej kieszeni.
Bailey opuściła pistolet. Ray pochylił się z widoczną ulgą. Steele znalazł
klucze, rzucił je Bailey, a sam zakneblował obu mężczyzn powłoczkami na
poduszki.
Aż gwizdnął z wrażenia na widok tego, co zobaczył w zamaskowanym
garażu. Znajdował się tu cały arsenał. Steele miał ochotę wszystko wysadzić, ale
nie chciał zranić niewinnych gości. Poza tym musieli się śpieszyć. Ktoś mógł
zacząć szukać Raya. Wybrał więc dla siebie półautomatyczny pistolet, a
kieszenie napełnił zapasem amunicji. Resztę broni pokrył obficie pianą z
przeciwpożarowej gaśnicy.
150
RS
Bailey i Lana podprowadziły trzy pojazdy do wyjścia. Steele uszkodził
pozostałe.
- Wylej alkohol z tych butelek i napełnij je wodą - poleciła Lanie Bailey. -
Ja poszukam jakichś ubrań. W tym, co mamy na sobie, nie wytrzymamy na
słońcu zbyt długo.
Steele zaniknął mężczyzn w pokoju za pralnią. Bailey poprosiła, aby
zawinął butelki z wodą w ręczniki i włożył do worków na pościel. Obie z Laną
przebrały się w uniformy krupierów - smokingowe koszule i męskie czarne
spodnie.
- Przy wiążemy sobie worki z butelkami do pleców - wyjaśniła Bailey. -
Jak plecaki. Może szkło jakoś wytrzyma.
Steele szybko objaśnił Lanie, jak należy kierować trójkołowcem, Bailey
znała się na obsłudze takich pojazdów. Jezdziła nimi jako nastolatka.
Zaproponowała, że obejmie prowadzenie. Nie miał nic przeciwko temu. Z
rykiem silnika wyjechała w ciemność.
Skierowała się na północ. Chciała odnalezć szlak, którym dojechaliby do
Laughlin. Góry w tamtej okolicy znała doskonale. Często jezdziła z Cliffem na
wycieczki dżipem oraz chodziła na wędrówki. Umiała sobie radzić w
pustynnych warunkach. Musiała tylko trafić na znajome tereny. Przypuszczała,
że Dieter zacznie ich najpierw szukać na wschód od kasyna. W pobliżu rzeki
Kolorado mieszkało więcej ludzi.
Kiedy tylko odjechali trochę dalej i zasłoniły ich skały, włączyła światła.
Steele zaprotestował.
- Musimy coś widzieć - wyjaśniła. - Nie możemy pozwolić sobie na
wypadek lub przebicie dętki. Trzeba odjechać jak najdalej, zanim wykryją naszą
ucieczkę. Zgasimy reflektory, jeśli usłyszymy helikopter. Przekonała go.
- Wychowałaś się w górach. Wiesz lepiej, co powinniśmy robić. -
Poklepał ją czule po plecach.
151
RS
Wciąż nie mogła trafić na szlak. Starała się więc trzymać bliżej skalnych
ścian, aby uniknąć zjechania w przepaść lub do głębokiego kanionu. Było tuż po
północy. Wszędzie panowały egipskie ciemności. Zwiat ograniczał się do
wąskiego pasa ziemi oświetlonego lampami trzykołowca. Otoczenie wyglądało
dziwacznie i nieprzystępnie. Potężne kamienie i krzewy wyrastały nagle przed
nimi, przybierając grozne kształty. Ostre liście jukki sprawiały niesamowite
wrażenie, sterczały jak las włóczni skierowanych w stronę trojga ludzi.
Wyłaniające się z mroku krzaki kojarzyły się z potworami, które przycupnęły
cicho, aby za chwilę zaatakować.
W końcu niebo na wschodzie lekko pojaśniało. Odległy brzask obudził
pustynne stworzenia. Ruchliwe cienie przemykały tu i tam. Bailey zauważyła
rogatą antylopę, która śmignęła szybko w bok, oraz czerwony błysk oczu kojota.
Zatrzymała się gwałtownie na widok grzechotnika. Przeciął jej drogę i
znikł na zboczu wzgórza. Strach przed pościgiem uśpił jej czujność. Zapomniała
zupełnie o innych niebezpieczeństwach, które tutaj czyhały. Steele i Lana, oboje
z twarzami pokrytymi pyłem, zatrzymali się obok niej.
- Chwila odpoczynku - wyjaśniła, czekając, aż głos jej się uspokoi.
Rozejrzała się uważnie wokół, nim zsiadła z pojazdu i wyciągnęła z
plecaka Lany butelkę z wodą.
- Nie możemy jechać blisko siebie - wyjaśniła, gdy pili. - O tej porze
węże stają się bardzo aktywne. Jeśli jedno z nas któregoś przestraszy, a wąż nie
zdąży uciec, ugryzie tego, kto nadjedzie.
- Grzechotniki? - Lana zbladła.
- Na widok węża zachowaj spokój. On będzie chciał uniknąć cię tak
samo, jak ty jego. Stań lub go omiń, jeśli to możliwe. Wąż potrafi uderzyć tylko
na odległość połowy swojej długości.
Lana jęknęła. Omal nie upuściła butelki. Steele w porę ją złapał.
- Będziemy jechać jeszcze kilka godzin. Pózniej znajdziemy trochę cienia
i przeczekamy upał. - Bailey napiła się i schowała butelkę do worka na plecach
152
RS
Lany. - Zaczekajcie na mój znak. Wtedy ruszycie za mną, ale pamiętajcie, żeby
przez cały czas zachować odpowiedni odstęp. Mam zamiar zjechać w dół i
skierować się na wschód. Musimy poszukać schronienia - zwróciła się do
Steele'a, zniżając głos. - Tutaj stanowimy dla helikoptera łatwy cel. - Skinął
głową. Otoczył ręką szyję Bailey i przyciągnął ją do siebie, aby pocałować w
usta.
Widziała, że Lana pożera ich wzrokiem. Usunęła się zręcznie. Nie
potrafiła jednak opanować swoich wątpliwości.
Czyżby w rzeczywistości również odgrywała rolę kochanki Steele'a?
Słońce wychyliło się powoli zza horyzontu. Różane barwy poranka zalał
blask, który jednocześnie rozgrzewał wszystko do białości. Bailey zjeżdżała
zakosami ze wzgórza. Usiłowała wypatrzyć jakieś większe skupisko zieleni, ale
widziała jedynie niewielkie krzaczki, z rzadka porastające teren aż do kolejnego
wzniesienia.
Dojechali do równiny i Bailey zatrzymała się. Musiała zdecydować,
którędy powinni dalej jechać. Wtedy usłyszała miarowy, dudniący huk silnika.
Nadlatywał helikopter.
153
RS
ROZDZIAA
13
Z rozpaczą spojrzała w prawo i w lewo. Nie mieli żadnych szans w
wyścigu po równinie. Jedynym schronieniem mogło być koryto wyschniętego
potoku. Nie porastały go, niestety, żadne rośliny. Widocznie podziemny
strumień nie wystarczał do ożywienia zieleni. Na szczęście zauważyła szeroki
skalny występ i pas piaszczystej ziemi. Zeskoczyła z trzykołowca i ostrożnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]