[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rowniczką, stojącą u jej boku. Suzie była mieszaniną kota i
błazna i nie mogła się oprzeć pokusie pogonienia łosi
odrobinkę. Benita zobaczyła, jak jej zdjęcia" rozbiegają się
na boki po tym, jaki szmat drogi przeszła, by je zdobyć!
Suzie! Zrobiła ruch, jakby chciała pobiec za
kotem przez zarośla. Wracaj do chaty, ty intrygantko!
Suzie posłuchała jej, gdy już miała na to ochotę.
Najpierw leżała na występie skalnym przez prawie pół
godziny, obserwując, jak Benita robi zdjęcia rodzinie łosi, a
potem wstała upozowała się i została odpowiednio
utrwalona na kliszy i skoczyła z powrotem na ścieżkę. Jej
giętkie ciało prawie natychmiast znikło z zasięgu wzroku.
No i dobrze! Benita, najciszej jak potrafiła, wspięła się
na skałę i znów w dół na skraj bagna, gdzie wyschnięte i
kruche bazie oraz turzyca trzeszczały na rosnącym w siłę
wietrze.
Rosnącym w siłę wietrze... popatrzyła na niebo. Hmm,
nie wyglądało to najgorzej, a teraz, gdy pozbyła się tego
eksperta od życia dzikich zwierząt to znaczy Suzie
pomyślała, że ma niezłe szanse na uchwycenie rożeńców i
małych, rudych kaczek, które najwyrazniej świetnie się
bawiły w małym jak chusta stawie, u ujścia strumienia.
A potem, chyba że nagle będzie cudownie cieplej, ruszy w
stronę domu.
Zajęło jej to więcej czasu, niż myślała, ale przecież staw
był pełen gwiazd filmowych. Delikatny rożeniec był szcze-
gólnie urokliwy i Benita była zachwycona, że udało się jej
zrobić kaczce zdjęcie, gdy ta zdawała się stać na wodzie,
furkocząc skrzydłami, podczas gdy naokoło leciały kropelki
wody.
I nagle zdała sobie sprawę, że niebo w krótkim czasie
znacznie pociemniało i siła wiatru była taka, że nie można
było już jej zignorować. Gdzieś po drodze wiatr poderwał
śnieg i jak złośliwy piaskarz zaczął rzucać swą cenną
zdobyczą Benicie w oczy.
Przykro mi, moja gromadko! Pomachała gęgają
cym kaczkom. Chyba lepiej ruszę w drogę, jeśli nie chcę
tu spędzić nocy!
Wsadziła znów swój sprzęt do plecaka, wypiła pospiesznie
kawę i wyruszyła. Czuła się głupio, że nie pozwoliła Suzie
zostać... ale w końcu, znając Suzie, zostałaby, gdyby
naprawdę chciała. Ale, w każdym razie, będzie się w drodze
powrotnej czuła znacznie bardziej samotna. Niebo nabrało
nieprzyjaznego, szarego wyglądu i wiatr wzrastał z minuty na
minutę. Nie był to już zwykły styczniowy wiatr zimny, ale
do zniesienia. Jego siła wzmogła się, a za każdym
podmuchem zdawał się odziewać w kolejne warstwy zimna.
Drobinki ostrego jak żądła mrozu kłuły Benitę coraz gęściej.
I coraz mniej mam na to ochotę! Pochyliła
głową, chroniąc się przed atakiem, ale nie pomagało to
w dalszym marszu.
Gdzie się podziało jej łagodne, styczniowe popołudnie?
Wokół niej świat zatapiał się w ciemności, która została
owinięta i okręcona przez długie palce śniegu, rozrzucanego
szeroko, albo rzucanego z furią przez wiatr. Coraz
trudniej było coś zobaczyć, a znaki, które Benita notowała w
pamięci, po to by znalezć drogę powrotną, stawały się
niewidoczne.
Zasada pierwsza, jej umysł poinformował ją szybko
nie panikuj, nawet o tym na myśl, choćby wszystko
wydawało się nieznajome! I zasada druga zatrzymaj się i
zastanów. Z reguły tak jej przynajmniej mówił Hugh
znajdziesz coś, co ci pomoże.
Oddychała ciężko i walczyła z bezlitosnymi igiełkami
bezlitosnego śniegu z deszczem, gdy weszła pod dające
schronienie czarne świerki. Przez chwilę patrzyła tylko na
duże drzewa, potem podeszła bliżej i patrzyła w górę, aż
znalazła szyszki. Ręka opadła jej w dół i musiała się
powstrzymać, by nie zacząć się trząść na całym ciele. Mały
zagajnik, który powinna była minąć, nie miał malutkich
szyszek, bo te drzewa to nie były czarne świerki... ale białe,
z korą bardziej szarą i z długimi szyszkami, mniej więcej
dwucalowymi... I Benita właśnie dowiedziała się czegoś
bardzo interesującego: zgubiła się.
Do reguły trzeciej, pomyślała, przyciskając się do drzew,
by ochronić się od wiatru i śniegu. Nigdy nie zawracaj,
chyba że wiesz na pewno, w którym miejscu zeszłaś ze
szlaku.
Znów weszła na małą ścieżkę i uradowany wiatr
natychmiast wrzasnął ku swemu nowemu celowi ataku. A
potem nastąpiła nagła cisza i powietrze na moment zrobiło
się przejrzyste i przez sekundę Benicie się zdawało, że widzi
dróżkę, w którą powinna była skręcić. Hmm, nie będzie to
tak trudno znalezć, chociaż znów się zamykała wokół niej
ciemność. Skuliła się znów na spotkanie ze swoim wrogiem
i ruszyła ku rozwidleniu.
Ale ścieżka, którą wybrała, nie była tą właściwą.
Przeszła zaledwie kilka kroków, gdy zdała sobie sprawę, że
ścieżka jeszcze bardziej zakręca i zapuszcza w głąb... i po
prostu to nie jest ta. I teraz, można było zrobić tylko jedną
rzecz wrócić pod osłonę ze stojących w kupie świerków i
zatrzymać się tam, dopóki nie pozbiera myśli.
Czuła zaciskające się na jej plecach małe palce paniki.
Gardło miała ściśnięte, a to dudnienie w jej uszach to nic
innego jak jej walące serce... i nie bez powodu! Nie zbliżyła
się ani odrobinę do kępy czarnych świerków. Szła, potykała
się i brnęła przez więcej niż czterdzieści pięć minut... i nagła
przerwa w dmuchaniu wiatru uświadomiła jej, że znajduje
się nieopodal bagna... Innymi słowy, zataczała niemal koło.
Ale przynajmniej, mówiła sobie, wiesz, gdzie jesteś!
Teraz jedyne co musisz zrobić, to skręcić ostro na prawo...
gdzieś tu! Przystanęła gdzieś, nie wiadomo gdzie i próbo-
wała się rozejrzeć. Powinien tu być ogromny głaz, tu koło
niej, po prawej stronie... ale nie było nic, poza bijącą,
pędzącą, wibrującą białą płachtą,
Przyszedł kolejny moment, kiedy to wiatr zdawał się
nabierać oddech. Hugh mówił, że powinno się wyczekiwać
na takie chwile i zbierać jak największą ilość informacji.
Benita przywarła do niższej gałęzi starego, guzowatego
czerwonego dębu i wytężyła wzrok. Tak, wytęż wzrok
harcerko a zobaczysz! Była kępa świerków i wyglądała jak
najlepsze miejsce, by móc się schronić.
Wiatr ponownie zaczął w nią łomotać. Benita wolno
posuwała się naprzód. Zimno zdawało się sączyć do jej
głowy i wreszcie odwróciła się i zrobiła kilka kroków tyłem,
potem znów się obróciła. Bez względu na to co robiła,
rozradowany w sadystyczny sposób wiatr odnajdywał ją i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]