[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedziemy na kawę. Wybierzemy się gdzieś.
- Wybierzemy się gdzieś czy zabierzemy się stąd?
- Nazwij to jak chcesz, ale ja nie zamierzam spędzić kolejnego nudnego
wieczoru w tym mieście!
Na widok wielkiego zielonego znaku, który śmignął po prawej, zapaliła mi
się czerwona ostrzegawcza
lampka. Ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, minęłyśmy granicę
Hopewell i wjechałyśmy do
sąsiedniego miasta. Nagle dotarło do mnie, co się dzieje. Po szkole
chodziły różne pogłoski, ale nikt
nie był na tyle odważny, by samemu się tam wybrać.
- Dzika impreza? Jedziemy na dziką imprezę? - Mój głos podniósł się o
oktawę lub dwie.
Claire spojrzała na mnie z rozczarowaniem, choć to jej nie przekonało,
żeby zawrócić. Energicznie
wyłączyłam odtwarzacz. Claire obrzuciła mnie nieprzyjemnym
spojrzeniem.
- Czy przyszło ci do głowy, że możemy mieć problem, żeby się tam
dostać?
Z trudem panowałam nad sarkazmem. Byłam bliska eksplozji, ale
wiedziałam, że to tylko
pogorszyłoby sytuację. Poza tym my się tak nie zachowujemy. Nigdy się
nie kłóciłyśmy, chyba że o
to, jakie lody zamówić albo który film obejrzeć póznym wieczorem w
telewizji. Ale coś takiego? To
nigdy się nie zdarzyło. To było czyste szaleństwo.
Oparłam głowę o zagłówek, ale dudnienie w czaszce nie ustąpiło.
Wyprostowałam się i wyjęłam
swoją torebkę spod fotela, gdzie wsunęła się w czasie ostrej jazdy.
Najwyrazniej Claire prowadziła do
rytmu muzyki, co wiele tłumaczyło.
- Po prostu świetnie - parsknęłam, rzucając torebkę na podłogę.
- Co? Nie wzięłaś dokumentów?
Spojrzałam na nią tak, jakby wyrosła jej druga głowa.
- Nie. Nie wzięłam aspiryny. Ale ciebie to nie obchodzi.
- Ryan ma dla nas identyfikatory. No, prawdę mówiąc, dla mnie. Nad
twoim jeszcze pracuje, ale nie
martw się, jest naprawdę dobry.
Wzniosłam oczy ku niebu.
- Już powiedziałam, co o tym myślę.
Znowu oparłam się o zagłówek. Siłą woli próbowałam opanować ból i
skupić się na szumie opon
toczących się po asfalcie. Zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do mamy
i nie poprosić jej, żeby po
mnie przyjechała, więc wyglądałam przez okno i wypatrywałam jakiegoś
punktu orientacyjnego, ale
nic z tego. Było zbyt ciemno, a wszystko, co mijałyśmy, i tak zlewało się
w jedną rozmytą smugę. Mój
oddech zostawiał na szybie zapa-
rowane kółko, a kiedy podniosłam rękę, żeby narysować na nim kreskę,
zdałam sobie sprawę, jak
zimno zrobiło się w samochodzie. %7łeby się ogrzać, zaczęłam rozcierać
sobie ramiona.
- Zaraz tu zamarznę. Wyrwałaś ogrzewanie, żeby zrobić miejsce dla tej
Stereozilli? - Sięgnęłam do
przełącznika, ale zamarłam. Ogrzewanie było już włączone. A wcale na to
nie wyglądało. Widziałam,
jak z moich ust wydobywają się obłoczki pary. Odwróciłam się, żeby
spojrzeć na przyjaciółkę, i
skórzane siedzenie zatrzeszczało pode mną, jakby zostało zamrożone.
Claire patrzyła prosto przed siebie jak porządny kierowca, tyle że... w
odróżnieniu ode mnie nie wydy-
chała pary. Gapiłam się na nią w milczeniu i czekałam, aż w słabym
świetle z deski rozdzielczej
pokaże się chmurka oddechu; starałam się nawet nie mrugać, żeby jej nie
przeoczyć.
Dobra, to dziwne. Wzdrygnęłam się i zaczęłam zastanawiać, czy nie mam
zwidów.
Gdybym wiedziała, że czeka mnie długa jazda w temperaturze poniżej
zera, włożyłabym kurtkę, ale
nastawiałam się, że posiedzę w zacisznym kącie Starbucksa z kubkiem
gorącego grandę caramel
macchiato. Nie miałam w planach odmrażania sobie tyłka w samochodzie.
Może gdybym zadzwoniła teraz do mamy i powiedziała, żeby podrzuciła
mi sweter, Claire by się
opamiętała. Zaczęłam przetrząsać torebkę w poszukiwaniu komórki.
- Tam, dokąd jedziemy, nie ma zasięgu - oznajmiła Claire, przerywając
milczenie.
Rzeczywiście, nawet kiedy podniosłam telefon pod sam dach samochodu,
wskaznik pokazywał brak
sygnału. Z wielkim trudem ukryłam rozczarowanie.
- Zakładam, że na miejscu spotkamy Ryana z naszymi nowymi
identyfikatorami? - Liczyłam na to, że
Claire wychwyci ten sam kpiący ton, którym wcześniej skomentowałam
jej nową kolekcję płyt.
- Nie. Najpierw robimy mały postój.
Zjechała na szerokie pobocze - najprawdopodobniej miejsce odpoczynku
w trasie. Kręciło się tam
mnóstwo ludzi, ale nikogo nie poznawałam. Kiedy siedziałyśmy
bezczynnie w samochodzie,
opuściłam szybę. Kakofonia na zewnątrz wcale nie była lepsza od muzyki
w środku. Co dziwne, na
zewnątrz było też cieplej.
- Rozumiem, że chcesz spędzać jak najwięcej czasu z Ryanem. To twój
chłopak. Ale nie miałabyś
ochoty wrócić na kawę? A może do mnie do domu? Wiem, że strasznie ci
zależało, żeby obejrzeć
Napoleon Dynamite.
Rozważała to całe dwie sekundy.
- Nie.
- Soboty zwykle bywały nasze - mruknęłam i się od niej odwróciłam.
- Teagan, to jest zabawa, a ty jeszcze nie wyglądasz, jakbyś się dobrze
bawiła.
- Ty to nazywasz zabawą? Siedzimy w samochodzie z... - Wskazałam
palcem za okno. - Z nimi.
Właśnie wtedy zobaczyłam samochód. Najpierw pomyślałam, że to Ryan,
ale po chwili zrozumiałam,
że się mylę. A moja przyjaciółka radośnie wyskoczyła na zewnątrz. Kiedy
dokładniej przyjrzałam się
postaci wysiadającej z czarnego auta, Claire była już w połowie drogi do
niej, wymachiwała rękami i
chichotała.
Nie, gorzej już chyba być nie może, prawda?
Claire podbiegła do małej grupki dziewczyn, które przywitały ją z
widoczną sympatią. Nagle głowa
rozbolała
mnie jeszcze bardziej, gdy przypomniałam sobie słowa Garretha o piekle
na ziemi i...
Nie, Nie, Nie! Nic mi nie mów. Już i tak w to wdepnęłam.
Zacisnęłam zęby i spojrzałam prosto w brązowe oczy Brynn Hanson.
Przed maską samochodu Claire stało i wpatrywało się we mnie aż nazbyt
dobrze znane mi
ucieleśnienie zła. Pokręciłam głową. Nie mogłam uwierzyć, że to
wszystko dzieje się naprawdę. Przez
szybę zaczął się przesączać mroczny, duszący chłód. Złe, stalowe
spojrzenie Brynn kryło w sobie
wyrazne ostrzeżenie. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach.
Z impetem otworzyłam drzwi i wyszłam na żwirową nawierzchnię.
Irytująca muzyka jazgotała za
mną, gdy stanęłam oko w oko z bardzo rzeczywistym i bardzo żywym
zagrożeniem.
- Co ty tu robisz? - wypaliłam. Już zupełnie się jej nie bałam.
Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Miałam cię zapytać o to samo. - Z wyniosłą miną stała kilkanaście
centymetrów ode mnie i patrzyła
z wściekłością.
Ale ja wytrzymałam. Nie zawahałam się ani przez moment. Tym razem
stawiłam jej czoło i czułam się
z tym dobrze.
Wiedziałam, że jest tylko jeden sposób, aby pokonać strachu: trzeba się z
nim zmierzyć. Claire byłaby
ze mnie bardzo dumna, tyle że teraz zamiast być przy mnie i dodawać mi
otuchy, przyłączyła się do
moich wrogów. Bawiła się świetnie; cieszyła się, że tamte dziewczyny
poświęcają jej uwagę. Poczułam, jak narastają we mnie gniew i uraza, a
wtedy moja pancerna skorupa
opanowania zaczęła się kruszyć. Zdałam sobie sprawę, że za chwilę Brynn
zobaczy z satysfakcją, jak
się załamuję. Nie! Nie teraz!
Znowu wzbierał we mnie opór. Z minuty na minutę stawałam się
silniejsza. Brynn to dostrzegła.
Widziałam to w jej oczach.
I nagle, bez jednej kąśliwej uwagi, odwróciła się i podeszła do reszty
towarzystwa. Długim, opalonym
ramieniem objęła Claire, której skóra w ostrym świetle lamp przybrała
nienaturalny, niezdrowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]