[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Należy? - Nie miało to dla mnie sensu, ale co miało? Przynajmniej dostałam w końcu
szansę, żeby się dowiedzieć, co zjawy próbują nam przekazać. Zdałam sobie sprawę, że się
nie boję... a w każdym razie ciekawość jest silniejsza od strachu. - Co masz na myśli?
Nie odpowiedziała. Jej ciemne oczy patrzyły teraz niemal szyderczo. Krąg pary
powoli znikał, zacierając jej słowa.
Po dłuższej chwili, kiedy czułam, jakby serce miało wyskoczyć mi z piersi,
zrozumiałam, na co ona czeka. Pochyliłam się i jeszcze raz chuchnęłam na szybę.
W plamie pary pojawiły się słowa: Nie należysz do nich .
- Co takiego? - Nie miałam pojęcia, co to może znaczyć. Miałam ochotę odwrócić się i
pobiec po rodziców.
Opanowałam się jednak i znowu chuchnęłam na szybę, by zjawa mogła pisać. Nie
jesteś taka jak oni .
- Nie, nie jestem. - To była jedyna rzecz, jaką na pewno o sobie wiedziałam, jedyna,
jaką zawsze wiedziałam. Ale nikt nigdy tego nie potwierdził; dopiero zjawa. Jesteś taka jak
ja .
Nagle usłyszałam za sobą przejmujący jęk, odwróciłam się i zobaczyłam w drzwiach
mamę. Jej twarz była bielsza niż śnieg.
- Bianca! Chodz tutaj! Odejdz stamtąd!
- Ja... - Słowa utknęły mi w gardle; usta miałam zbyt wyschnięte, by mówić.
Przełknęłam ślinę. - Chyba wszystko w porządku.
- Adrian! - Mama wybiegła, wołając tatę. Jej kroki odbijały się echem w korytarzu.
Zjawa zaczęła się oddalać.
- Poczekaj! Nie odchodz! - Przycisnęłam dłonie do szyby, którą znowu pokrył szron,
zacierając ostatnie słowa. Pospiesznie przetarłam szkło, by przez nie spojrzeć i zobaczyłam,
że zjawa wciąż jest na zewnątrz. Ale dłonie miałam zmarznięte, więc lód nie topniał już tak
szybko. Kiedy już widziałam ją wyraznie, zjawa zniknęła.
Do pokoju wpadli rodzice w piżamach, z szeroko otwartymi ze strachu oczami.
- Gdzie to jest? - warknął tata.
- Odeszło. Chyba już dobrze. Mama spojrzała na mnie, jakbym oszalała.
- Dobrze? Dobrze? To coś przyszło, żeby cię skrzywdzić, Bianco! - Spojrzenie miała
dzikie. - Jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałaś, że zjawy to nie bajki dla dzieci. Teraz
stałaś się ekspertem?
Tata mnie objął.
- Już odeszło. - Nigdy bardziej nie ceniłam jego spokoju. - Celio, już się skończyło.
- Jeszcze nie. - Mama mówiła zduszonym głosem i zrozumiałam, że płacze.
Wyciągnęłam do niej drżącą dłoń.
- Mamo, to jest... to nie... to nie ma żadnego sensu. Co to wszystko znaczy? I wtedy
pomyślałam o literach wydrapanych w szronie: Nasze .
- Kochanie. - Wyciągnęła do mnie rękę, ale patrzyła na tatę. Nie widziałam jego
twarzy, więc nie zauważyłam ich porozumiewawczych spojrzeń. Mama tylko westchnęła i
wzięła mnie za rękę. - Przepraszam. Zjawa mnie przeraziła. To wszystko.
To wcale nie było wszystko i wszyscy o tym wiedzieliśmy. Może powinnam być
wtedy bardziej uparta, ale mama wyglądała na zdruzgotaną.
- Nic mi nie jest - zapewniłam. - Wszystko w porządku. Nie było aż tak zle, jak
poprzednio.
- Może już odeszły - powiedziała mama. - Może zrezygnowały.
- Może. - Tata nie wyglądał na przekonanego, ale chyba próbował. - Bianco, czy
zjawa coś ci powiedziała?
Już otwierałam usta, by powiedzieć prawdę, ale ku własnemu zaskoczeniu skłamałam:
- Nie. Nie zdążyła. Było za mało czasu.
- Proszę, niech już będzie po wszystkim - szepnęła mama. Gdyby nie była wampirem,
pomyślałabym, że się modli. Przytuliłam ją mocno, a wtedy tata objął nas obie. Nasze
nieporozumienia wydały się zupełnie nieważne wobec tego uścisku.
Początkowo zamierzałam zachować w tajemnicy dziwną wizytę zjawy, ale byłam zbyt
wstrząśnięta, by dręczyć się tym w samotności.
- Widziałaś ducha za oknem swojego pokoju - powtórzyła Raquel, gdy siedziałyśmy
razem w kącie holu. Uczniowie powoli zaczynali znowu tutaj bywać, chociaż nigdy samotnie.
- Jesteś pewna, że to dziewczyna.
- Była tak samo rzeczywista jak ty. I mówiła... właściwie pisała do mnie na szybie.
- Co pisała?
Okłamywałam Raquel od dnia, w którym się poznałyśmy. Byłam gotowa już zawsze
ją okłamywać. Ale nigdy nie przyszło mi to łatwiej niż teraz:
- Po prostu... bądz ostrożna .
- Bądz ostrożna ? Przecież to duch! Czego jeszcze mamy się bać? - Raquel bawiła
się nerwowo swoją bransoletką z jasnej skóry. - Nie podoba mi się to.
- Wszystko będzie dobrze. Musimy w to wierzyć. - Wiedziałam, że nie udało mi się
przekonać Raquel, ale sama nie byłam przekonana.
Powiedziała, że jestem taka jak ona, pomyślałam. Co to mogło znaczyć? Przecież nie
jestem duchem. Przede wszystkim jeszcze żyję, a kiedy umrę, stanę się wampirem. Więc o co
jej chodziło?
Do holu wszedł Balthazar. Na mój widok uśmiechnął się z nadzieją.
- Chyba ktoś chce się pogodzić - zauważyła Raquel. Prawie zapomniałam, że
Balthazar i ja udawaliśmy pokłóconych.
- Muszę z nim porozmawiać.
- Jasne. - Raquel zabrała swoje rzeczy. - Pójdę sprawdzić, czy w sieci nie ma jakichś
nowych stron o odpędzaniu duchów albo czymś takim.
- Nowych?
- Myślisz, że nie szukałam wcześniej? Ale na razie same bezużyteczne śmieci. Brednie
jakichś wariatów Prawda jest bardziej niesamowita, niż sobie wyobrażają.
- Mogę w to uwierzyć - odparłam cicho. Balthazar czekał na mnie przy wejściu do
holu i zauważyłam, że przez ramię ma przewieszone nasze torby ze strojami sportowymi.
- Przyniosłeś je z szatni? - spytałam.
- Pomyślałem, że moglibyśmy trochę poćwiczyć szermierkę. Weszliśmy na górę i się
przebraliśmy. Robiliśmy postępy bardzo powoli albo tak mi się tylko zdawało. Dopiero
niedawno zaczęliśmy używać szabli zamiast kijów i nasza walka polegała na tym, że dwa
razy machnęliśmy szablami, więc nauczyciel nam przerywał i wyjaśniał, co robimy zle. A
jednak zauważyłam, że moje muskuły stają się silniejsze - w każdym razie mniej bolało - i
coraz lepiej utrzymywałam równowagę. Kiedy walczyliśmy sami w całej sali, ubrani na biało,
z twarzami ukrytymi pod maskami, zauważyłam, że cieszy mnie okazja, by się sprawdzić. Nie
żebym mogła się równać z Balthazarem, ale tym razem czułam, że poruszam się prawidłowo,
że moje ciało reaguje właściwie, jakby cały czas to wszystko umiało i tylko czekało, aż je
dogonię.
Od dłuższej chwili w sali słychać było tylko moje dyszenie, szuranie stóp na macie i
szczęk stali. Jednak kiedy Balthazar rozbroił mnie po raz trzeci, zrobiliśmy przerwę - dlatego,
że byłam zmęczona, ale też dlatego, że Balthazar byt już gotów porozmawiać.
Otarłam spoconą twarz ręcznikiem.
- Chyba z tobą trochę lepiej - powiedziałam. - Nie w szermierce, chociaż może też, ale
chodzi mi... tak ogólnie.
- Charity może mnie nienawidzi. - Jego słowa były wyważone, jakby powtarzał je
sobie bardzo często. Usiadł na ławce pod ścianą i zdjął maskę. - Dlatego jeszcze ważniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]