[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zostaw to mnie - odparł Harry.
Kilkoma zręcznymi ruchami zdjął z mężczyzny ubranie i przykrył go
czystym prześcieradłem. Mężczyzna miał nabrzmiały, posiniaczony brzuch,
trupio bladą twarz, chrapliwy oddech i niepokojąco niskie ciśnienie.
- To chyba krwotok wewnętrzny - mruknęła z niepokojem. - Pęknięta
wątroba albo śledziona. Trzeba zrobić laparotomię. Poproś tu Marka albo
Mike'a, dobrze? A ja pobiorę mu krew, żeby sprawdzić, jaką ma grupę.
Domyślała się, że chory jest zarówno alkoholikiem, jak i narkomanem - z
trudem znalazła żyłę. Gdy wbiła igłę, mężczyzna jęknął i wymamrotał coś pod
nosem.
- Moment, już kończę - rzuciła.
Tym, co zrobił w następnej chwili, kompletnie ją zaskoczył.
Nagle jakby postradał zmysły. Wolną ręką chwycił ją za ramię i z całej
siły popchnął na stolik z narzędziami. Rozległ się brzęk metalu i tłuczonego
szkła. Przez chwilę nie mogła się ruszyć ani złapać tchu. Jak na taśmie filmowej
puszczonej w zwolnionym tempie, mężczyzna sturlał się z łóżka i pochylił nad
nią.
- Mam własne igły, więc piękne dzięki - zadrwił. - Zobacz, jakie to miłe.
- 63 -
S
R
Z bezwładnej dłoni wyrwał jej strzykawkę, do połowy wypełnioną krwią,
i nim zdążyła go powstrzymać, wbił igłę w jej ramię. Poczuła ostry ból i
zobaczyła, jak poziom krwi w strzykawce szybko się obniża.
W tej samej chwili w progu stanął Harry. Bez najmniejszego wysiłku
chwycił mężczyznę jedną ręką i oderwał od Rosalindy. Strzykawka upadła na
podłogę.
- Rosalindo, nic ci nie jest? - W głosie Marka, który wpadł do środka, po
raz pierwszy usłyszała napięcie. - Poczekaj, nie ruszaj się. - Ukląkł przy niej i
obmacał jej głowę, ręce, nogi.
- Wszystko w porządku, to tylko szok - wymamrotała. - Pozwól mi wstać.
- Jeśli pan chce, proszę zabrać stąd doktor Grey. Przypilnuję tego gościa,
żeby już więcej nie narozrabiał - zaofiarował się Harry.
- Co tu się dzieje? - spytał Mike, stając w drzwiach. Z Rosalindy przeniósł
spojrzenie na pacjenta. - O Boże, to Lennie Shore. Dlaczego nikt mi nie
powiedział, że on tu jest?
- Znasz go? - zdziwił się Mark.
- Niestety, aż za dobrze. On ma AIDS...
- Właśnie wstrzyknął mi pół strzykawki swojej krwi - szepnęła Rosalinda.
- 64 -
S
R
ROZDZIAA PITY
Mark zabrał Rosalindę do pokoju dla lekarzy. Posadził ją na fotelu,
ściągnął jej rękawiczki i podwinął rękaw fartucha. Zlad po nakłuciu był
wyrazny, brzydko postrzępiony, i płynęła z niego krew. Podstawił jej pod rękę
małe naczynie i polecił, żeby drugą postarała się wycisnąć z ranki jak najwięcej
krwi.
- Medycyna prymitywna, nie ma rady - mruknął. - Rzec by można, że
puszczamy ci krew. Potem pobierzemy świeżą do analizy... Czy coś cię boli?
- Nie, to tylko szok. Zaraz będę gotowa do pracy.
- Wybij to sobie z głowy. Za chwilę odprowadzę cię do pokoju.
- Ale ja chcę...
- Naucz się być posłuszna, moja panno! Oboje nas zwolniłem. Zastępcy są
już w drodze.
Rozległo się pukanie i w drzwiach ukazała się zatroskana twarz
Harry'ego.
- Doktor Gee z wypadków prosił, żeby to podać. - Harry położył na stole
jakiś pakiet, a następnie zwrócił się do Rosalindy. - Jak się pani czuje? Tak mi
przykro, naprawdę... Nie powinienem był zostawiać pani samej.
- Nic się nie stało, Harry. Tylko wiesz, lepiej o tym nie...
- Nie mówić. Oczywiście. Powiadomiłem o wszystkim wyłącznie doktora
Gee. To w zupełności wystarczy.
- Dziękuję, Harry.
Nie miała najmniejszej ochoty, żeby rozprawiał o niej cały szpital. Ani
ciekawość, ani litość nie były jej potrzebne.
Gdy Harry odszedł, Mark przyniósł jej kawę z trzema łyżeczkami cukru.
Nie cierpiała takiego ulepku, ale wiedziała, że dobrze jej to zrobi.
- Czas na lekarstwa, Rosalindo. - Mark uśmiechnął się słabo,
rozpakowując ostrożnie pakiet od Mike'a. - Azatiopryna, w skrócie AZT, środek
- 65 -
S
R
immunosupresyjny. Będziesz to przyjmować przez trzy miesiące. Nie lubię
cytotoksycznych leków, ale najlepiej zrobi ci teraz chemioterapia. Wiesz, że
będziesz się po tym zle czuła?
- Wiem, ale jakoś to zniosę.
Spojrzeli na siebie. W jego oczach spostrzegła wyraz udręki i przerażenia,
który jednak zniknął tak szybko, że pomyślała, iż coś jej się przywidziało.
- Wiesz, w czym rzecz, prawda?
Głos miał spokojny, niemal obojętny. Ona również zdobyła się na
opanowanie, co w takiej sytuacji nie było łatwe nawet dla niej.
- Przyjęłam właśnie dawkę leku cytotoksycznego. Ma on zwalczyć
działanie wirusa HIV. Może okazać się skuteczny, ale nie ma stuprocentowej
pewności. Mam w sobie płyny organiczne człowieka chorego na AIDS. Mogę
być zarażona wirusem HIV, ale na pewno będzie to można stwierdzić dopiero za
trzy miesiące.
- Brawo, Rosalindo, wyuczyłaś się lekcji na piątkę. Tylko że to, co się
wie, nie zawsze równa się temu, co się czuje. W naszym szpitalu wszystkie tego
typu przypadki zgłasza się Mike'owi. Jak słyszałaś, o twoim już wie. Będzie
chciał ci zorganizować spotkanie z psychologiem.
- Niepotrzebny mi psycholog. Zresztą, nie mam na to czasu.
- Czy wiesz, jaka będziesz się czuła samotna?
Ręka, w której trzymała kubek z kawą, lekko jej zadrżała, uderzając o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]