[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak - warknęła.
- Proszę o tym nie zapominać, panno Gordon. Następnym razem może się to pani
przydać. - Nie mogła uwierzyć, że naprawdę chce jej oddać pistolet. Uśmiechnął się
lekko. - I proszę nie strzelać w ziemię. Takie cacka mają zwykle tylko jedną kulę.
Z tyłu za nim rozległy się ironiczne prychnięcia. Zawstydzona wzięła od niego derringera
i schowała do kieszeni sukni.
- Kelly, Hayes, z wozu - rzucił ostro, nie spuszczając z niej wzroku, po czym dodał
lekkim tonem: - Coś mi się zdaje, że tej damie nie podoba się, że grzebiecie w jej
rzeczach. Chociaż mogłoby być wam do twarzy w haleczkach i budkach.
133
Odpowiedział mu rubaszny śmiech i sprośne komentarze wypowiedziane jednak
przyciszonymi głosami. Ktoś przypomniał sobie o kawie i mężczyzni wrócili do ogniska.
Pragnąc uniknąć ich towarzystwa, zajęła się myciem naczyń.
Natychmiast podszedł do niej pastor Cole.
- Nic ci się nie stało?
- Nie. I proszę nic nie mówić. Wiem, że głupio postąpiłam.
- Wszystkich nas to w życiu spotkało, Susannah. Nie bądz dla siebie zbyt surowa.
- To nie takie proste. - Zmusiła się do uśmiechu, po czym zerknęła na siedzących przy
ogniu mężczyzn, którzy popijali kawę i gawędzili. - Może to przez tę wojnę. Wydawała się
taka odległa, tam, w Nowej Anglii. Nie mogę zapomnieć tych spalonych domów, które
dziś mijaliśmy. I wciąż się zastanawiam, czy to ci ludzie są za to odpowiedzialni.
101
- Nie. To również sprawka Jankesów. Zesztywniała, rozpoznając głos Ransa Lassitera.
- Nie wiedziałam.
Udała, że nie dziwi ją jego obecność.
- Najłatwiej winić za wszystko konfederatów. Lecz i Jankesi mają swoich nocnych
zwiadowców. Sąteż inni... szabrownicy, tacy jak Quan-trill. Nigdy nie można być pewnym,
po której stronie stoją. To zależy od tego, co jest do zagrabienia.
- Quantrill to jeden z tych, który dowodził atakiem na Independen-ce w Missouri w
sierpniu, prawda? Czytałam o nim w gazetach.
- Jest teraz gdzieś w Arkansas, lecz tak szybko zmienia miejsce pobytu, że trudno za
nim nadążyć. Jeśli spotka pani mężczyznę na czarnym koniu, w fantazyjnym stroju, z
piórem przy kapeluszu, lepiej mieć się na baczności. Podobno jest łasy na niewieście
wdzięki.
- Dziękuję za ostrzeżenie.
- Od dawna nie piliśmy tak dobrej kawy. - Zamieszał płyn w kubku i wypił do dna. - Tylko
dwie rzeczy mogą się z nią równać: butelka dobrej whisky i piękna kobieta. Człowiek
może się nimi upić. - Od jego spojrzenia zrobiło się jej gorąco. - Radzę nalać sobie, póki
jeszcze coś zostało.
Odwrócił się i ruszył z powrotem do ogniska. Stanął w kręgu światła i przysłuchiwał się
rozmowie, lecz nie brał w niej udziału.
- Wydaje się samotny - mruknęła Susannah.
- I młody - dodał pastor. Spojrzała na niego zaskoczona. - Nie może mieć więcej jak
dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem lat.
- Z pewnością jest starszy. Jego oczy...
134
- Jego oczy są stare od tego, na co musiały patrzeć. Takie samo spojrzenie widziałem u
młodych Czirokezów, którzy przeszli tę długą drogę z Georgii. W jego oczach nie
dostrzegłem jednak goryczy, raczej trzezwość człowieka zahartowanego w twardej
szkole życia. On wciąż potrafi się uśmiechać. A to wielka zaleta. Był czas, kiedy
sądziłem, że twój ojciec nigdy się już nie uśmiechnie. Wielu tego doświadczyło.
Znała na pamięć te opowieści, lecz w ustach pastora brzmiały one tak realistycznie.
Może dlatego, że mówił z takim smutkiem i współczuciem. Wsunęła mu rękę pod ramię.
- Chodzmy napić się kawy.
- Tak, póki jeszcze coś zostało. - Powtórzył słowa porucznika, by rozluznić nieco napiętą
atmosferę.
Jeden z żołnierzy nazwiskiem Kelly wyciągnął z kieszeni organki i zaczął grać melodię
dixielandową. Natychmiast trzech innych poderwało się z ziemi i zaczęło tańczyć, jeden
wokół drugiego, unosząc wysoko stopy, podczas gdy reszta klaskała do taktu i śpiewała.
Kiedy przebrzmiał hymn Południa, grajek zaintonował inną skoczną melodię. Chudy
mężczyzna o rudej czuprynie złapał Susannah za rękę i pociągnął na środek. Po chwili
inny otoczył ją ramieniem i obrócił dokoła, by zaraz przekazać ją następnemu.
Rans patrzył, jak przechodzi od partnera do partnera, skacząc, kręcąc się i śmiejąc.
Wirujące fałdy sukni odsłaniały wysokie obcasy trzewików i kostki. Nie była tak wysoka,
102
jak przypuszczał. Wiedział też, że nie jest bardzo szczupła. Pamiętał nacisk jej pełnych
krągłych piersi, których nie zdołałby objąć dłonią.
Zaklął pod nosem, wściekły za takie myśli i utkwił wzrok w fusach od kawy na dnie
kubka. Jednak pokusa, by na nią patrzeć, była silniejsza.
Dlaczego po prostu nie przyzna, że jest zazdrosny? Tańczyła z jego ludzmi, wdzięczna i
pełna gracji, a oczy błyszczały radością. Tymczasem kiedy on trzymał ją w ramionach, te
złote iskierki, te oczy płonęły gniewem, a ciało było sztywne niczym posąg, lecz posąg
pachnący perfumami. I nie były to tanie perfumy, jakich używały dziwki, by ukryć zapach
potu i nasienia innego mężczyzny. Wiedział coś o tym.
Susannah Gordon była damą, a on miał dość burdelowych dziwek i markietanek.
Wojna nie spełniła jego oczekiwań. Zamiast chwały zwycięstwa -mało znaczące sukcesy
i cholernie dużo krwi i rozpaczy.
Wojna była dla niego ciągiem niekończących się patroli i najazdów, które sprowadzały się
do palenia i grabieży. Mieli odcinać wroga od
135
dostaw, podpalać stodoły, łąki i pola, tak by ani wojsko, ani konie nie miały co jeść.
Może dlatego tak bardzo nienawidził Quantrilla i jemu podobnych, bo nienawidził samego
siebie. Po miesiącach walk i zabijania zapragnął odzyskać dobre samopoczucie. I ta
dziewczyna mogła mu w tym pomóc.
Słyszał jej perlisty śmiech, szczery i gorący. Wwiercał mu się w mózg i drażnił do granic
wytrzymałości. Jego ludzie śpiewali jakąś piosenkę. Nie zwracał na nią uwagi, dopóki nie
dotarły do niego jej słowa.
(...) Słońce pali mnie śmiertelnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl