[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za ka\dym razem musiał patrzeć na nią i te cudowne usta. Za ka\dym razem
odchylała głowę, ukazując białą szyję. Zaledwie kilka centymetrów ni\ej
widział jej dekolt w wycięciu bluzki i wy  starczyło tylko troszeczkę puścić
wodze fantazji, by wyobrazić sobie nagie piersi.
Co sądzi o tym? A có\ go, u diabła, obchodzą kapelusze? Pod wpływem
nagłego impulsu złapał ją i przyciągnął do siebie.
 Ten kapelusz  powiedział, odpychając ją lekko z przesadą typową dla
aktorów filmu niemego  wzbudza w mę\czyznie po\ądanie.
Delektował się jej zaskoczoną miną, a potem zbli\ył usta do jej warg, by
ją pocałować. Kiedy ją puścił, zobaczył, \e cała dr\y.
Sam te\ miał kłopot ze złapaniem tchu.
 Jeśli nie kupisz tego kapelusza, to jakby... freski w Kaplicy Sykstyńskiej
miały odpaść. Jakby... Góry Skaliste miały się zawalić.
Laura nie mogła skupić myśli, ale kiedy spojrzała na uśmiechniętą twarz
McCoya, te\ się roześmiała i rzekła do właścicielki straganu:
 Wezmę ten.
Czarnoskóra kobieta w wieku trudnym do określenia, z włosami
przewiązanymi bawełnianą chustą, rozpromieniła się na te słowa i zaczęła
zachwalać inne towary.
McCoy, obserwując targującą się Laurę, był pod wra\eniem jej
entuzjazmu i umiejętności. Zachowywała się jak wytrawny negocjator, okazując
zaledwie tyle zainteresowania przedmiotem, by właścicielka straganu zaczęła
wymieniać ceny. Potem udawała obojętność, chcąc się przekonać, jak bardzo
przekupka jest skłonna obni\yć cenę, byleby tylko sprzedać towar.
Stopniowo przybywało zakupów. Wybrała du\ą siatkę na sprawunki,
niewielką torebkę i małe koszyczki na drobiazgi. W końcu właścicielka kramu
przystąpiła do zachwalania bawełnianych koszulek. Laura przecząco kręciła
głową, mówiąc  nie , ale się zawahała, kiedy kobieta pokazała długą, luzną
koszulkę z rysunkiem kotki i napisem  Bahama Mama . Koszulka miała liczne
rozcięcia, które wiele odsłaniały, ale w taki sposób, by nie narazić właścicielki
na aresztowanie pod zarzutem nieprzyzwoitego obna\ania się w miejscu
publicznym.
Kobieta od razu dostrzegła zainteresowanie Laury i wkrótce zaczęły się
targi o cenę. W końcu Laura wło\yła koszulkę do torby razem z pozostałymi
zakupami, zadowolona, \e zrobiła taki świetny interes.
Zwiadomość, \e bluzka jest w torbie, wywołała u McCoya dziwny
niepokój. Przypomniał sobie mgliste napomknienia Laury o tym, \e  szuka
jakiegoś pla\owego wdzianka . Wreszcie dotarło do niego, \e zamierza wło\yć
tę bluzkę na kostium kąpielowy. Wszystkie te rozcięcia będą się rozchylały przy
ka\dym jej ruchu, a on będzie się temu przyglądał.
 Mo\e kupiłby pan koszulkę?  spytała z nadzieją w głosie przekupka.
 Nie  odparł McCoy.  Zdaje się, \e nie ma pani maskotek? 
Zwracając się do Laury, wyjaśnił:  Mam kolegę kolekcjonera.
Kobieta pokręciła głową i zaproponowała:
 Proszę spróbować u Honda.  U Honda?
 Na końcu schodami w górę  powiedziała, wskazując ręką.  Mo\e coś
będzie miał.
Hondo miał koło pięćdziesiątki, był ubrany w bawełnianą koszulkę i
spodnie koloru khaki. Zapytany o maskotki, pokazał im rząd gipsowych kotów,
pomalowanych na czarno. McCoy obejrzał jednego uwa\nie, a potem zwrócił
się do Honda:
 Ten będzie w sam raz.
 Do kasyna, tak?  spytał Hondo.  Pan wygra mnóstwo pieniędzy,
mając kota ode mnie.
 Nie, nie  powiedział McCoy  nie mam zamiaru...  urwał w połowie
zdania i spojrzał na Laurę, uświadomiwszy sobie nagle, \e nie rozmawiał z nią o
planach na wieczór. Miał nadzieję, \e nie zamierza sprawdzić skuteczności
maskotki. Sam był jak najdalszy od odwiedzenia jaskiń hazardu.  Chyba nie
planujesz dać zarobić jednorękim bandytom, co?
Laura wzruszyła ramionami.
 Nie wybiegałam myślą a\ tak daleko naprzód.
 Powinna się pani wybrać do kasyna  rozległ się za nimi czyjś spokojny
głos. Odwrócili się zdumieni i ujrzeli wysoką Metyskę. Długie, czarne włosy z
rudawobrązowymi pasmami miała misternie zaplecione i ozdobione koralikami.
 Gwiazdy pani sprzyjają  ciągnęła, patrząc na Laurę.  Jestem
jasnowidzem. Dostrzegam pozytywne elementy.
w pani aurze.
 Naprawdę?  spytała Laura, pragnąc dowiedzieć się czegoś więcej.
Kobieta się roześmiała.
 To nie czary. To dar natury, nadprzyrodzona moc.  Wyciągnęła przed
siebie ręce.  Powró\ę pani. Tylko cztery dolary.
Widząc rozbawienie w oczach McCoya, Laura uśmiechnęła się do niego
figlarnie, a potem odwróciła się do wró\ki i poło\yła dłonie na jej
wyciągniętych rękach. Kobieta zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich
oddechów.
 Tak. To pomyślny okres w pani \yciu i szansa na wielką miłość. 
Uśmiechnęła się, nie otwierając oczu.  Wiele rozkoszy. Tak.
W jej wolno cedzonych słowach brzmiała nutka zmysłowości i nietrudno
było sobie wyobrazić, co kobieta widzi. Laurę zaczęły palić policzki.
Wyraz twarzy kobiety zmienił się gwałtownie. Zaczerpnęła powietrza,
twarz wykrzywił grymas. Otworzyła oczy i zabrała ręce, jakby dłonie Laury ją
parzyły.
 Co to znaczy? Co ujrzałaś?  spytała Laura, przekonana, \e kobieta
odgrywa sztuczkę na u\ytek turystów, mimo to dając się wciągnąć w tę zabawę.
Kobieta zmusiła się do uśmiechu.
 Po chwilach szczęścia nadejdzie czas smutku.  Rzuciła McCoyowi
spojrzenie pełne wyrzutu.
McCoy zapłacił za kota, którego Hondo zawinął w gazetę. Laura
wyciągnęła z portmonetki banknot pięciodolarowy i podała kobiecie. Biorąc go,
Metyska złapała Laurę za rękę i powiedziała konfidencjonalnym szeptem:
 Czasami pozory mylą. Nie bój się kierować głosem serca. Jeśli będziesz
tak postępowała, znajdziesz szczęście.  Potem dodała zwykłym tonem: 
Przyniosę resztę.
Laura machnęła ręką i kobieta, uśmiechając się, wsunęła banknot do
kieszeni spódnicy. McCoy wziął kota pod pachę.
 Czy chcesz jeszcze na coś rzucić okiem?  spytał. Laura pokręciła
głową.
 Mam wszystko, czego chciałam. I umieram z głodu! Postanowili przed
pójściem na pla\ę wrócić na statek i zjeść pózny lunch. W cieniu straganów było
stosunkowo chłodno, ale na zewnątrz słońce mocno przygrzewało.
 Idealny dzień na pla\ę  zauwa\ył McCoy, kiedy szli wąskimi
chodnikami, mijając nie kończący się ciąg wystaw, prezentujących pamiątki,
bawełniane koszulki, alkohole i perfumy.
Laura przyznała mu rację.
Dwie i pół godziny pózniej stała roześmiana na pla\y, wody Atlantyku
obmywały jej stopy, a piasek Bahamów przesypywał się między palcami. Prosto
z taksówki pognała do morza i nadal w jednej ręce trzymała torbę pla\ową, a w
drugiej sandały. Głowę odchyliła do tyłu, by wystawić twarz na pro  mienie
słońca.
McCoy stał na brzegu i obserwował Laurę, rozkoszując się jej wolnością i
szczęściem. Podziwiając ją. Pragnąc jej.
 Chodz. Woda jest cudowna  namawiała go, przepełniona dziecięcą
radością.
McCoy ujrzał w myślach wszystkie sceny miłosne w wodzie  niemal
czuł sól na ustach, wyobra\ając sobie, jak le\ą w płytkiej wodzie, spleceni w
uścisku.
 Ju\ idę  powiedział, mocując się ze sznurowadłem.
 Jeśli zacznę tonąć, to koniec  za\artowała, wychodząc zwody.
McCoy podskakiwał za nią na jednej nodze, wcią\ walcząc z opornym
sznurowadłem. Wyjęła z torby ręcznik, rozło\yła go, usiadła wyciągając nogi
przed siebie, by go nie zapiaszczyć. McCoy z ulgą opadł obok i wziął się do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl