[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Do końca weekendu już się nie widzieli, a w pierwszej
połowie tygodnia oboje byli bardzo zajęci. Spotkali się
dopiero w czwartek w przychodni.
Idę na lunch do tego pubu za rogiem oznajmił
Adam pozornie obojętnym tonem. Może wybierzesz się
ze mną?
W tym momencie zabrzęczał jej telefon komórkowy.
Amy? Tu Alan Dunnings z Top Cliff Farm. Niepo-
koję się o ojca. Ostatnio był w niezłej formie, nie przemę-
czał się, ale dziś podczas spaceru wpadł na zagrodę dla
owiec. Teraz siedzi przy kominku, jest blady i ma bóle
w klatce piersiowej.
Wezwij karetkę poradziła Amy. To może być
coś poważnego.
Jeśli to zrobię, na pewno się wścieknie. Ostatnim
razem ratownicy siłą go zabrali.
Zaraz do was przyjadę i go obejrzę obiecała.
Ale jeśli jego stan ulegnie pogorszeniu, natychmiast
dzwoń po karetkę.
Dobrze. Dziękuję.
104 GILL SANDERSON
Zauważyła, żenadzwięksłowa ,,karetka Adam pod-
niósł wzrok.
Czy to był twój pacjent? spytał.
To pacjent doktora Wrighta i jego serdeczny przyja-
ciel. Kilka tygodni temu przeszedł atak serca wyjaśniła,
a następnie pokrótce zreferowała mu ten przypadek.
Rozumiem. Więc teraz jedziesz do niego. Czy
chcesz, żebym ci towarzyszył?
Niczego bardziej nie pragnę. Może tobie uda się
przemówić mu do rozsądku.
Alf Dunnings siedział w swoim ulubionym fotelu.
Miał zupełnie siną twarz. Na widok Amy zdobył się na
blady uśmiech i nie protestował, gdy Adam zaczął go
badać. Zmierzył mu tętno i ciśnienie, a następnie osłuchał
jego serce.
Przykro mi, panie Dunnings, ale Amy i pański syn
mają rację oznajmił, chowając stetoskop do torby.
Musi pan pojechać do szpitala. Zrobimy kilka badań,
a potem...
Za żadne skarby nie pójdę do szpitala! Nie jestem
w stanie tam oddychać. W szpitalach ludzie umierają.
A pan umrze, jeśli nie...
Czy mogę zamienić z tobą kilka słów, Adam?
przerwała mu Amy, biorąc go pod rękę i prowadząc
w przeciwległy kąt pokoju.
Czy masz coś do dodania? spytał z rozdrażnie-
niem, obrzucając ją gniewnym wzrokiem.
Powiedz mu, że nie odeślesz go do szpitala. Potem
wyjdziemy przed dom i pospacerujemy z Alanem po
podwórzu.
Ale on musi jechać do szpitala! Przecież sama to
WAKACJE NA MAJORCE 105
mówiłaś. Nie można dopuścić do tego, żeby tachykardia
nadal się utrzymywała. Ma również arytmię.
Możesz zwiększyć dawkę leku, ale teraz powiedz
mu tylko, że nie musi jechać do szpitala. Za dziesięć
minut możesz zmienić zdanie.
Adam uważnie jej się przyjrzał, nie bardzo ją rozumie-
jąc, a potem podszedł z powrotem do Alfa.
Na razie zostanie pan w domu. Pański stan nie
wymaga leczenia szpitalnego, ale musi pan postępować
ściśle według naszych zaleceń. Jutro znów tu wpadniemy.
W porządku odrzekł Alf.
Amy wyprowadziła Adama na podwórze. Po piętnastu
minutach wrócili do Alfa.
Doktor Ross chce jeszcze raz osłuchać twoje serce,
Alf oznajmiła Amy. Potem damy ci już spokój.
Adam ponownie wyjął stetoskop i przyłożył go do
klatki piersiowej pacjenta. Po chwili spojrzał na Amy
i zmarszczył czoło. Był wyraznie zaskoczony wynikiem
badania.
Wrócimy tu jutro, Alf zapowiedziała Amy. Do
tego czasu masz postępować zgodnie z zaleceniami.
Dobrze mruknął Alf.
Kiedy wsiedli do samochodu, Adam spojrzał na Amy
pytającym wzrokiem.
Już ci wyjaśniam. Alf panicznie boi się szpitala.
Znienawidził to miejsce, kiedy wylądował tam po pierw-
szym ataku serca. Dlatego gdy usłyszał, że zamierzasz go
tam odesłać, czynność jego serca gwałtownie wzrosła,
a spadła, kiedy dotarło do niego, że nie musi opuszczać
farmy.
Niedorzeczne, ale zrozumiałe. Czy masz wielu
106 GILL SANDERSON
pacjentów, którzy nie chcą akceptować tego, co jest dla
nich najlepsze? I nie są nawet w stanie dostrzec, gdzie
popełniają błąd?
Och, bardzo wielu. Niekiedy nawet najbardziej in-
teligentni... Urwała, a potem dodała: Ale przecież ty
nie mówisz o pacjentach.
No, niezupełnie. Chodzi mi o ciebie.
Wjechali na główną drogę.
Zastanawiałam się nad tym, co mówiłeś. Dużo
o tym myślałam. Mówią, że kiedy dziecko się oparzy,
czuje strach przed ogniem, i to jest prawda. No cóż, ja się
sparzyłam i wciąż czuję lęk.
Ale lęk z czasem znika, Amy.
To zależy od tego, jak bardzo się boisz.
Zjechała na pobocze i zgasiła silnik.
Nie opowiedziałam ci jeszcze całej mojej historii.
Zrobię to teraz. Moje stosunki z mężem układały się
fatalnie, ale przynajmniej miałam pracę. Potem zaszłam
w ciążę. Poczęcie Elizabeth było... przypadkowe. Paul
wrócił do domu pijany i zaczął domagać się swoich
,,praw , jak to określił. Gdy dowiedział się, że będę
miała dziecko, wpadł w szał. Zażądał, żebym usunęła
ciążę. Kategorycznie odmówiłam. A już zupełnie się
wściekł, kiedy powiedziałam mu, że będziemy mieli cór-
kę. I pomyśleć, że kiedyś wydawał mi się wspaniałym
mężczyzną. Tak czy owak, po narodzinach Elizabeth
nasze stosunki stały się nie do zniesienia. W końcu zażą-
dałam rozwodu. Dalszy ciąg znasz.
Adam pochylił się i pocałował ją w policzek.
To należy już do przeszłości, Amy. Sytuacja może
się poprawić.
WAKACJE NA MAJORCE 107
Wiem. Ale wiedzieć a czuć to dwie różne sprawy.
A ja nadal się boję.
Nie odezwał się ani słowem, tylko podał jej chustecz-
kę. Amy otarła łzy, a potem uruchomiła silnik.
Musimy wracać wyszeptała.
W sobotę przyjechała matka Johanne i zabrała ją do
miasta. W piątek Adam był rozdrażniony i zdenerwowa-
ny. Kiedy Amy znalazła się z nim sam na sam, próbowała
go uspokoić.
To jest coś w rodzaju sprawdzianu powiedziała.
Okaże się, czy dobrze wychowałeś swoją córkę. Moim
zdaniem ten test wypadnie dla ciebie pomyślnie. Jeśli to,
co o nich obu mówiłeś, jest prawdą, Johanne spędzi miły
dzień, a potem chętnie do ciebie wróci.
Mam nadzieję mruknął. Ale nie jestem przesad-
nie zadowolony ani też zbyt pewny siebie. Nie ufam tej
kobiecie. Przy niej wszystko zawsze zle się układa.
Bądz dobrej myśli, Adam.
Większą część soboty Amy spędziła z matką, próbując
wyciągnąć z niej szczegóły na temat Noela. Jednakże
Sylvia odmówiła zwierzeń. Wyznała tylko, że jest szczę-
śliwa.
Niedzielne poranki zawsze były wyjątkowe. Amy dłu-
żej zostawała włóżku, a Elizabeth przychodziła do niej
i zaczynała się zabawa. Potem Amy przygotowywała
śniadanie, które jadły, siedząc obok siebie na łóżku.
Tej niedzieli rozległ się dzwięk telefonu, kiedy jesz-
cze figlowały, głośno chichocząc.
Witaj, Adam! Przepraszam, że tak długo nie pod-
108 GILL SANDERSON
nosiłam słuchawki, ale fikałyśmy z Elizabeth koziołki na
łóżku wyjaśniła, z trudem łapiąc oddech.
Ja też lubię zabawy z twoją córką. Przepraszam, że
dzwonię do domu. Wiem, że sobie tego nie życzysz.
Czy coś się stało? Jak udał się wczorajszy dzień?
Johanne świetnie się bawiła. Wróciła w nowej bar-
dzo obcisłej sukience, twarz miała pokrytą grubą warstwą
makijażu, a włosy ufarbowane. Ona ma czternaście lat,
nie dwadzieścia.
Adam, czy telefonujesz po to, żeby na mnie wyła-
dować złość?
Przepraszam, Amy. Czy moglibyśmy się spotkać?
Nie u ciebie i nie u mnie, lecz w jakimś neutralnym
miejscu.
Neutralnym? Jak na wojnie? Wyjrzała przez ok-
no. Poranek był pogodny, ale wydawał się dość rześki.
Dobrze. Spotkajmy się w parku nad rzeką. Wezmę
chleb dla kaczek. Będziemy tam za jakąś godzinę.
Ubrały się ciepło, wzięły Uoł bochenka czerstwego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]