[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blatu.
- Zdą\ymy to zrobić. Odwróciła się i go objęła.
- Masz rację. Poza tym jesteśmy nowo\eńcami. Widać
było zaskoczenie na jego twarzy, ale szybko się opanował.
- Musimy pomyśleć o jakimś innym usprawiedliwieniu,
kiedy to przestanie być aktualne.
Oznakowali i zaszczepili cielaki nieco pózniej. Nawet jeśli
któregoś z pracowników zastanowiło, dlaczego szef się
spóznił, to się nie zapytał.
Następne dni mijały spokojnie. Odnaleziono kilka
zagubionych byków, naprawiono płoty. Lyn ubóstwiała pracę
na powietrzu, szczególnie jeśli mogła jezdzić konno.
Starała się nie zaniedbywać te\ pracy w domu. Cal
zatrudnił ją przecie\ do sprzątania i gotowania. Nie zamierzała
tego zmieniać, chocia\ byli mał\eństwem.
Rozmroziła wielką dynię. Zrobiła dwa placki i upiekła
chleb. Ugotowała rosół z makaronem i zrobiła dwie wołowe
zapiekanki.
Następnego dnia zadzwoniła i zaprosiła matkę Cala na
kolację.
- Bardzo dziękuję, kochanie. To miłe. Pojutrze
wyje\d\am. - Cora Lee się zawahała. - Czy Cal wie, \e do
mnie dzwonisz?
Lyn odchrząknęła. Raptem poczuła się niezręcznie.
- Nie, ale będzie zachwycony. Zmiech jego matki był
szczery.
- Obie wiemy, \e to nieprawda, Lyn McCall. - Jej głos
stał się stanowczy i powa\ny. - Ale i tak przyjadę. Zamierzam
stać się częścią waszego \ycia, czy mojemu synowi się to
podoba czy nie. Jego dzieci nie będą dorastały, nie wiedząc, \e
je kocham.
Lyn poczuła ucisk w gardle. Zastanawiała się, co zaszło
pomiędzy rodzicami Cala. Cora Lee nie chciała porzucić syna.
Lyn była tego pewna, bez względu na to, co sądził Cal.
Kiedy wszedł do kuchni, powiedziała mu, \e jego matka
przychodzi na kolację.
- Co takiego? Niech zgadnę! Zadzwoniła i znowu się
wprosiła. - Cal rzadko mówił z takim sarkazmem, więc Lyn
popatrzyła na niego uwa\nie. Jej ręce znieruchomiały nad
chlebem, który kroiła.
- Nie - powiedziała spokojnie. - To ja do niej
zadzwoniłam. Wyje\d\a za dwa dni. Pomyślałam, \e
zechcesz...
- To zle pomyślałaś. - Jego głos brzmiał lodowato. - Ta
kobieta zostawiła mojego ojca i mnie, nie bacząc na nic.
Dopiero wówczas, kiedy uło\yła sobie \ycie, przypomniała
sobie o mnie. Jest trochę za pózno na udawanie oddanej matki.
Lyn pochyliła głowę. Kruche poczucie zadowolenia, które
towarzyszyło jej od kilku dni, ulotniło się.
- Przepraszam. Mam zadzwonić i odwołać zaproszenie?
W kuchni panowała napięta cisza. W końcu Cal westchnął.
- Nie. Nie odwołuj. Chyba wytrzymam jeszcze jeden
posiłek z moją matką, zanim znowu nie odjedzie, by nigdy tu
nie powrócić.
- Ale - Lyn uniosła głowę - ona wróci, kiedy urodzi się
dziecko Silver. Regularnie będzie odwiedzała wnuki. Jestem
pewna. Kiedy urodzą się nasze dzieci...
- Kiedy urodzą się nasze dzieci, ta kobieta nie będzie tu
mieszkała. - Był nieugięty. - Nie licz zbytnio na to, \e
ponownie przyjedzie, bo mo\esz się zawieść.
Lyn wiedziała, \e nie mo\e powiedzieć nic więcej, by go
jeszcze bardziej nie zdenerwować. Zdecydowała się milczeć.
Cal poszedł na górę, \eby wziąć prysznic i przebrać się.
Lyn skończyła krojenie chleba trzęsącymi się rękami.
Jej serce cierpiało. Czy Cal będzie taki niemiły przez cały
wieczór? Có\ za niezręczna sytuacja! Ubolewała nad jego
zachowaniem. Pod maską chłodnego faceta krył się mały
chłopiec, który nadal się zastanawiał, dlaczego opuściła go
matka. Zazwyczaj Cal był naj\yczliwszym ze wszystkich
mę\czyzn, jakich znała. Tylko bardzo silne prze\ycie mogło
go zmusić do zachowania się w ten sposób.
Wierny danemu słowu, wrócił za kilka chwil. Lyn
zapraszała Corę Lee do domu. Z ulgą zauwa\yła, \e Cal
znowu miał \yczliwy, choć chłodny wyraz twarzy.
- Jest zimno na dworze - powiedział, pomagając jej zdjąć
płaszcz. - Jutro znowu będziemy musieli rąbać lód.
- Cal mówił, \e pomagasz przy znakowaniu cielaków -
Cora Lee zagadnęła Lyn, rozcierając dłonie, \eby je rozgrzać.
- Podziwiam cię, kochanie.
- Lyn jest twarda. Jest idealną \oną dla ranczera -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]