[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Aącznie z mapą?
-Nie. Mapa była zapakowana oddzielnie, ale wydawało mi się, że jakby należała do
rękopisu, więc i ją wysłałam do drukarni w Inowrocławiu, żeby ocenili znalezisko.
- Rozumiem - znowu powtórzyłem bezmyślnie, zapatrzony w zielone oczy i płomienną
fryzurę pani Agaty.
- I myśli pan, że to wszystko nie jest zmyślone, że to wszystko jest prawdą, a nie fikcją?
Wzruszyłem ramionami.
- Trudno powiedzieć. Na pewno część jest tylko imaginacją umysłu, ale ta część dotycząca
Pakości czy Mogilna - niemal się sprawdziła. I to dosyć dokładnie.
78
- Niemożliwe! - westchnęła pani Agata. - Niemożliwe. Tatuś traktował ten przekaz
jako literaturę przygodową. I tak o tym  Rękopisie" mówił, panie Tomaszu.
Nie pozostało mi nic innego, jak streścić nasze ostatnie przygody, a chłopcy z
entuzjazmem dopowiedzieli co pikantniejsze szczegóły.
- Niemożliwe! - szeptała pani Agata.
- Ależ tak, psze pani, ależ tak - przekrzykiwali się nawzajem chłopcy. - A myśmy te
skrzynie, ale puste, znalezli w takim dole, porzucone w lesie koło Kobylnicy, jak napadli
na wóz konserwatora, psze pani...
- Jak to, kto napadł? - wykrzyknęła zdumiona pani Agata.
Wówczas uciszyłem chłopców i króciutko wtajemniczyłem panią Agatę, kto i kogo
napadł, i dlaczego tutaj jesteśmy.
- Stąd nasz pobyt w Poznaniu - dokończyłem. - Chociaż i tak mieliśmy zwiedzić to
piękne miasto, jako że tu kończy się lub zaczyna Szlak Piastowski.
- I pan z chłopcami przy okazji szuka skarbów? - zdziwiła się pani Agata.
- Nie. Ja ich nie szukam. Ja nie szukam też żadnych przygód. One po prostu nas
znajdują! - odpowiedziałem, chociaż moi zuchowie ostro zaprotestowali, a Leszek rzekł z
wyrzutem:
- Pan Tomasz tylko żartuje, prawda? Bo jak w Inie poszliśmy nocą do wuja Zenka, to
niby nie była to nocna przygoda, kiedy mnie ów złodziejaszek odurzył chloroformem?
- Aż tak? - nie dowierzała pani Agata.
Tu znowu zaczęły się bezwładne opowieści moich zuchów, a zwłaszcza Leszka, który
żywo opowiadał o naszej nocnej wyprawie kajakiem do Pakości i do piwnic spichlerza.
- E, koledzy. Chyba trochę przesadzacie, nieprawdaż? - wtrąciła pani Agata, ale Leszek
aż wstał i uderzył się piąstką w piersi, mówiąc:
- Zwięta prawda! Przysięgam!
Tu jednak nie wytrzymałem i cicho parsknąłem śmiechem, widząc wzniosłą postawę
Leszka.
- Przysięgam na krzyż harcerski! - zaparł się Leszek. - %7łe to najprawdziwsza
prawda!
- Wierzę, wierzę - powiedziała pani Agata, a ja dokończyłem:
- Owszem, to prawda. Jak prawdą jest ów napad na samochód konserwatora i
zrabowanie z niego owych judaików, które znalezliśmy w Mogilnie.
Pani Agata pokiwała tylko zdumiona głową, a potem powiedziała:
- Dobrze! Pokażę wam  Rękopis". Jest już zapakowany w kufrze, ale chyba go
odszukam.
Czekaliśmy dłuższą chwilę, gdy z sąsiedniego pokoju pani Agata przyniosła skórzaną
teczkę, a z niej wyjęła ów tajemniczy  Rękopis" i położyła na najbliższym kufrze.
- Można? - zapytałem, a gdy skinęła głową na znak przyzwolenia, jąłem odwracać karta
po karcie ów napisany pięknym, kaligraficznym pismem  Rękopis z Poznania", w
którym ktoś opisywał swe złodziejskie wyczyny, jakich dopuścił się w latach
międzywojennych XX wieku.
I co najważniejsze: całość napisano na pergaminie! Uświadomiłem sobie to po chwili,
kiedy zacząłem przewracać kartki o charakterystycznym połysku i wadze, jaki posiada
autentyczny pergamin.
- I nigdy pani ojcu nie przyszło na myśl, że może to być autentyczny zapis złodziejskiego
szlaku, pani Agato?
- Nie. Ojciec miał do czynienia z wieloma złodziejaszkami i awanturnikami, jako ich
79
obrońca przeważnie z urzędu. Był naprawdę krytycznie usposobiony do nich, chociaż
jako adwokat bronił ich przed sądami.
Powoli przekładałem kartę za kartą. Było ich łącznie 205 formatu A4. A każda strona
napisana kaligraficznie, prawie bezbłędnie, czarnym tuszem.
- To prawie zabytek piśmienniczy - podsumowałem, a chłopcy z nabożeństwem patrzyli na
przewracane karty; cały  Rękopis" zawierał osiemnaście rozdziałów, które podano na
końcowej stronie.
Złożyłem starannie karty i odłożyłem je na kufer.
- Wie pani, pani Agato, że  Rękopis" należałoby zbadać również pod innym
względem? - powiedziałem do pięknej gospodyni.
- Pod jakim względem? - zapytała.
Już chciałem jej odpowiedzieć, gdy zaterkotał mój telefon, więc przeprosiłem i
podszedłszy ku oknu, wyjąłem go z kieszonki kamizelki i spojrzałem na wyświetlany
numer. Dzwonił Paweł.
- Szefie! Mamy Baturę!
- Jak to mamy? Ty z Zośką? - zdziwiłem się.
- Nie tylko. Policja go ma. Właśnie kontrolują jego samochód...
- I on, tak zwyczajnie, na to pozwala? - znowu się zastanowiłem, bo wiedziałem o
niespokojnej naturze Batury. - To znaczy, że jest  czysty" - odpowiedziałem sam sobie. - To
nie jego samochodem przewożono łupy. Dlatego nie protestuje.
Usłyszałem głos Pawła:
- Ma pan rację, szefie! Za sprytny jest, aby go nakryć.
Westchnienie Pawła doszło do mych uszu niczym głos rozpaczy, więc powiedziałem:
- A gdzie go policja namierzyła? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl