[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wielki kłąb dymu.
- Nie zrobi chyba żadnego głupstwa - powiedziałem.
- Wiem, ale te romanse doprowadziły do tego, że musieliśmy mieszać załogi, które już
się poustawiały na swoich łajbach.
- A która to panna sieje takie spustoszenie w męskich sercach? -zapytałem.
- Tamta blondynka - Sarmata wskazał ruchem głowy.
Po obozowisku kręciła się blondynka o prawie białych włosach. Krótkie szorty i
bluzeczka opinały jak trzeba wszystko to, czym młoda kobieta chciała drażnić i kusić
kolegów. Przypominała amerykańską gwiazdę Pamelę Anderson. Widać było, że pozostałe
dziewczyny patrzą na towarzyszące blond piękności zainteresowanie z lekką zazdrością
przemieszaną z ironicznymi spojrzeniami. Byłej miłości Jacka towarzyszyła trochę inna
dziewczyna, która słała wszystkim chłopcom zalotne spojrzenia.
- A ta druga? - dopytywałem się.
- Nie zauważył pan, że dziewczyny zawsze chodzą parami? Tej pięknej towarzyszy
taka, która ma mniej adoratorów - odpowiedział Sarmata przyjmując łobuzerski wyraz
twarzy. - Ta ładna myśli, że wygląda przy koleżance jeszcze ładniej. Ta druga chce schwytać
trochę blasku spadającego na tę pierwszą.
Parsknąłem rozbawiony i musiałem przyznać, że Sarmata miał w dużej mierze rację.
- Zapraszam na chrzest - powiedział Sarmata wstając i schodząc na brzeg.
- Przyjdę z pewnością zobaczyć zemstę Romea!
- Słyszał już wujek? - podbiegła do mnie Zosia. - No o tej panience i Jacku?
- Z detalami.
Poszedłem na jacht Jacka. Chłopak siedział pod masztem i obserwował przygotowania
do chrztu.
- Co tak siedzisz i nic nie robisz? - zapytałem.
- Nie martw się - pocieszała go Zosia.
- Czepiacie się. Siedzę i patrzę. Na kursie na instruktorów mówili, że trzeba
obserwować swoich podwładnych i patrzeć, czy nie przychodzą im do głowy różne głupoty -
odpowiedział Jacek.
- Mówisz jak stary nauczyciel, a jedyną twoją przewagą jest to, że wcześniej niż oni
zrobiłeś patent żeglarski - powiedziałem.
- E tam... - mruknął. - Co mam robić? Podrywać jakąś inną?
Zosia tylko się uśmiechnęła.
- Na mój gust, żadna nie będzie chciała znosić twoich amorów myśląc, że chcesz
swojej byłej zrobić na złość - doradzałem bojąc się, czy za bardzo się nie ośmieszam. - Nic
nie planuj, a wyjdzie najlepiej.
Nagle rozległ się przeciągły świst prawdziwego gwizdka bosmańskiego. Wszyscy
poszliśmy na brzeg. Tam już na składanym krzesełku siedział Sarmata przebrany za Neptuna.
Wokół kręciła się horda diabłów. Do nich dołączył Jacek, który dzierżył w dłoni wyjęty nie
wiem skąd pęk pokrzyw.
Najpierw odczytano specjalny edykt i zapytano, czy są tacy, którzy rezygnują z
wstąpienia w szeregi braci żeglarzy. Oczywiście tchórzy nie było. Pierwszym zadaniem było
zebranie przez nich szyszek. Kto nie przyniósł do obozu pięciu, ten miał przejść specjalne
tortury. Znalezienie szyszek na Gilmie jest trudne, bo rośnie tam zaledwie kilka drzew
iglastych i to w dodatku marnych. Nikt nie miał nawet dwóch szyszek.
- Prawdziwe wilki morskie muszą poznać smak słonej wody - zagrzmiał w tym
momencie Neptun.
Zaczęło się więc picie solidnie posolonej wody.
- Cook okrętowy nie zawsze ma humor i dobrze ugotuje, więc przygotujcie się na
egzotyczne smaki - zapowiadał Krypka przebrany za diabła.
Poczęstowano nowicjuszy specjalną miksturą sporządzoną według tradycyjnego
przepisu: pieprz, musztarda, ketchup, sok z cytryny, surowe jajka. Diabły wysmarowały
wszystkich węglem drzewnym, goliły twarze pagajami. Kulminacją był  tunel śmierci .
Paliki wbite w ziemię w dwóch rzędach i sznurek tworzyły szkielet, na którym ułożono
pokrzywy. Był tak niski, że można się nim było tylko czołgać. Jego dno wyłożone było
warstwą świeżego błota. Chrzczeni mieli dwa wyjścia. Mogli czołgać się po błocie i trochę
pokłuć o zmoczone pokrzywy na dnie i bokach, albo też iść na czworaka szorując plecami po
kłujących roślinach rozłożonych na wierzchu tunelu. Nie dziwi więc, że ze środka dobiegały
jęki i westchnienia.
Potem adepci sztuki żeglarskiej stawali przed obliczem Neptuna. Składali uroczystą
przysięgę i otrzymywali żeglarskie imię. Na koniec wychodzili na rufę jachtu Sarmaty, gdzie
musieli wystawić końcówkę pleców do porządnego uderzenia wiosłem. Drewniany pagaj
trzymał Jacek. Blond piękność, która otrzymała ksywę  Binduga wykonała po Jackowym
uderzeniu piękne salto i wyjątkowo długi lot do wody. Widziałem, że przy tym uderzeniu
diabeł - ratownik był szczególnie czujny. Podobny los spotkał konkurenta Jacka do serca
blondynki. Tak oto wyglądała zemsta naszego Romea.
Na koniec odbyła się wspólna kąpiel w jeziorze i rozpalono maleńkie ognisko.
- Chyba teraz może pan opowiedzieć o swoich przygodach - poprosił Sarmata, gdy
zapadło milczenie.
Opowiedziałem więc, a Jacek i Zosia uzupełniali trochę koloryzując. Powiedziałem
też o tym, co mnie sprowadza w te okolice.
- Chciałem prosić was o pomoc w poszukiwaniach. Pływacie po jeziorach,
rozmawiacie z mieszkającymi tutaj ludzmi. Może przypadkiem czegoś się dowiecie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl