[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie było ani śladu Winnifred i Mefista.
- Ano, przyszliśmy parę minut za wcześnie - stwierdził spoglądając na zegarek. -
Możesz sobie poszukać jakiegoś schronienia. Wygląda na to, że będziemy musieli
parę minut
zaczekać.
Nagle usłyszał upiorne zawodzenie.
- Co to było? - zapytał.
Felina zesztywniała i rozejrzała się dookoła.
- Coś umiera - oświadczyła z przekonaniem.
Detektyw potrząsnął głową.
- To pewnie tylko wiatr.
- To jest stare i słabe - zamruczała, jej nozdrza drgały łowiąc zapachy niesione
wiatrem.
- %7ładne stare i słabe zwierzę nie robi takiego hałasu - zaprotestował Mallory, kiedy
zawodzący dzwięk ponownie dotarł do jego uszu. Zdawał się wyrażać bezbrzeżny
smutek i zakończył się niskim, żałobnym jękiem.
- Coś jest stare i chore, i słabe, i smaczne - zanuciła dziewczyna-kot. - Według mnie
jest po prostu słabe i nic więcej - zapewnił ją - pospiesznie Mallory.
Niesiony wiatrem arkusz papieru przeleciał obok i Mallory złapał go w powietrzu.
Była to gazeta datowana 29 pazdziernika 1929 roku.
CZARNY WTOREK!, oznajmiał nagłówek. KRACH NA GIEADZIE! Zaciekawiony
Mallory zaczął czytać artykuł wstępny, potem stracił zainteresowanie i przejrzał
felieton wyjaśniający, dlaczego filmy dzwiękowe doprowadzą Hollywood do
katastrofy finansowej. Wreszcie przerzucił strony i zaczął czytać notatkę o
obiecującym dwulatku imieniem Waleczny Lis.
Kiedy skończył, rzucił gazetę na ziemię i jeszcze raz popatrzył w głąb ulicy. - Dalej ani
śladu naszych przyjaciół - stwierdził. Usłyszał następny żałosny jęk. - Ciekawe, co to,
u diabła, może być? - zapytał niespokojnie. Dopiero wtedy spostrzegł, że jest sam.
- Felina! - wrzasnął, ale nie otrzymał odpowiedzi. Pobiegł na skrzyżowanie i rozejrzał
się w obie strony, znowu wykrzykując jej imię, ale nie zobaczył po Felinie ani śladu.
Wobec tego wrócił przed budynek. Potem usłyszał hałas, jaki wydawały linki obijające
się o metal na wietrze, więc zaczął oglądać wystające ze ściany maszty do zawieszania
flag, pełen nadziei, że Felina usiadła na którymś z nich. Nie było jej.
- Nasza wytworna mała grupka robi się coraz mniejsza i coraz bardziej wytworna -
mruknął, wsadził ręce do kieszeni i zaczął spacerować tam i z powrotem przed
frontem budynku. Po chwili postanowił zapalić papierosa i odwrócił się plecami do
ulicy, żeby osłonić od wiatru płomyk zapalniczki. Kiedy znowu się odwrócił, znalazł
się twarzą w twarz z Wielkim Mefisto, który ciasno owinął się swoją peleryną. -
Przepraszam za spóznienie - powiedział mag. - Gdzie jest Winnifred i ten mały konik?
- Jeszcze się nie pokazali.
- A dziewczyna-kot?
- Jeszcze przed chwilą tu była - odparł Mallory z irytacją.
Mefisto schował się we wnęce drzwi.
- Ta cholerna peleryna! - zaczął narzekać. - Jest świetna na deszcz i śnieg, ale
w ogóle
nie osłania od wiatru.- Skrzywił się. - W każdym razie niezle mi służy jak na
masową
konfekcję.
- Czego się dowiedziałeś? - zagadnął Mallory.
- Ciągle nie wiem, gdzie jest Larkspur - przyznał Mefisto - ale za to wiem, że
Grundy
jeszcze go nie ma.
- Gdzie jest teraz Grundy?
Mefisto wzruszył ramionami.
- Nie mam najmniejszego pojęcia.
Mallory zmarszczył brwi.
- Chwileczkę. Myślałem, że dopiero co go widziałeś.
- Nigdy tego nie mówiłem. Powiedziałem tylko, że on nie ma Larkspura.
- Skąd możesz wiedzieć, jeśli nie wiesz, gdzie on jest?
Mefisto uśmiechnął się.
- Kota można obedrzeć ze skóry na wiele sposobów... przepraszam ze względu na
twoją przyjaciółkę. Grundy ma tak dobrą ochronę, że nikt, nawet największy
czarodziej na świecie - skłonił się - nie może po prostu wejść do jego kwatery głównej
i sprawdzić, co się tam dzieje. - Przerwał. - Poważnie zastanawiałem się, czy nie użyć
mojej kryształowej kuli, ale ona przypomina telewizor działający w obie strony: jeżeli
ja go widzę, on może zobaczyć mnie. Niezbyt mi to odpowiadało; prawdę mówiąc
absolutnie nie miałem na to ochoty.
- Więc co zrobiłeś?
- Jego pomagierzy - głównie trolle i gobliny - zbierają się zwykle w małym pubie
niedaleko stąd, żeby się napić i zagrać w karty. Więc poszedłem tam, postawiłem
wszystkim kolejkę, zagrałem parę rozdań i dobrze nadstawiałem uszu. - Uśmiechnął się
triumfalnie. - Nawet wygrałem dwanaście dolarów.
- I co oni mówili? - zapytał Mallory zadeptując papierosa. Próbował zapalić
następnego, ale wiatr ciągle gasił płomyk zapalniczki, więc detektyw w końcu
zrezygnował i włożył papierosa z powrotem do kieszeni.
- No, prawie żadnego z nich nie było - wyznał Mefisto - ale spotkałem dwóch i oni mi
powiedzieli, że Grundy z jakiegoś powodu wpadł w absolutną furię. Nagle Mallory
zachichotał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl