[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spływając kasztanową falą aż na ramiona.
- To ja już pójdę! - Kaśka zerwała się niczym oparzona. Nie umiała
i nie chciała mówić głośno o uczuciach.
Mirella szarpnęła ją za przydługą spódnicę.
- Siadaj. Nie bądz głupia. Ale od faceta trzymaj się z daleka.
- Dla... dlaczego? Czy on coś...
Mirella przyglądała się własnym kształtnym stopom.
- Jest na wyskoku. Coś gdzieś zostawił. Dom, rodzinę.
- Wiesz dlaczego?
- O takich sprawach się nie mówi. I nie pyta. Nie wolno włazić z
kaloszami do duszy. Ale ja wiem. Szósty zmysł. A zresztą...
olewam!
Marek przestępował z nogi na nogę. Spóznił się do "kolejki"
łazienkowej i musiał odczekać. Stał oparty o ścianę, z ręcznikiem
przewieszonym przez szyję, i słuchał podśpiewywań Mirelli:
O nic nie pytaj,
Nie bierz życia serio,
Dla nas nie ma wiosny,
Zima dla gawronów!
- Zespół "Leonidas"! - mruknął wsłuchując się w trudną linię
melodyczną. - Jak to idzie dalej? Aha!
Miłość to złudzenie,
O niej tylko zgredy
Popiskują smutnie
W barchanowych łóżkach...
Mirella usłyszała miły baryton z korytarza. Zamknęła kran.
- Zgadnij, co robię?
Marek przysiadł na piętach. Pytanie było z tych, na które nie
wiadomo, co odpowiedzieć.
- Sądząc z odgłosów - albo pędzisz bimber, albo się kąpiesz.
Wysunęła się owinięta w kusy ręcznik. Jej włosy wilgotną kaskadą
spadały na twarz. Marek poczuł, jak jego ciało pręży się i krew
napływa do głowy. Z trudem się opanował. Mirella rozgarnęła włosy.
Przy nagłym ruchu ręcznik osunął się do stóp. Niczym to nie
Strona 51
Boglar Zobaczysz że pewnego dnia...
speszyło dziewczyny. Miała smukłe, bardzo piękne ciało. Chłopiec
przymknął oczy, przywołując z pamięci jej obraz, gdy wspinała się
do szoferki kolejnego TIR-a. Pomogło.
- Długo tam siedziałaś - powiedział ochryple.
Powoli owijała się ręcznikiem. Jej policzki nagle pokryła bladość.
- Gdybym wiedziała, że czekasz, siedziałabym jeszcze dłużej!
Zła ruszyła korytarzem, kierując się do swojej facjatki. Tam
rzuciła się na łóżko. Azy płynęły gęstymi kroplami. Nie pamiętała,
kiedy ostatni raz pozwoliła sobie na płacz. Chyba trzy lata temu,
gdy po raz pierwszy wysiadła z ciężarówki na stacji benzynowej. I
raz potem, gdy już wynajęła tę klitkę od Kalinowskiego. Jej
pierwsza noc po ucieczce z domu. Wtedy płakała do rana. Skoro świt
otarła oczy, umyła twarz zimną wodą i stanęła do pracy. Nigdy
pózniej nie uroniła jednej łzy. Więc dlaczego teraz? "Nie chciał
mnie. Nawet nie spojrzał. Czuje pogardę - myślała, wycierając nos
skrawkiem prześcieradła. - Oni wszyscy w głębi duszy gardzą taką
dziwką jak ja. Myślałam, że jest inny. Ale nie. Jest uprzejmy i
wstyd by mu było, że musi odmówić. Strach przed zarazliwą
chorobą... to też. Przecież mu nie powiem, że zawsze się
zabezpieczam. Ale jeśli nie jest prawdą, że ten głupi kawałek
gumki chroni? Zwariować można!"
Zasnęła zmęczona i spłakana. Dzień był trudny. I nikt jej nie
uprzedził, że następny będzie jeszcze gorszy.
Marek wtulał twarz w poduszkę, próbując zasnąć. Pod czaszką
kłębiły się złe myśli. "A jeśli uraziłem Mirellę? Wyglądała przez
moment, jakby ziemia usunęła jej się spod stóp. Powinna wiedzieć,
że tak naprawdę żaden mężczyzna nie lubi się dzielić z innym swoją
kobietą. Tak jest od pradziejów. Nawet jaskiniowcy pilnowali ognia
i rodziny. Ale ja... nie mogę. I nigdy nikt się nie dowie,
dlaczego..."
Słońce wstawało czerwone i gorące. Zapowiadał się kolejny upalny
dzień.
- Pojedziecie po lody. Najlepiej te w dużych pojemnikach - Ligoń
podliczał coś na papierze. Skrobał się za uchem. Jego siwe włosy
opadły na czoło. - Wezcie pięćdziesiąt sztuk.
- Jakich? - Marek nie znał się na wszystkich gatunkach. Rzadko
jadał słodycze. Jeśli było coś, co uwielbiał, to jogurt z
jagodami.
- Grześ wie.
Mały Kalinowski sprawdzał dystrybutor. Przed chwilą odjechała
cysterna zaopatrująca stację w benzynę.
- Jedziemy, Grześ! - Marek przez wypucowaną szybę przyglądał się
akcesoriom samochodowym, ładnie poustawianym w sklepie. - No,
przestań się bać.
Grześ miał wystraszone oczy.
- No... nie wiem. Zaraz wyprowadzę furgon. Wstawiłem wczoraj do
garażu.
Marek wdychał lekki opar benzyny. Poczekał, aż Grześ podjedzie i
napełni bak.
- Zauważyłeś kogoś?
Chłopak zamrugał jasnymi rzęsami.
- Nie. A powinienem był?
Marek potrząsnął włosami.
- Muszę się ostrzyc. Znasz jakiegoś fryzjera?
- No... w miasteczku są dwaj. Zaraz obok przedszkola. Męski
prowadzi brat Aubka... stróża.
- Widziałeś jego ikony?
- Co?
- No, obrazy, które maluje. Mówię o stróżu.
Chłopak przecząco pokręcił głową.
- Wujek nie pozwala chodzić do Aubka. Mówi, że %7łarek ma straszne
pchły i mógłbym je przynieść do domu. Stary jest alkoholikiem...
Strona 52
Boglar Zobaczysz że pewnego dnia...
Marek założył pas.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]