[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrozumiała nagle, dlaczego mit demonicznego księcia Draculi
przetrwał całe wieki. Ten nocny łowca ożywał w każdym
mężczyznie i żadna kobieta, choćby nie wiadomo ile razy
powtarzała sobie, że musi się go wystrzegać, nie mogła
powstrzymać pragnienia, by pójść z nim do łóżka.
- Blake, ja....
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zamknął jej usta
krótkim, ale mocnym pocałunkiem. Potem delikatnie, lecz
stanowczo ujął jej głowę w swoje dłonie, odsunął nieco i
zajrzał głęboko w oczy. Słyszał wahanie w głosie Sawanny,
teraz dostrzegł je w jej spojrzeniu.
W chwilach takich jak ta widywał dotąd we wzroku
wszystkich kobiet pełne podniecenia wyczekiwanie,
wyzywającą pewność siebie, zadowolenie płynące z poczucia
zaspokojonej próżności, przestrach walczący o lepsze z
ambicją. Nigdy jednak nie dostrzegł tej trwożnej niepewności.
Nigdy też żadna kobieta nie drżała w jego ramionach.
Targały nim sprzeczne uczucia. Narastające z każdą
sekundą pożądanie, jakie czuł do tej niezwykłej kobiety, i
tkliwość, obawa, by nie zepsuć nastroju tak cudownej chwili
jakimś nierozważnym gestem.
Patrząc ciągle prosto w oczy dziewczyny, podniósł jej dłoń
do ust i ucałował powoli każdy palec z osobna.
- Byłem z tobą szczery od samego początku, Sawanno. Czy
nie powiedziałem, kiedy tylko cię zobaczyłem, że cię pragnę?
Przywołał teraz wszystkie swoje zdolności uwodzicielskie:
spojrzenie, ton głosu, dotyk - wszystko to miało służyć tylko
jednemu celowi.
Sawanna, choć była tak niezdecydowana, wiedziała
doskonale, ku czemu oboje zmierzają. Ostatni raz, kiedy tak
straciła głowę, to było...
- Nie! - Wyrwała nieoczekiwanie rękę z jego uścisku, gdy
całował wnętrze jej dłoni. - Czy zawsze dostajesz to, czego
chcesz? - zapytała, podnosząc głos bardziej, aniżeli
zamierzała.
Siedziała teraz wyprostowana i patrzyła nań twardym
wzrokiem. Była w tym spojrzeniu determinacja i jakiś strach,
strach, który udzielił się znienacka także i Blake'owi.
Rozumiał doskonale, że jeden fałszywy ruch z jego strony, a
wszystko będzie stracone.
- Nie, nie zawsze - powiedział poważnie. Sawanna
tymczasem jakby zdała sobie sprawę, że
zareagowała zbyt gwałtownie. Nadal jednak kłębiły się w
niej wstyd, strach, pożądanie, ciekawość...
- Przepraszam - powiedziała cicho. - Nie chciałam cię
urazić.
- Wiem o tym, Sawanno - odpowiedział i pogładził palcem
jej brew. - Ale chcę, żebyś i ty coś wiedziała.
Nigdy nie zrobię ci krzywdy. Nie musisz się mnie bać. Nie
powinnaś.
Sawanna wiedziała, że Blake mówi prawdę. Była pewna,
że nie kłamie. Bardzo chciała, żeby tak było. Jednocześnie
zdawała sobie sprawę, że jeśli pozwoli mu zrobić to, na co ma
ochotę, ba -jeśli pozwoli na to sobie, natychmiast straci tę
pewność. Nie potrafiła go jednak odepchnąć, kiedy ponownie
objął ją i przyciągnął do siebie.
- Nie wiem, czy potrafię dać ci to, czego chcesz -
powiedziała cicho. - Widzisz, ja nigdy ... ja już od tak dawna...
- Tśśśś. - Winters znowu zdusił jej słowa pocałunkiem. -
Nie musisz się o nic martwić. Zaufaj mi.
Wolno, z rozmysłem, wodził teraz ustami po jej twarzy.
Jego wargi były twarde, a zarazem delikatne i czułe. A przede
wszystkim - piekielnie przekonujące.
Sawanna czuła, że jej opór słabnie. Całe jej ciało
pulsowało, w głowie czuła miły zamęt. Wolno, z
westchnieniem, osunęła się do tyłu i opadła na sofę,
pociągając go za sobą.
ROZDZIAA 6
Blake cały czas bardzo uważał, by nie dać się ponieść
własnej niecierpliwości. Ocierał się ustami o jej nagą szyję,
bezbronną i wystawioną ufnie na jego pieszczoty.
Jednocześnie ręką wsuniętą pod bluzkę wodził w górę i w dół,
wkładając w ten ruch tyle zmysłowości, ile tylko zdołał,
masując jej plecy i przebiegając palcami po kostkach
kręgosłupa. Jej przyspieszony oddech zdradzał rosnące
podniecenie.
Podsunął się nieco wyżej i zaczął ją całować. Poddając się
jego długim, wilgotnym pocałunkom, Sawanna przymknęła
oczy i pod zamkniętymi powiekami widziała niebywałe gamy
kolorów. Zdawała się tonąć w kaskadzie oszałamiających
barw, które opalizowały, przechodziły jedne w drugie,
błyszczały jakąś niesamowitą intensywnością.
Chciała zapamiętać te tłoczące się przed oczami obrazy.
Ale kiedy czubkiem języka zaczął pieścić jej rozchylone
wargi, straciła kontrolę nad myślami. Myślała teraz ciałem,
które stawało się coraz bardziej czułym instrumentem.
Nie przerywając pocałunku, zsunęła się z kanapy na
podłogę. Miała go teraz na sobie i jej ciało wyprężało się na
spotkanie jego ciała. Blake jednak odsunął się na bok.
Pogładził ją po policzku i przeciągnął czule, a zarazem
żartobliwie, palcem po jej podbródku.
- Nigdy jeszcze nie pragnąłem żadnej kobiety tak jak
pragnę ciebie - powiedział pochylony nad nią. Uklęknął,
próbując wziąć ją na ręce.
- Nie! - Sawanna wywinęła się z uścisku. - Chcę, żebyśmy
zrobili to tutaj. Na dywanie, przed kominkiem, zanim
oprzytomnieję... - szepnęła, patrząc mu prosto w oczy. Uniosła
się i sama uklękła, unieruchamiając jego kolano między
swymi udami.
- Jesteś niebywała! - Blake zaczął delikatnie gładzić twarz
dziewczyny.
Sawanna czuła opuszki jego palców pieszczące bliznę na
policzku. Mimowolnie odwróciła głowę. A więc jednak, więc
nie musi się czuć naznaczona na całe życie. Ona, która zawsze
chciała być doskonała. Tak, teraz też chce być doskonała.
Chce, żeby Blake zawsze pamiętał, że to właśnie ona jest
najpiękniejszą kobietą, z jaką zdarzyło mu się kochać.
Blake wyczuł, o czym myślała.
- Nie odwracaj głowy, Sawanno - powiedział miękko.-
Jesteś piękna!
Znowu poczuł, że przez jej ciało przebiegł dreszcz.
- Widzisz, nie byłam z mężczyzną od czasu, kiedy...
- Nie zrobię ci krzywdy. - Pogładził ją teraz po włosach.
- Wiem - powiedziała czując, że oczy zachodzą jej łzami.
Przełknęła głośno ślinę. - Ale to nie są jedyne blizny... Boję
się, że kiedy je zobaczysz... - W obawie, że nie zdoła
powstrzymać łez, ukryła twarz w dłoniach.
Czułym gestem odgarnął włosy opadające jej na policzki.
- Dla mnie nie mają one znaczenia.
Delikatnie ujął jej dłonie i znowu ucałował każdy palec z
osobna. Potem ostrożnie ściągnął z niej sweter, zatrzymując
na sekundę wzrok na piersiach w chwili, gdy uniosła ręce, by
sweter mógł przejść przez głowę. Popchnął ją lekko do tyłu,
tak że opadła na dywan, i zanim zdążyła zaprotestować,
jednym ruchem ręki rozpiął guzik i suwak jej spodni. Zciągnął
je mocnym pociągnięciem do połowy ud. Następny ruch i
spodnie znalazły się pod stolikiem.
Próbowała go powstrzymać, ale nie zdało się to na nic.
Pochylił się teraz i podtrzymując dziewczynę jedną ręką,
drugą rozpiął jej na plecach stanik i odrzucił w ślad za
spodniami.
W blasku kominka zdawała się bardzo drobna i jeszcze
piękniejsza. Teraz zauważył szramę na jej ramieniu i dwie
następne, po zewnętrznej stronie lewego uda. Tuż pod sutkiem
prawej piersi, aż do mostka, również ciągnęła się wyrazna
blizna.
- Chirurg dokonał cudów, ratując moją twarz - powiedziała,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]