[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ken wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Boisz się, Abby?
- Nie, nie - zaprotestowała szybko. Nie chciała przyznać, że była
coraz bardziej zaniepokojona. - Wiem, że jesteś świetnym żeglarzem,
ale wszyscy dookoła popłynęli do portu jakąś godzinę temu.
- Lubię ryzyko - stwierdził. - Nie wydaje ci się, że nie ma w
życiu nic wspanialszego, niż walczyć z żywiołem?
- Przede wszystkim chciałabym wyjść z tego z życiem -
zawołała, kiedy potężna fala odrzuciła ją na środek jachtu. - Do
cholery, Ken! Wracajmy do portu! - krzyknęła, na dobre już
zdenerwowana.
Dawno straciła poczucie czasu, ale miała wrażenie, że spędzili
na wodzie całe popołudnie. Chciała jak najprędzej znalezć się w
domu, zmyć z włosów sól i czekać na niespodziankę, którą miał dla
niej zorganizować Sam. Potrzebowała trochę czasu, żeby przygotować
177
RS
się na to spotkanie. Z czysto osobistych powodów pragnęła tego
wieczoru wyglądać wyjątkowo pięknie.
- Nie zawsze możemy dostać to, co chcemy, siostrzyczko -rzucił
mimochodem Ken, zmieniając nagle kurs tak, że dziób Czarnego
Aabędzia" skierował się na pełne morze.
- Ken! - usiłowała rozpaczliwie przekrzyczeć szum wiatru i huk
fal. - Chcę wracać do domu! Natychmiast!
- Przepraszam, ale nie mogę tego zrobić - odparł spokojnie Ken.
- Dlaczego? W tej chwili zawracajmy i płyńmy do portu-
nalegała.
Ken zachowywał się tak, jakby jej nie słyszał.
- %7łycie bywa czasami zabawne, prawda? - zawołał,
przekrzykując wiatr.
Kolejna fala rozbiła się o burtę, opryskując Abby fontanną
lodowatej wody.
- To nie jest porą na wykłady z filozofii! - odkrzyknęła Abby.
Nie zwracał na jej słowa najmniejszej uwagi.
- Ja na przykład jestem pierworodnym synem Matthew Swana! -
krzyczał, a w jego oczach czaił się gniew. - Nie wspominam już nawet
o takim drobiazgu, że jestem jego jedynym synem, a tymczasem to ty
zgarnęłaś całą śmietankę! - Potrząsnął głową. - Co za ironia losu!
- Przecież starałam się wynagrodzić ci to, jak tylko mogłam
najlepiej! - protestowała.
- Tak, siostrzyczko, wiem. Ale bez względu na to, co robię, i tak
to ty masz pakiet kontrolny! A kiedy skończysz trzydzieści lat,
przejmiesz pełną kontrolę nad firmą. I zawsze będziesz trzymała kasę.
178
RS
Każdy zarobiony przeze mnie cent i tak trafi do twojej kieszeni! A
jeżeli któregoś dnia dojdziesz do wniosku, że masz mnie dosyć,
będziesz miała prawo potraktować mnie dokładnie tak, jak to zrobił
nasz kochany ojciec.
- Nigdy czegoś takiego nie zrobię!
Nie odpowiadał. Abby rozejrzała się wokoło, ale jak okiem
sięgnąć otaczały ich tylko ciemne, skłębione masy wody. To
idiotyczne, pomyślała, i niebezpieczne. Nagle poraziła ją myśl, od
której włosy zjeżyły jej się na głowie.
Szybko wychyliła się do przodu i oparła dłoń na ramieniu Kena.
- Wracajmy do portu, Ken. Wtedy o wszystkim spokojnie
porozmawiamy.
Strącił jej rękę, a oczy zaświeciły mu niebezpiecznym blaskiem.
- Za pózno, Abby. Szkoda, że sprawy ułożyły się tak, a nie
inaczej. Miałem w stosunku do ciebie zupełnie inne plany. Niestety,
twojemu przyjacielowi udało się odnalezć tego faceta, który napisał
pierwszy list, więc byłem zmuszony wrócić do punktu wyjścia.
Jego uśmiech zmroził Abby.
- Na szczęście, jak wiesz, miewam dobre pomysły. Patrzyła na
niego oczami szeroko otwartymi z przerażenia.
- To ty napisałeś te wszystkie listy, tak? powiedziała martwym
głosem - I zepsułeś moją butlę tlenową. I włączyłeś na noc palniki
kuchenki? Kiwnął głową.
- Oczywiście. To było bardzo łatwe. Kupiłem papeterię, a potem
nadawałem listy z różnych miast. Zauważyłaś, jak często
podróżowałem służbowo?... Wypadek przy nurkowaniu... To był
179
RS
absolutnie pewny numer. Niestety, nie wiedziałem, że zmieniłaś plany
i wybrałaś się w większym towarzystwie. Pomysł z palnikiem też był
całkiem prosty. Zwłaszcza po tym artykule w Magazynie
Filmowym". Teoretycznie wszyscy wiedzieli, że przed pójściem do
łóżka masz zwyczaj pić herbatę.
Spojrzał na nią z jawną nienawiścią.
- Nie przyszło mi do głowy, że okażesz się na tyle przewidująca,
żeby zainstalować w domu wykrywacze dymu. Muszę ci przyznać, że
ciągle mnie czymś zaskakiwałaś.
Wiatr ciskał jej w twarz okrutne słowa Kena. Nie była w stanie
wydobyć z siebie głosu.
- Wreszcie ta historia z reflektorem. To było dosyć ryzykowne,
ale... - wzruszył ramionami - dla chcącego nie ma nic trudnego. -
Uśmiechnął się, ale wyraz jego oczu nie zmienił się.
Krew zastygła jej w żyłach.
- Więc Sam miał rację - powiedziała. - Ktoś rzeczywiście chciał
mnie zabić. I to byłeś ty!
- Niech szlag trafi tego twojego Sama! - warknął. - Wszystko
obmyśliłem tak dokładnie, a potem ten facet przyplątał się i popsuł mi
szyki.
- Więc chciałeś mnie zabić - zawołała - a potem wpakować do
więzienia niewinnego człowieka!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]