[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wytyczonymi przez Mela alejkami. - Według mnie stwierdzenie, że utrzymujesz na
statku porządek, to... duże niedopowiedzenie.
Frachtmistrz pokręcił głową.
- Jeśli dobrze się orientuję, nasz pasażer na gapę musiał się dostać do
kontenera, kiedy byłem na służbie. Może wykorzystał przerwę w załadunku albo
fakt, że kogoś odwołano do innego zadania? Wystarczyłoby, żeby ktoś odwrócił
wzrok, a gość mógł się wtedy wśliznąć i gdzieś zaszyć. Wtedy skrzynie są
pieczętowane, no i koniec. Wtedy już nie ma ratunku. - Na kanciastej, wydłużonej
twarzy Mela malowała się powaga. - Zagłodzenie na śmierć. uduszenie... Przykre
sposoby na opuszczenie tego wszechświata.
- A są w ogóle jakieś miłe?
Mel zaśmiał się smutno i pokręcił głową.
- Może tak, a może nie... Ale ty chyba powinieneś wiedzieć coś na ten temat, mam
rację?
Dash zatrzymał się i obejrzał na frachtmistrza, dziwnie pewien, że nie spodoba
mu się kierunek, jaki obierze ta rozmowa.
- Co masz na myśli?
- Czytałem w holowiadomościach o tym, co przydarzyło się twojemu bratu. To
straszne, co Palpatine zrobił tobie i twojej rodzinie. Wtedy... niektórzy mówili
nawet, że Stantonowi się upiekło dzięki śmierci w katastrofie. Nie wyobrażam
sobie, jakie to musiało być dla ciebie straszne.
Dash przyjrzał się uważnie jego twarzy w poszukiwaniu drwiny, ale nie znalazł
nic takiego.
- Było - potwierdził po chwili milczenia. - Ale cieszę się, że Stan uniknął kary
z ręki Imperium i że nie musiał patrzeć na to, co stało się z naszą rodziną i z
rodzinnym interesem.
- Byłeś w tym czasie w Akademii Imperialnej na Caridzie zgadza się?
_- Ta-a. To było wieki temu. Skąd o tym wiesz?
- %7łartujesz sobie ze mnie? Twoja rodzina... hm, cóż, daleko jej było do
anonimowości, Dash. We wszystkich mediach aż o tym huczało: syn miejscowych
przyjęty do Akademii! Nie tak łatwo dostać się do Caridy... Domyślam się, że
jesteś świetnym pilotem.
Dash wyprostował się i podniósł podbródek.
- Hm, tak się składa, że najlepszym.
Mel skrzywił się lekko.
- Ze statkiem w naprawie, tak się składa? Cóż, jak pech, to
pech.
Dash skinął głową zadowolony ze zmiany tematu.
- Dlatego wziąłem tę fuchę. Charn trafiła akurat na dobry moment.
Mel skinął głową i podjął marsz przejściem między spiętrzonymi ładunkami, a Dash
ruszył za nim.
- A więc... jeśli chodzi o twój system pracy, to kto załadowuje sprzęt? Istoty
żywe czy roboty?
- Różnie. Po wypadku z pasażerem na gapę zadbałem, żeby na każdą osobę w załodze
frachtowej przypadał jeden droid. Wprowadziłem też nową zasadę: nigdy nie
zostawiaj skrzyni otwartej, jeśli musisz akurat zrobić coś innego. Załoga ma
także nakazane, żeby nigdy nie otwierać kontenera, który nie ma zostać
natychmiast załadowany albo rozładowany.
Dash zatrzymał się i położył dłoń na sporym, węgloplastowym pojemniku wielkości
kapsuły ratunkowej. Wiedział, że zmieściłoby się w nim nawet dwanaście osób,
gdyby były wystarczająco zdesperowane.
- Sądzisz, że to może się powtórzyć? To znaczy, czy fan, któremu naprawdę zależy
na dostaniu się bliżej Charn, mógłby odwrócić czyjąś uwagę i wśliznąć się na
pokład albo... zostawić jej mały, zabójczy podarunek?
Melikan rzucił Dashowi mrożące krew w żyłach spojrzenie; jego oczy były tak
blade, że niemal nie dało się określić ich koloru.
- To nie jest zwykła obsesja czy uwielbienie - stwierdził równie zimnym głosem.
- To sabotaż.
- A czy jedno nie idzie w parze z drugim?
Frachtmistrz podniósł bladorude brwi, ale zanim zdążył odpowiedzieć, panującą w
ładowni ciszę przeszył przenikliwy dzwięk
alarmu; Dash prawie wyskoczył z butów. Chwilę pózniej rozległ się spokojny
damski głos, melodyjnie obwieszczając wiadomość będącą jednym z najgorszych
koszmarów każdego pilota:
- Uszkodzenie kadłuba w okolicach rufowej nadbudówki. Wyciek atmosfery.
Uszkodzenie kadłuba w okolicach rufowej nadbudówki. Wyciek atmosfery. - Kiedy
 Serce Nowej" wyskoczyło z nadprzestrzeni, alarmy znów się rozwyły.
- Wyłączcie to cholerstwo! - zagrzmiał Mel, biegnąc do turbowindy razem z
Strona 24
MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt
Dashem, depczącym mu po piętach.
- Sir? - Tuż za drzwiami biura natknęli się na młodego Sullustanina o wielkich,
okrągłych oczach i na droida naprawczego typu Otoga-222. - Czy ma pan na...
- Tak, do jasnej cholery! Wyłączcie te alarmy i zostańcie tu!
- Ale jeśli kadłub został naru...
- Miej pod ręką komunikator, Nik - poradził mu Mel. - Jeśli będzie kiepsko,
zostaniesz poinformowany o konieczności opuszczenia statku. Jeśli nie, sygnał
oznajmi, że wszystko w porządku. Tak czy inaczej, nie ruszaj się stąd ani na
krok, dopóki nie dostaniesz rozkazów. Zrozumiano?
- Ta-jest!
- Czyja także mam zostać tutaj, panie frachtmistrzu? - spytał grzecznie droid,
kiedy Mel i Dash wsiadali do turbowindy.
- Tak! - warknął Melikan i drzwi zamknęły się za nimi. - Ech, roboty - wypluł z
pogardą. - Wszystko trzeba im dwa razy powtarzać.
Chociaż Nik wyłączył alarm w ładowni, na wyższych pokła dach syreny wciąż
zawodziły w najlepsze, prawie ogłuszając Korelian, kiedy wyszli z windy do
przedniej części nadbudówki. Nie oni pierwsi zareagowali na sygnał alarmu. Kilka
metrów przed nimi korytarzem pędzili Arruna Var i jej nowy nautolański asystent,
a także Leebo i droid medyczny Gea.
Twarz Arruny zakrywała maska oddechowa; Twi'lekanka właśnie starała się uzyskać
odczyty dotyczące stanu atmosfery w rufowej części pokładu, która została
automatycznie zapieczętowana, kiedy rozległy się alarmy. Mimo iż Dash był
stosunkowo nowym członkiem załogi, szybko zorientował się w otoczeniu. Jego
kwatery znajdowały się po przeciwnej stronie drzwi awa ryjnych... tak samo jak
Javul Charn.
puścił się pędem przed siebie.
Wkrótce wraz z Yanusem Melikanem dotarł do grupki stłoczonej przy śluzie
bezpieczeństwa. Arruna Var właśnie zdejmowała maskę oddechową i wyciągała rękę
do panelu kontrolnego drzwi, umieszczonego na grodzi po lewej stronie.
Najwyrazniej zamierzała przestawić kontrolki na awaryjne sterowanie ręczne.
Dash chwycił ją za ramię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl