[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Lang?
 Słucham?
 Niech pan nie zostawia przewodnika w mieszkaniu.
Westchnąłem głęboko.
 Panie Woolf  powiedziałem ze znużeniem.  Być może jestem głupi, ale nie aż
tak.
 Taką właśnie miałem nadzieję.
Rozłączył się.
Pod numerem piątym na stronie dwudziestej szóstej obszernego przewodnika po
tym, jak przepuścić masę kasy w Wielkim Londynie, autorstwa niejakiego Ewana,
znajdował się wpis:  Giare, 216 Roseland, WC2, k. włoska, 60/os. , klimatyzacja,
Visa, Mastercard, American Experess", po którym następowały trzy zestawy
skrzyżowanych sztućców. Pobieżny przegląd przewodnika powiedział mi, że Ewan
nie szafował motywem z trzema kompletami sztućców, więc przynajmniej mogłem
liczyć na przyzwoitą kolację.
Następnym problemem było dotarcie na miejsce bez holowania za sobą tuzina
urzędników służby cywilnej w brązowych płaszczach. Nie mogłem mieć pewności,
że Woolfowi uda się ta sama sztuka, ale ponieważ zadał sobie trud przygotowania
sztuczki z przewodnikiem  która, muszę przyznać, przypadła mi do gustu  musiał
mieć pewność, że może się swobodnie przemieszczać, nie zwracając uwagi obcych
mężczyzn.
Wyszedłem z mieszkania i podszedłem do drzwi wyjściowych budynku. Mój kask
spoczywał na liczniku gazu, towarzyszyła mu para przetartych skórzanych
rękawiczek, Otworzyłem drzwi frontowe i wystawiłem głowę na ulicę. Nic
dostrzegłem żadnej postaci w filcowym kapeluszu, która wyprostowałaby się pod
latarnią i rzuciła na ziemię pnpierosa bez filtra. Ale z drugiej strony, tak naprawdę nie
spodziewałem się zobaczyć nikogo takiego.
Po lewej stronie w odległości pięćdziesięciu metrów zobaczyłem zieloną
furgonetkę z gumową anteną wystająca z dachu, a po prawej na drugim końcu ulicy
namiot robotników drogowych w czerwono-białe prążki. Obecność obu mogła być
zupełnie przypadkowa.
Wsunąłem się z powrotem do środka, założyłem kask i rękawiczki i wygrzebałem
klucze z kieszeni. Ostrożnie otworzyłem znajdującą się na drzwiach frontowych
skrzynkę na listy, wsunąłem w otwór pilota zdalnie sterującego alarmem w
motocyklu i nacisnąłem przycisk. Kiedy mój kawasaki wydał z siebie pojedyncze
bipnięcie, aby poinformować, że alarm został wyłączony, otworzyłem szeroko drzwi i
ruszyłem ulicą biegiem z maksymalną prędkością, na jaką pozwalała mi zraniona
pacha.
Motor zapalił za pierwszym razem, jak to zwykle bywa w przypadku japońskich
motocykli, otworzyłem ssanie do połowy, wrzuciłem pierwszy bieg i zluzowałem
sprzęgło. Wsiadłem też na niego, jeżeli zastanawialiście się, czy o tym pamiętałem.
Mijając ciemnozieloną furgonetkę, musiałem już pędzić z prędkością ponad
sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Uśmiechnąłem się na myśl, że tłum
przeklinających mężczyzn w anorakach obijał sobie właśnie łokcie o różne
przedmioty. Kiedy dojechałem do końca ulicy, dostrzegłem w lusterku światła
ruszającego za mną samochodu. Był to rover.
Skręciłem w lewo na Bayswater Road z prędkością niewiele niższą od
dozwolonej. Zatrzymałem się na światłach, które przez te wszystkie lata, kiedy do
nich podjeżdżałem, jeszcze nigdy nie paliły się na zielono. Zupełnie się tym nie
przejmowałem. Przez chwilę poprawiałem rękawiczki i osłonę kasku, aż wyczułem
dotaczającego się do mnie lewym pasem rovera. Zerknąłem w bok na wąsatą twarz
za kierownicą. Miałem ochotę powiedzieć jej, żeby pojechała do domu, bo za chwilę
znajdzie się w krępującej sytuacji.
Zapaliło się żółte światło, a ja zdjąłem całkowicie ssanie zwiększyłem obroty do
około pięciu tysięcy i przeniosłem ciężar ciała do przodu nad zbiornik paliwa, aby
przycisnąć przednie koło do ziemi. Zwolniłem sprzęgło w chwili, gdy światło
zmieniło się na zielone i poczułem, jak gigantyczne tylne koło mojego kawasaki
rzuca się wściekle na boki niczym ogon dinozaura, aż wreszcie znajduje odpowiednią
przyczepność, aby wystrzelić mnie do przodu.
Dwie i pół sekundy pózniej miałem już na liczniku setkę, a kolejne dwie i pół
sekundy pózniej światła latarni zlały się w jedno, a ja zapomniałem, jak wyglądał
kierowca rovera.
Giare okazało się zaskakująco sympatycznym lokalem z białymi ścianami i
rozbrzmiewającą echem podłogą z płytek ceramicznych, która każdy szept
zamieniała w okrzyk, a każdy uśmiech w potępieńczy wybuch gromkiego śmiechu.
Wielkooka blondynka w ciuchach Ralpha Laurena wzięła ode mnie kask i
wskazała na stolik przy oknie. Zamówiłem tonik dla siebie i dużą wódkę dla bólu pod
pachą. Czas do przyjścia Woolfa mogłem spędzić na lekturze przewodnika Ewana lub
menu. Menu wydawało się nieco dłuższe, więc zacząłem od niego.
Pierwsze danie stawało w szranki pod nazwą  Crostini Mielonego Tarroce z
Ziemniakami Benatore". Liczono sobie za nie imponujące dwanaście funtów
sześćdziesiąt pięć pensów. Blondynka w ciuchach Ralpha Laurena podeszła i
zapytała, czy może mi pomóc w wyborze dania. Poprosiłem, aby wyjaśniła mi, co to
są ziemniaki. Nie rozbawiło jej to.
Właśnie zacząłem zgłębiać opis drugiego dania, którym, na ile mogłem się
zorientować, mogli być bracia Marx ugotowani w koszulkach, kiedy dostrzegłem
przy wejściu Woolfa, który z całych sił starał się nie wypuścić z rąk aktówki, podczas
gdy kelner rozbierał go z płaszcza.
I wtedy, dokładnie w tym samym momencie, kiedy zauważyłem, że nasz stolik
został nakryty dla trzech osób, dojrzałem wyłaniającą się zza jego pleców Sarę.
Wyglądała  przepraszam, że o tym wspominam  fantastycznie. Absolutnie
fantastycznie. Wiem, że to banał, nie są takie chwile, kiedy człowiek uświadamia
sobie, dlaczego banał jest banałem. Miała na sobie zwykłą sukienkę z zielonego
jedwabiu, która leżała na niej w sposób, w jaki wszystkie sukienki chciałyby leżeć,
gdyby tylko dano im taką szansę  nieruchoma w miejscach, w których powinna
pozostać nieruchoma, zwiewna w miejscach, gdzie ruch był dokładnie tym, co
chciało się zobaczyć. Praktycznie wszyscy obserwowali Sarę, jak szła w kierunku
stolika, a kiedy Woolf podsunął jej krzesło, na sali zaległa cisza.
 Cieszę się, że pan przyszedł, panie Lang  powiedział Woolf senior.
Skinąłem głową.
 Zna pan moją córkę?
Spojrzałem przez stół na Sarę, która w skupieniu wpatrywała się w serwetkę przy
swoim talerzu. Nawet jej serwetka wyglądała lepiej niż jakakolwiek serwetka na sali. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl