[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jubilerów oraz prawdopodobne rysopisy złodziei. Poza tym sprawdziliśmy samochód, którym
jezdził podejrzany, i znalezliśmy pięknie zakamuflowany schowek pod siedzeniem kierowcy.
Wiemy też, że Aęcki kupił od ciotki stolik razem z fantami i młody Piecyk zapragnął je odzyskać.
Najpierw próbował legalnie odkupić mebel, potem ukraść.
- No, to w zasadzie możemy założyć, że ten Ruski wiedział o fantach Piecyka...
- Niekoniecznie. Mógł dostać zlecenie na kradzież stolika, a o zawartości nie miał pojęcia.
Wiesz, ja bym poczekał na ekspertyzy. Gdyby krew z noża Pletniakowa i DNA Piecyka okazały się
identyczne...
- Myślisz, że ten zbir wyciągnął z niego prawdę i go załatwił?
- Myślę, że musiał mieć porządny motyw, żeby go załatwić - myślał głośno Szczęsny. - Bo
po co mu mokra robota w obcym kraju? Jeśli Piecyk zlecił mu jedynie kradzież stolika, nie mówiąc
o jego zawartości, to on nie miał powodu, żeby go zabijać. Odwala robotę, bierze kasę i cześć.
Czymś musiał mu się Piecyk narazić... Mam do ciebie prośbę: jak masz chody w laboratorium, to
pogoń ich trochę, co? Bo ja się boję, że nagle wyskoczy jakiś adwokat, wpłaci kaucję i tyle
będziemy widzieli tego Pletniakowa. Podobno ruska mafia jest niezle zorganizowana.
Krzysztof się wzdrygnął i obiecał, że spróbuje przyspieszyć sprawę.
- Ama, możesz do mnie wpaść po pracy? - Anna Maria usłyszała w komórce dziwnie
znękany głos Wandy Piecykowej. - Co ty tam najbardziej lubisz? Chyba gołąbki z pekińskiej
kapusty, nie? Wpadnij, przygotuję. Jestem sama, bo Wacek wybył.
- Wandzia, co się stało?
- Oj, to nie rozmowa na telefon. Przyjedz, bo muszę się komuś wykłapać. Te cholerne
Piecyki mnie wykończą.
- Dobrze - zadecydowała Ama. - Będę po siedemnastej.
- To czekam. Na razie.
Ama schowała komórkę i zajęła się zniecierpliwioną klientką, puszczając mimo uszu jej
narzekania na stan skóry, bo myślała o telefonie od Wandy. Dlaczego tak bardzo chciała z nią
pogadać? Może dowiedziała się, że ma chody u prokuratora i ma nadzieję na uzyskanie jakichś
informacji? Wspominała przecież o Piecykach, że ją wykończą. Obaj? To już i Wacuś dostał
małpiego rozumu? Nie, mówiła, że Wacusia nie ma. Gdzie go poniosło? Wacuś wychodził z domu,
tylko jak musiał. Rzadko i niechętnie. A Krzysztof wspominał, że Jacuś jest nieosiągalny. Może
siedzi gdzieś w ukryciu i tatuś dostarcza mu wałówkę? Nie ma co kombinować. Spotka się z
Wandą, to wszystkiego się dowie. I być może tym razem ona będzie mogła zrobić wrażenie na
panu prokuratorze. Bo, cholera, on jej zaimponował tym nocnym pościgiem i pózniejszym
wrzaskiem.
- Ama! Dzięki Bogu, że przyszłaś, bo ja już nic nie rozumiem! - powitała ją w progu Wanda.
- Ale się porobiło! Oj, ty prosto z pracy! Pewnie jesteś głodna, chodz! - Pociągnęła gościa do
kuchni. - Już ci nakładam. Zrobiłam takie, jak lubisz: z ryżem i grzybami.
Anna Maria usiadła przy stole, przełykając ślinę, bo kiszki jej grały marsza, a cudowny
aromat potrawy tylko wzmagał apetyt. Kiedy kuzynka postawiła przed nią parujący talerz, bez
namysłu złapała widelec i zaczęła jeść łapczywie, jakby od tygodnia nic nie miała w ustach. Wanda
była genialną kucharką. Nawet ciotka Eleonora niechętnie to przyznawała.
- Co się porobiło? - Po pochłonięciu kilku maleńkich gołąbków Ama odzyskała przytomność
umysłu.
- Jacuś nie żyje! No, wyobraz sobie! Po dwunastej policja do nas przyszła i kazali Wackowi
jechać z nimi i ciało rozpoznawać. Wacek wrócił zupełnie rozmemłany i jakiś taki przestraszony,
spakował coś do torby, powiedział, że nie wie, kiedy wróci, i tyle go widziałam! Co ty na to?
Ama nie miała pojęcia, co ona na to, bo wiadomość kompletnie ją zaskoczyła. Gapiła się
tępym wzrokiem na Wandę i usiłowała zrozumieć. Jacuś nie żyje. Jak to nie żyje? Jakim prawem?
Przecież wczoraj miał się włamywać do Pawełka! A Wanda? Aż tak ją rąbnęło, że nie dociera do
niej, co się stało? Jej jedyne dziecko nie żyje, a ona mówi o tym, jak o sensacji?
- A ty... Ciebie to... Jak to tak... Jacuś nie żyje, a ty nic?
- Jak to nic? Przejęłam się! - Wanda w zadumie spożyła gołąbka, który nie spełniał normy, bo
rozpadł się podczas duszenia. - Nie wtrącałam się. Mieli swoje sprawy, i dobrze. Ale chyba obaj
wdepnęli w coś paskudnego, bo Wacek wyglądał na bardzo przestraszonego.
- Wanda, ja... - Ama odsunęła na bok dobre wychowanie, które usiłowała wpoić jej matka, i
brutalnie zapytała: - Twój syn nie żyje, a ty mi mówisz, że się przejęłaś?!
- Jaki mój?! - oburzyła się Wanda. - Póki żyła teściowa, milczałam, bo po co mi były
domowe awantury. Jaka ona była, to ty sama wiesz... Wacka syn!
Amie przemknęło przez myśl, że albo ma kłopoty ze słuchem, albo Wandzie odbiło z żalu po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]