[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pistolet blasterowy.
Strona 165
Aaron Allston - Cios łaski
- Ktoś chce na pamiątkę? To ostatni blaster generała Thaala.
Thaymes sprawiał wrażenie zainteresowanego ofertą.
- Co chcesz w zamian?
- X-winga.
- Mowy nie ma.
- Pomogę ci to ściągnąć. - Scut wstał i zaczął rozmontowywać pancerz Myri.
Mulus popatrzył błagalnie na Voorta.
- Czy teraz wyjaśnisz mi, co tu się właściwie wydarzyło?
Voort skinął głową.
- Przez dłuższy czas nie wiedziałem, co myśleć. Nie potrafiłem zrozumieć,
dlaczego Thaal jeszcze nie uciekł, dlaczego nie zainicjował przemiany. Przecież
cały proces był zaplanowany na kilka tygodni, może nawet miesięcy, a przez ten
czas istniało ryzyko, że zostanie schwytany, a jego tożsamość rozpracowana.
Aż wreszcie to do mnie dotarło - on już to zrobił całe miesiące temu. Nosił
makijaż i dodatki, dzięki którym oszukiwał kontrolę, ale w środku już był
Thadleyem
Biolanem.
Oczy Mulusa rozbłysły.
- Rozumiem! W dowolnej chwili mógł zrzucić przebranie i w żaden sposób nie można
by mu udowodnić, że jest zdradzieckim generałem Thaalem.
- Więc daliśmy mu powód, by tutaj przyleciał jako Thaal. Wykorzystaliśmy jego
chciwość, a wreszcie żądzę zemsty na Tonie Phananie . W końcu przygotowaliśmy
wszystko, a on nie mógł już uciec.
Pojazdem zatrzęsło i w okienku obok Sharra pojawiła się twarz Wrana.
- Liderze, co się stało z twoimi ciuchami?
Voort zatrzasnął okienko, ale Sharr znowu je otworzył.
- Mamy tu drugi śmigacz i grawicykle.
Voort odchylił się do tyłu i splótł dłonie za głową.
- Widma, lecimy. - Spojrzał w górę, choć nie miał pewności, czy w miejscu, w
którym utkwił wzrok, rzeczywiście znajdował się Vandor-3. - No, Bhindi...
Tym razem naprawdę wygraliśmy.
ROZDZIAA 38
CORUSCANT
To był jeden z najlepiej strzeżonych budynków na Coruscant. Miał kształt i barwę
ugotowanego na twardo jajka, przeciętego w poprzek, i zajmował obszar
dwóch przecznic. Wszystkie okna wykonano z pancernej transpastali. Każde wejście
monitorował droid strażnik, pełniący służbę w jednym z trzech centrów
dowodzenia.
Gdy zatem przysadzisty rudzielec w mundurze generała Sojuszu zaliczył ostatni z
trzech etapów kontroli, umożliwiających mu dostęp do swojej kwatery, mógł
być nieco zdziwiony, widząc w pokoju socjalnym nieboszczyka popijającego wino.
Drzwi zamknęły się za rudzielcem, a on sam przystanął w progu, próbując zebrać
myśli.
- Generał Loran - wykrztusił w końcu.
Buzka Loran, ubrany od szyi po czubki palców u stóp w typową dla siebie czerń,
odstawił kieliszek z winem na stolik.
- Generał Maddeus.
Borath Maddeus, szef Służb Bezpieczeństwa Galaktycznego Sojuszu, wolnym krokim
wszedł do własnego domu.
- Myślałem, że nie żyjesz. Cieszę się, że byłem w błędzie.
- Wcale tak nie myślałeś.
Maddeus uśmiechnął się szeroko.
- Cóż, martwiłem się, że tym razem może być w tym ziarnko prawdy. Twój śmigacz
tak spektakularnie wyleciał w powietrze, na wraku znaleziono twój materiał
genetyczny, cała twoja rodzina zniknęła... - Usiadł na kanapie, ustawionej pod
kątem prostym do Buzki. - Na dziewięć lodowych światów, co się tam wtedy
wydarzyło?
- Było trzech zabójców. Dwóch śledziło mnie aż do rynku, więc się nimi zająłem.
Wróciłem do śmigacza, wskoczyłem za stery i zapytałem droida pokładowego,
czy ktoś majstrował przy pojezdzie. Okazało się, że tak, więc zrobiłem coś, za
co dostałbym niezłą burę od żony, gdyby okazało się, że nikt jednak nie
zamontował w śmigaczu bomby. Skaleczyłem się i pochlapałem krwią deskę
rozdzielczą i fotel pilota.
- Ach, to stąd wziął się materiał genetyczny.
- Zgadza się. Nakazałem droidowi odczekać minutę, wystartować, polecieć w górę
alejki do najbliższego lądowiska i tam zaparkować -instrukcje były wystarczająco
proste, żeby sobie z nimi poradził. Wiedziałem, gdzie wylądował śmigacz zabójcy,
więc uznałem, że właśnie stamtąd mnie obserwuje - i zasunąłem w śmigaczu
Strona 166
[ Pobierz całość w formacie PDF ]