[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chmielniku, między opłotkami, śród zapachu zgniłych konopi, iść wolno,
odpoczywać co minuta i gadać, gadać od śliny, jak ze szwaczką na Chmielnej
ulicy.
Nie wiem sam, czemu wspominam o tym, bo już jej nie pamiętam. Obca mi, nie zna
mię, ceni, jak się ceni barana z wełny i jak błazna z dowcipów, nie
pamięta. Chwila jedna ułudy, oszukiwjmia siebie, wmawiania w siebie czegoś, oo
jest zaledwie przemijającym afektem.
Wróciłem do was, duże pola, i wy, lasy zamglone, niby święci na wiejskich
ołtarzach dymem kadzideł, cicho stojące na granicach pól, nad nurtami krętych
rzek. Idę szpalerem topolowym po drodze pełnej pyłu. Po bokach rozciągają się
łany koniczyny skoszonej i porastającej na nowo. Tysiące komarów przewalają się
jak mgła w drżących falach słońca. Mnóstwo wróbli hałasuje nad głową daleko
skrzypi wóz, naładowany resztką owsu Na ludzkich twarzach i na twarzy pól widać
wesele skończonej pracy znać w powietrzu cichym ndby krzyż błogosławieństwa,
kreślony ręką bożą...
28 VIII (wtorek).
Rano. Cudny dzień. W powietrzu czuć już skwar, choć panuje jeszcze sierpniowy
chłód poranka. W cieniach drzew tai się on chłodny, czarny. Na trawach
rozesłał się obrus białej rosy. Na każdym listku, na zdzble najmniejszej trawy
wisi białych pereł mnóstwo, a wszystkie migocą brylantowo, gdy spoza dużych
gałęzi wyjrzy biały strumień światła. Idąc po takiej mokrej, jakby zmoczonej
łące pozosta-
KUROZWKI, 1888
205
wiasz na białym tle zroszonych traw czarne ślady swych kroków, jak znak
przyrodzie dziewiczej, że tędy przechodził człowiek. Cienie uciekają przed
zwycięstwem światła, kryją się w kępy łopianów, w koryta strumieni, wsuwają w
samą głąb krzaków jałowcu: tam kryją iprzed słońcem resztki rosy i pachną nią aż
do południa. Jak dobrze, że tak cicho! W klombach szemrze tylko strumień,
schowany w zwoje nadwodnych roślin, i wołają wiwilgi*.
Za klombami, za tą ogromną grupą drzew iglastych ciągnie się piaisozysta dnoga
ku Jabłomicy, wygłodzona płotem. Oprzesz się o taki szary płot i patrzysz. Na
niedawnym obszarze pszenicznym dziś już daleko chodzą pługi. Rola odwrócona
wyschła i bieli się do słońca jak rozciągnięte płótno i śmieje się jak twarz
chłopska w niedzielny dzień. Grupy drzew śród pól, parowy i daleki las olszyn
nad rzeką Czarną mają mowę, mają coś, co pragną wyrzec do ciebie, wyciągają aię
ku tobie, wołają cię, wabią; chcą powiedzieć: oddaj nam serce twoje...
"V
Pisałem dziś listy do Ignasia Trepki i do Heleny po długim milczeniu. Do
Chobrzan, jeśli przyślą konie, pojadę na dwa tygodnie, a stamtąd dopiero do
Warszawy około 15 września. Chciałbym otrzymać tutaj jeszcze list od Heli. Ją
jedne kocham całą namiętnością duszy. To już piąty rok...
Teraz dopiero stają mi w pamięci opowiadania ojca, poczynające się od słów
takich zazwyczaj: służył w krakusach..." albo ,,... za Konstantego był oficerem
ułanów", lub ,,... w drugim pułku liniowym był oficerem..." Gdzie oni dzisiaj,
ci, co służyli w krakusach lub pod Konstantym w ki-rasjerach? Jeżdżąc po tej
ziemi szlacheckiej nie spotykam ich już. Nie ma ich, bo się pokładli w groby i
ojca mojego nie ma, aby mi opowiedział o nich. Ciotka stara pamię-
206 DZIENNIKI, TOMIK XVIII
ta, lecz niewyraznie, przez mgłę wypadków, jaka przesunęła się przed jej oczami.
Nie umiałaby określić, kiedy co się stało: wczoraj czy przed czterdziestu laty.
A chciałbym rozsunąć tę mgłę grubą i zobaczyć na jawie Polaków, od jakich
synowie i wnuki wyrodziły się wcale. Młode pokolenie wykształcone przybiera
zasady nowe, mało wykształcone nie ma zasad żadnych, podleje na gnój. I coraz
podlej na tej ziemi!...*
Pokochałem Józefa. Jego uczucia mają taki oddzwięk, jak miedziany puklerz
grecki. Słabość w nim nie zamieszka. Siła, hart, wytrwałość to jego żywioł,
energia to jedyne prawo. Obowiązkiem jego dobroć. Człowieka z lepszym sercem
nie widziałem. Wszyscy jego bracia są samolubami, dusigroszami, skrobigarnkami,
egoistami. Ten, cudem jakimś atawistycznym, odrodził się od nich. Socjalista w
życiu: nie masz chodz, ja mam bierz. Oddasz to dobrze, nie oddasz pal
cię siześć". Jeśli bierzesz nie gadaj dużo o wdzięcznościach, boś nie ksiądz.
Kiedy Tadeuszowa przyjechała z Warszawy, zeszli się najrozmaitsi krewni,
opowiadała im swe niesrc/eście; prawie wszyscy płakali. Gdym przyjechał tu z nią
wczoraj i wszedł Józio upadła mu z płaczem na piersi. Nie >apłakał wtedy,
tylko patrzał posępnie, nie unosił się jak my, mazgaje, tylko z oczu mu świeciła
męska litość ł najwyższa dobroć ludzka, ta, która się nazywa miłosierdziem.
Najmłodszy z rodziny a jest tej rodziny ojcem, wojskim, opiekunem, obrońcą i
dobrodziejem. Gdy się komuś zdarzy nieszczęście wszyscy mówią: trzeba iść,
pisać, radzić się do Józia. I wie, że mu za to niewdzięcznością zapłacą, i
pamięta, że z winy familii nie odebrał należytego wykształcenia sam doszedł do
tego, czym jest. Namiętność ma w robieniu dobrze, w odpłacaniu dobrym za złe.
Przyjedziesz do niego toś mu łaskę wyświadczył nad łaski, wtedy bierz
KUROZWKI, 1888
207
od niego, co ma, a nie ma, to sprzeda ostatnią koszulę. W jego domu niechaj ci
się nic nie podoba, bo ci daruje u niego nie ma rzeczy jego: jego to i
twoje.
Stara, siedmdziesięcioletnia matka, babka ogromnej rzeszy wnuków, mająca synów,
co się rozbijają powozami, gdy pocznie wspominać dawne czasy, kiedy to była
panią czternastu folwarków*, i łzy ma w oczach, że to wszystko minęło jak sen,
to opamięta się, gdy nań spojrzy, i mówi: ,,Niech tam, ja mam jeszcze Józia".
Starczy on jej za wszystko ten szorstki pan rządca, ten wesoły awanturnik, ten
łobuz serdeczny. Człowiek ten nie wezmie wrażeń za uczucia ani się nie splami
nigdy i niczym. Pod osłoną rubaszności mieszka w nim wzniosła dusza.
Namiętności... Ha, namiętny jak, Alcybiades.
29 VIII (środa).
Pan Juliusz S. jest praktykantem w dobrach Kurozwęki. Jest synem bogatego
obywatela z Proszowskiego, skończył cztery klasy gimnazjalne w Pińczowie i
średnią szkołę rolniczą w Czernichowie. Obecnie ma lat 20. Dosyć przystojny,
wysoki, trochę tylko za cienki, flegmiatyczny, powolny. Ubiera się po gałicyjsku
w rajthozy * i sztylpy, marynarki krótkie i okrągłe kapelusze. Z nauk wiele
skorzystał: niezle umie elementarną chemią, ma niejasne pojęcia o ekonomii
politycznej, czytuje obecnie Mickiewicza i Słowackiego, prenumeruje
Wszechświat", notuje treść przeczytanych książek i każdą rozmowę stara się
sprowadzić na Darwina lub chemią, na kwestie społeczne, przeważnie zaś na
przyrodnicze. Byłem ł ja takim i miałem kilkunastu takich kolegów w klasie
siódmej.
Pan S., pan praktyka", jak go tytułują polowi i karbowi, jest obecnie z
przekonań szlachcicem to jednak przekonanie wpoiło weń wychowanie domowe i
stosunek nieustanny z chłopem jako fornalem lub robotnikiem w wielkim majątku.
Szerszych widnokręgów nie widział, mało je rozumie
DZIENNIKI, TOMIK XVIII
i nie wdaje się w rozumienie; wie na pewno, że chłop wtedy jest dobry, gdy go
się bije w papę" i basta. Ojciec i stare ciotki wpoili weń przeświadczenie, że
szlachta jest rdzeniem społeczeństwa. To mu wystarcza. Z charakteru jest
oszczędny, skąpy nawet, realny, liczykrupa. Będzie dobrym, nawet wykształconym
obywatelem, może być luminarzem obywatelstwa lecz będzie to bourgeois jak
inni, konserwatysta w życiu, n i c dla przyszłości.
Wspominam o nim dlatego, że zajmie kiedyś stanowisko, a należy może do
najlepszych w szeregu synów obywatelskich". Owóż ten najlepszy dla nas będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]