[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nagle odezwała się. Przemówiła słowami z Aktu 5., Sceny I.:
"Jeśli do szczęścia jedyną przeszkodą
Jest ten strój męski nieprawnie noszony,
Wstrzymaj uściski, aż okoliczności
Czasu, wydarzeń i miejsca wykażą.
%7łe jestem Violą".
Miała delikatny i melodyjny głos płynący z głębi serca. Każdy wers
wypowiedziany był z wielkim uczuciem i pasją.
I ta twarz. Tętniła życiem, wypowiadane słowa odbijały się na niej cudownie.
Była czarująca.
- Przepraszam - powiedział Hammersmith - ale są określone ^zasady
postępowania w takich przypadkach. Czy ona jest zarejestrowana w Związku
Aktorskim?
- Nie - odpowiedział Lichfield.
- Cóż, sam pan widzi, że to niemożliwe. Związek wyklucza takie osoby.
Zabraliby nam chleb.
- Przecież to pana nie dotyczy, Hammersmith - odezwał się Calloway - co to
pana, do kurwy, obchodzi? Pańska noga więcej nie postanie w teatrze, jeżeli już pan
go zamknie.
- Moja żona oglądała próby. Jest doskonale przygotowana.
- To może być zrządzenie losu - rzekł Calloway z entuzjazmem. Patrzył
zachwycony na Constantię.
- Zadziera pan ze związkiem, Calloway - ostrzegł Hammersmith.
- Podejmę to ryzyko.
- Tak jak pan powiedział, to mnie nie dotyczy. Jeśli jednak jakiś mały ptaszek
opowie im o tym, zarzucą pana zgniłymi jajami.
- Hammersmith, niech jej pan da szansę. Niech pan da szansę nam
wszystkim. Jeżeli związek na mnie napadnie - to moja sprawa.
Hammersmith usiadł ponownie.
- Nikt nie przyjdzie na przestawienie, zdaje pan sobie z tego sprawę? Diana
Duvall była gwiazdą, obejrzeliby pańskie dęte przedstawienie tylko po to, aby ją
zobaczyć. Ale ktoś nieznany... Cóż, to będzie najwyżej pański koniec. Niech pan się
bierze do roboty, ja umywam ręce. Wszystko jest na pańskiej głowie Calloway, niech
pan o tym pamięta. Mam nadzieję, że za to obedrą pana ze skóry.
- Dziękuję - powiedział Lichfield. - Bardzo pan miły.
Hammersmith zaczął porządkować biurko, aby wygospodarować więcej
miejsca dla szklanki i butelki. Spotkanie było skończone. Nic go nie obchodzą te ich
wszystkie głupie pomysły.
- Wyjdzcie - powiedział. - Po prostu wyjdzcie.
- Mam kilka próśb - powiedział Lichfield do Callowaya p& wyjściu z biura. - Są
to uwagi do przedstawienia, które uwydatnią rolę mojej żony.
- Jakie?
- Dla wygody Constantii prosiłbym o znaczne zmniejszenie oświetlenia. Nie
jest po prostu przyzwyczajona do gry przy tak intensywnym świetle.
- Dobrze.
- Prosiłbym także o zainstalowanie świateł podłogowych.
- Podłogowych?
- Dziwne to żądanie, wiem. Jednak ona czuje się o wiele lepiej ze światłami
podłogowymi.
- Będą oślepiały aktorów - zaoponował Calloway. - Nie będą widzieli
publiczności.
- Mimo wszystko... muszę żądać ich instalacji.
- OK.
- Po trzecie, prosiłbym, aby wszystkie sceny zawierające pocałunki,
obejmowania się itd. zostały tak przeredagowane, żeby usunąć te wszystkie fizyczne
kontakty.
- Wszystko?
- Wszystko.
- Dlaczego na Boga?
- Moja żona nie potrzebuje takiego dodatkowego udramatyzowania, Terence.
Dziwna intonacja tego zdania zdumiała Callowaya. "Dodatkowego
udramatyzowania". Calloway przez chwilę patrzył Constantii prosto w oczy. Były
jakby nawiedzone.
- Przedstawimy naszą nową Violę towarzystwu? - zasugerował Lichfield.
- Dlaczego nie?
Trójka weszła do teatru.
Przeredagowanie wszystkiego tak, aby wykluczyć wszelkie kontakty fizyczne
były proste. Na początku reszta zespołu odnosiła się z rezerwą do nowej koleżanki,
ale jej bezpretensjonalne zachowanie i naturalny urok wkrótce ich podbiły. Poza tym
jej obecność gwarantowała, że przedstawienie się odbędzie. O szóstej Calloway
ogłosił przerwę. Zapowiedział próbę kostiumową na dziewiątą i radził im, aby
wykorzystali czas przerwy i odprężyli się. Towarzystwo rozeszło się, na nowo kipiąc
entuzjazmem. To co jeszcze dwanaście godzin wcześniej wydawało się niemożliwe,
teraz zaczynało przybierać konkretne kształty. Oczywiście jeszcze mnóstwo rzeczy
należało poprawić... tysiące niedoróbek technicznych, kostiumy, które zle pasowały,
słabe momenty realizacji. Jednak wszyscy byli dobrej myśli. Aktorzy byli szczęśliwsi
niż kiedykolwiek dotąd podczas prób. Nawet Ed Cunninghan powiedział jedną lub
dwie miłe rzeczy.
Lichfield znalazł Tallulah w palmiarni.
- Dziś w nocy...
- Tak, proszę pana.
- Nie musisz się bać.
- Nie boję się - odparta - co za pomysł. Tak jakby...
- To może trochę boleć, za co z góry przepraszam. Ciebie i nas wszystkich.
- Rozumiem.
- Oczywiście, kochasz teatr tak jak ja. Znasz paradoksy tego zawodu. Grać
życie... och, Tallulah, grać życie... cóż za zdumiewająca rzecz. Czasami
zastanawiam się, jak długo będę mógł jeszcze udawać.
- Robi pan to doskonale - odrzekła stara.
- Tak sądzisz? Naprawdę tak myślisz? - jej opinia wyraznie dodawała mu
otuchy. To było takie męczące, cały czas udawać życie, oddychać, chodzić, udawać,
że się ma żyjące ciało. Wdzięczny Tallulah za te słowa, zbliżył się do niej.
- Chciałabyś umrzeć, Tallulah?
- Czy to boli?
- Tylko trochę.
- To mogłoby mnie uszczęśliwić.
- I powinno.
Zamknął jej oczy pocałunkiem. Po niecałej minucie Tallulah była martwa.
Poddała się tchnieniu śmierci dobywającemu się z jego ust. Położył ją na wytartej
kanapie i przekręcił klucz w drzwiach od palmiarni. Szybko ostygnie w zimnie
wypełniającym pokój. Ożyje znów, zanim przybędzie publiczność.
O szóstej piętnaście Diana Duvall wysiadła z taksówki przed "Elysium". Było
ciemno i zimno, ale Diana czuła się dobrze. Nic nie mogło jej dzisiaj zepsuć nastroju.
Ani zimno, ani ciemność. Nie zauważona przez nikogo minęła plakaty ze swym
zdjęciem i nazwiskiem, weszła do teatru i podążyła do swej garderoby. Tam znalazła
otoczonego kłębami papierosowego dymu Terry'ego.
-Terry.
Zatrzymała się na chwilę w drzwiach, pozwalając mu ochłonąć ze zdumienia.
Zbladł, gdy ją zobaczył. Spodziewała się jednak nieco innej reakcji, spojrzała na
niego twardo, po chwili jednak jej twarz złagodniała.
Calloway nie wiedział co powiedzieć. Bez dwóch zdań - Diana wyglądała zle.
Nie miała makijażu, a jej włosom przydałoby się mycie. Jeżeli opuściła szpital po to,
aby wziąć udział w próbie generalnej, będzie musiał jej to wyperswadować.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał, gdy zamknęła za sobą drzwi.
- Nie załatwiłam jeszcze wszystkich spraw - odparła.
- Posłuchaj... Muszę ci coś powiedzieć. "O Boże, to będzie ciężka rozmowa".
- Znalezliśmy zastępstwo do roli Violi. - Patrzyła na niego bez wyrazu. Mówił
szybko, zacinając się. - Wydawało nam się, że nie będziesz grać, rozumiesz. To nie
jest stałe zastępstwo, ale na początek...
- Nie martw się - przerwała. Szczęka z lekka mu opadła.
- Nie martw się?
- Co to ma wspólnego ze mną?
- Powiedziałaś, że wróciłaś, aby załatwić swoje sprawy... Przerwał. Rozpinała
sukienkę. Ona nie może tego zrobić, nie może. Seks? Teraz?
- Wiele myślałam przez kilka ostatnich godzin. - Rozpinała sukienkę do końca,
zsunęła ją na biodra i pozwoliła opaść jej na ziemię. Miała biały biustonosz, który
bezskutecznie próbowała odpiąć. - Zdecydowałam się nie przejmować teatrem. Po-
móż mi, dobrze?
Odwróciła się do niego plecami. Automatycznie odpiął biustonosz, nie bardzo
wiedząc czy tego chce, czy nie. To zakrawało na paranoję. Przybyła, aby dokończyć
to, co im przerwano; proste jak drut. Mimo dziwnych dzwięków wydobywających się z
jej ust, i szklanych oczu, nadal była atrakcyjną kobietą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl