[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zacząłem lekko majaczyć.
- Boże, Boże, Boże& - usłyszałem cichutki głosik mojej siostry. Klęczała
nade mną dotykając mojej głowy.
- Boga nie ma. wychrypiałem.
- Edward, nic ci nie jest? Emmett spojrzał na mnie z góry.
- Krwawi! I to z czoła! Walnął się o coś. Alice zapiszczała.
- Krawię? A więc to dlatego boli mnie tak mocno głowa. Nie ma czasu na
jęczenie. Musimy iść. podparłem się o auto i wstałem, zataczając małe
koło. Czułem się, jakbym wypił jakieś sześć piw w ciągu kilku minut.
- Do niczego się nie nadajesz Edward. powiedział Jasper. Nie przydasz
nam się. Zostań tutaj, a my się rozejrzymy.
- Nie. warknąłem.
- Edward! Alice spojrzała mi karcące spojrzenie. Masz tu zostać! Ledwo
chodzisz. Najwyżej jak poczujesz się lepiej to możesz wstać. Teraz się nie
ruszaj, jasne?! Połóż się i czekaj na nas. Schowaj się w jakimś aucie, zaraz
wrócimy.
78
- Niech ci będzie. rzuciłem w jej stronę. Ale jeśli za pięć minut nie
przyjdziecie. nie było mowy, żeby wyrobili się w takim czasie. Szukam
na własną rękę.
Alice niechętnie skinęła głową. Wiedziała, że mnie nie powstrzyma. Jasper
skinął jeszcze w moją stronę głową, po czym wszyscy odeszli.
Siedziałem pod autem jeszcze przez jakiś czas, odliczając sekundy na
zegarku, kiedy usłyszałem nieznajome bełkotanie. To byli oni. Poznałem po
ich niezgrabnie wypowiadanymi słowami i słownikiem słów, jakimi się
posługiwali. Idąc, kopali jakieś kamienie, bo było słychać szuranie.
Zacząłem wdrapywać się do auta, kiedy zdałem sobie z czegoś sprawę. Nie
miałem szans wygrać z nimi żadnej walki, czy pojedynku, chciałem jedynie
dostać się tam, gdzie będzie Bella.
A jeśli mnie schwytają, zabiorą mnie do niej.
79
Rozdział 8. Rosalie, która mnie nienawidzi. Też mi
nowość.
Wiem, że mój wcześniej nieprzemyślany pomysł okazał się niezłą porażką,
jednak nie mogłem już zawrócić. Na dodatek nie chciałem nikogo narażać,
ani mojego rodzeństwa, ani Jaspera, którego właściwie od dawna uważałem
za członka rodziny, jednak było to jedno z tych emocji, które przesłaniałem
i trzymałem głęboko w sobie.
Dwójka nieznanych mi ludzi podeszła do mnie i zaczęli niemal ślinić się na
mój widok. Ubrani byli w zupełnie nowe ubrania, które od razu poznałem.
Dorwali się do naszej przyczepy i zabrali je. Alice zabiłaby ich na miejscu.
Pierwszy z nich, potężnie zbudowany kulturysta miał nawet większe
bicepsy niż Emmett, chociaż mój brat spędza na siłowni każdą wolną chwilę.
Miał jego czerwoną koszulkę z logiem zespołu Metallica. Drugi z nich był
ubrany w moją fioletową, jedną z lepszych koszulek z uśmiechem.
Spojrzałem na nich błagającym spojrzeniem i zamknąłem oczy. Nie
chciałem więcej ich oglądać.
Proszę, zanieście mnie do niej. Do niej. Do niej.
- Patrz, jest ranny. Powinniśmy zanieść go do szefa.
- Zwariowałeś? wykrzyknął cienkim głosem jeden z nich. Wyczułem z jego
głosu, że się przestraszył. Nie odda nam już go. Jestem głodny. Zabijmy go
80
teraz i wróćmy. Facet, który to powiedział był chyba jedynym, który nie
kaleczył języka. Potrafił nawet odmieniać czasowniki.
- Nie możemy go tu zjeść. Ktoś przyjdzie i zobaczy. jęknął drugi.
Dopiero w tej chwili olśniło mnie, że mój pomysł nie był za dobrym,
ponieważ mogą zanieść mnie do jakiejś innej kryjówki. Zacząłem modlić się,
żeby zanieśli mnie do tego całego szefa, może stamtąd mógłbym uciec i
poszukać jej. Byłbym na pewno bliżej prawdy, niż jestem teraz.
- Zawiń go w coś i zwiąż mu ręce i nogi. rzucił od niechcenia blondyn.
Zdobyłem się znowu, żeby otworzyć oczy, chociaż bardzo raziło mnie
słońce. Dalej, nie ma czasu. Inni zaraz mogą tu przyjść.
- A może ja tu zostanę? Co jak jest ich tutaj więcej? Chociaż ten był szalony,
kilka dni temu widziałem jak sam szedł i gonił naszą brązowowłosą
królewne. zachichotał. Jej matka nie uratowała jej życia, tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]