[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To na pewno o tobie?
Znacząco patrzyła na jego pochlapane błotem buty
i spodnie i z trudem stłumiła śmiech, bo Federico natych-
miast zrobił przesadnie przerażoną minę.
W końcu nie wytrzymał i roześmiał się głośno. Nawet
chłopcy zatrzymali się i popatrzyli za siebie, by sprawdzić,
co się stało. Pia ucieszyła się, że tak się odprężył. Zawsze
sprawiał wrażenie sztywnego i niedostępnego, ale okazało
się, że to tylko pozory, maska, którą wkłada przed światem.
W głębi duszy był całkiem inny - otwarty, szczery, z poczu-
ciem humoru.
- To na pewno nie dotyczyło Stefana, zapewniam cię -
rzekł ze śmiechem. - Choć Stefano jest przekonany o swo-
jej doskonałości. No, i księżna Amanda też. Co do mnie...
mój dzisiejszy strój na pewno na to nie wskazuje.
Strzepnął liść, który przyczepił mu się do nogawki i od-
wrócił się do Pii.
- Nie cierpię tego przezwiska.
- Dlaczego? - spytała, myśląc jednocześnie, że dla niej
jest chodzącym ideałem, ale za nic mu tego nie powie. Za
bardzo by się przed nim odkryła.
S
R
Starannie dobierała słowa:
- Wydaje mi się, że nazywają cię tak, bo dla wszystkich
stanowisz wzór księcia. Potrafisz się zachować, wiesz, co
w danym momencie powiedzieć, nigdy nie dałeś powodu
do plotek, nie masz na koncie żadnych skandali. Jesteś ide-
alnym przedstawicielem swojego kraju. Domyślam się, jak
wiele musiało cię to kosztować. - Uśmiechnęła się. - Aow-
cy sensacji na pewno połamali sobie na tobie zęby.
- Być może. Jednak nie jestem ideałem. Kiedyś tak o so-
bie myślałem, nim... Kiedyś. Byłem dumny z siebie. Teraz
inaczej na to patrzę. Na przykład... - Popatrzył na idących
przed nimi chłopców. Licytowali się, który z nich ma bar-
dziej ubłocone kalosze. - Po śmierci Lucrezii nie byłem dla
nich dobrym ojcem, choć powinienem. Myślałem. że robię
dobrze, planując każdą spędzaną z nimi chwilę, zabierając
ich to tu, to tam. To było bez sensu - powiedział z przeko-
naniem. - Teraz to widzę.
Federico zatrzymał się. Pia też przystanęła.
- Nie docierało do mnie, że moi synowie są normalny-
mi chłopcami, potrzebują zabawy i nieskrępowanej wolno-
ści. I nie powinni spędzać czasu z nianią, tylko z własnym
ojcem.
- No cóż, teraz to wiesz - rzuciła lekko Pia. - Będziesz
się z nimi bawić, nawet gdy już znajdziesz dla nich nia-
nię. - Oby tylko była to właściwa osoba, pomyślała. Taka,
która będzie bawić się z nimi w chowanego, pokazywać
magiczne sztuczki, budować namiot z koców... Ode-
pchnęła od siebie te myśli. - Po dzisiejszym dniu oni też
już to wiedzą.
S
R
Ku jej zaskoczeniu, ujął ją za rękę. Mimo chłodu i wil-
goci, jego dłoń była cudownie ciepła.
- Zrozumiałem to tylko dzięki tobie. Dziękuję.
- Nie ma za co - odparła, a jej głos zabrzmiał bardziej
miękko, niż zamierzała.
Doświadczyła tego na własnej skórze. Przez całe dzie-
ciństwo czuła się zaniedbywana przez matkę. Wiedziała,
jak bardzo dzieci potrzebują miłości. I czasu. Federico nie
ma go zbyt wiele, na pewno za mało, ale swoich synów ko-
cha całym sercem. Jest dobrym ojcem, bardzo się stara.
Federico nie puszczał jej dłoni. Gdyby mogła coś dla nich
zrobić, wynagrodzić im cierpienie. Być mamą dla Paola, dać
mu pewność, że nie musi udawać topielca, by zwrócić na sie-
bie uwagę. By miał poczucie, że jest dla niej ważny.
- To wielka rzecz. - Uścisnął jej dłoń, puścił ją i ruszył
do przodu. - Pia, będziesz wspaniałą żoną i matką. Mam
nadzieję, że twój przyszły mąż i twoje dzieci będą umieli
to docenić.
Uśmiechnęła się z przymusem. Federico już tego nie wi-
dział. Złapał synków pod pachy i niósł zaśmiewających się
chłopców do pałacu. Patrzyła na nich i serce jej zamierało.
Oto ile są warte jej rojenia.
Nigdy nie będzie matką. Nie dla nich, choć Paolo tak
prosił. Słowa Federica nie pozostawiały złudzeń. Dobrze
się zaasekurował, żeby przypadkiem nie robiła sobie ja-
kichś planów.
Chyba straciła rozum, wyobrażając sobie coś więcej, po-
zwalając sobie na marzenia. Co z tego, że się całowali, skoro
jasno powiedział, że to dla niego za wcześnie. I choć nie mo
S
R
gła się z tym pogodzić, musiała przyjąć jego słowa. Najwyraz-
niej jeszcze nie odżałował żony. Zresztą sądząc po tym, jak
zareagowała na skok Artura z huśtawki czy wygłup Paola...
Zagryzła usta. Chciałaby być matką, czuć to, co czuje
Federico, gdy bierze na ręce dzieci, jednak prawda była
bezlitosna.
Dla wszystkich to by się zle skończyło.
Dlaczego się nie powstrzymał? Po co to powiedział?
Z hamowanym gniewem powiesił mokry sztormiak Ar-
tura i poszedł do łazienki, by wysuszyć synom włosy. Przez
całe życie uczył się panować nad słowami, nie wyrywać się
z niepotrzebnymi stwierdzeniami.
Co go napadło, że tak się zagalopował? Po co mówił,
że będzie z niej dobra żona? Ale to szczera prawda, bez
dwóch zdań. Jej pogoda ducha, poczucie humoru i inne
zalety na pewno to zagwarantują. Zdawał sobie jednak do-
skonale sprawę, jak to zabrzmiało. Zwłaszcza po tych po-
całunkach.
Wszystko jest jasne - sytuacja zaczynała go przerastać.
Wolał udawać, że między nimi nic nie ma, ale to bez sensu.
Oboje czuli to samo. A on raz już się sparzył i nie chciał
tego powtórzyć. Powinien ugryzć się w język.
Widział jej twarz, nim odwrócił się, by pobiec do chłop-
ców, gdy dodał, że będzie dobrą matką.
Już jej wcześniejsze zachowanie przy śniadaniu powinno
być dla niego sygnałem. I jej przesadna reakcja, gdy Arturo
zeskoczył z huśtawki. Była przerażona. Nie raz był świadkiem
podobnych zachowań, nadmiernej troski o zdrowie i bezpie-
S
R
czeństwo dzieci. Z doświadczenia wiedział, że tak reagują lu-
dzie, którzy mają problemy z akceptacją własnego rodziciel-
stwa. Coś w tym musi być. Postara się to wyjaśnić.
Był zły na siebie. Jego nieprzemyślana uwaga musiała ją
bardzo urazić. Nic dziwnego, że od razu skręciła do apar-
tamentów Jennifer. Mówiła, że martwi się o przyjaciółkę,
ale unikała jego wzroku.
I przypomniała mu, że powinien szukać niani.
- Tato? - Paolo wysunął głowę zza drzwi. - Masz ręcznik?
- Tak. - Federico zaczął wycierać mokrą czuprynę syn-
ka, starając się nie myśleć już o Pii. - Paolo, idz po piżamę.
Dziś zrobimy kąpiel przed kolacją.
- Z pianą i bąbelkami?
Federico udał, że się poważnie zastanawia. Chłopczyk
objął go za nogę.
- No dobrze - zgodził się książę z uśmiechem.
- Wiesz, tato, dziś było fajnie.
- Bardzo się cieszę.
- Zrobimy tak jeszcze kiedyś?
- Oczywiście.
- I signorina Renati będzie moją nową mamusią?
Federico znieruchomiał.
- Dlaczego o to pytasz?
Paolo wzruszył ramionkami.
- Bo ją lubię. Jest fajna. Powiedziałem jej, że byłoby do-
brze, gdyby została moją mamą.
No nie!
- Powiedziałeś jej to? - spytał Federico, a gdy Paolo ski-
nął głową, dodał: - I co ona odpowiedziała?
S
R
Chłopczyk zastanowił się.
- Nie pamiętani - odparł. - Chyba doszliśmy do fontan-
ny i zapomniałem. Mogę włożyć piżamę w żabki?
- Oczywiście.
Paolo uśmiechnął się i pognał do pokoju.
Federico podniósł z podłogi ręcznik. Chyba upuścił go
mimowolnie, kiedy Paolo zaskoczył go swoim pytaniem.
Dzięki Bogu, że trzylatek nie umie się na niczym dłużej
skoncentrować, za to Pia z pewnością doskonale wszystko
zapamiętała.
Gdy wykąpie chłopców, poprosi sekretarkę, by umówi-
ła kandydatki na nianie. A kiedy spotka Pię, przeprosi ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]