[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ochocze ręce.
62
- O co chodzi? - spytał, starając się ukryć irytację.
- Nic ważnego - powiedziała, robiąc kilka kroków w jego kierunku. Ciemne włosy miała spięte klamrą
z tyłu głowy, a oliwkowy kostium opinał krągłą figurę. - Po prostu nie wierzę, że panna Fortune jest
właściwą osobą, by towarzyszyć panu w tym spotkaniu.
Spojrzał na nią zaskoczony. Zaciekawienie walczyło w nim ze zniecierpliwieniem.
- A czemuż to? - spytał. Carol uśmiechnęła się słodko.
- Doprawdy, panie Wolff... - rzuciła, patrząc na niego z pewną pobłażliwością, jak na mało domyślne
dziecko. - To miła młoda kobieta, ale jako członek rodziny Fortune nie jest chyba najlepszą osobą do
reprezentowania interesów Voltage.
Odepchnął fotel od biurka i wstał, czując, jak rośnie w nim fala gniewu i czegoś jeszcze... Opiekuń-
czości? Nie chciał teraz zgłębiać emocji, które kazały mu bronić Kyry. Jedną ręką dopiął marynarkę, a
drugą sięgnął po teczkę z bawolej skóry. Dopiero wtedy spojrzał na Carol i powiedział stanowczo:
- Zarząd Voltage wyznaczył pannę Fortune na to spotkanie. Sądzę, że oni lepiej wiedzą, co leży w
interesie firmy.
- Oczywiście - potwierdziła szybko Carol. Uśmiech zniknął z jej ust, a w oczach błysnęło coś na
kształt urazy. Nie był do końca pewien, jak to odczytywać, ale w tej chwili nie bardzo go to
interesowało.
Obszedł biurko i skierował się ku wyjściu.
63
- Powinienem wrócić za dwa dni - rzucił jeszcze od drzwi.
Wyszedł, a Carol nawet się nie poruszyła. Przez dłuższą chwilę stała pośrodku gabinetu Garretta
Wolffa i ciskała milczące przekleństwa na głowę Kyry Fortune.
Kyra nerwowo miotała się po mieszkaniu cały czas rozmyślając, co jeszcze powinna załatwić przed
tym niespodziewanym wyjazdem. Poprosiła już sąsiadkę o opiekę nad kotem i o odbieranie poczty. O
ogródek się nie martwiła, rośliny powinny wytrzymać te kilka dni bez podlewania. Miała nadzieję, że
nic więcej się nie wydarzy; jej mieszkanko powinno poradzić sobie bez niej.
Dość żałosna myśl, uświadomiła sobie, patrząc na schludny, pozbawiony indywidualności salon. Była
tak skoncentrowana na budowaniu swojej kariery, że nie miała czasu na budowanie swego życia.
Na randki umawiała się sporadycznie, ale ostatnia była tak dawno, że nawet nie pamiętała, kiedy to
było i kim był ten facet. Pokręciła głową z niedowierzaniem. To niewątpliwie smutny stan rzeczy. Ale
lata temu podjęła najlepszą decyzję w swoim życiu - nie angażować się w żadne związki i nie szukać
miłości.
Kobiety zwykle pragnęły związków, by wyjść za mąż i mieć dzieci, lecz jej plany tego nie obejmo-
wały. Osobiście i z bardzo bliska przekonała się, jakim więzieniem może być dla kobiety małżeństwo.
64
Postanowiła więc, że nie pozwoli się zamknąć w takiej klatce.
Nie przypuszczała wtedy, że taka decyzja nie tylko bardzo zuboży jej związki z mężczyznami, ale
straci też kontakt z większością przyjaciół z młodości. Większość z nich po krótkim czasie miała dość
wiecznie przekładanych spotkań i ustawicznego braku czasu ze strony Kyry. Została tylko wierna
Isabella Sanchez. I to raczej dzięki swojemu uporowi, niż wylewności Kyry.
Przeszła do kuchni, nalała sobie mrożonej herbaty i popijając chłodny płyn, rozejrzała się po
mieszkaniu. Z pewnym zaskoczeniem stwierdziła, że poza kilkoma magnesami na lodówce i
kalendarzem z zaznaezoną datą wizyty u dentysty, nie ma tu jej żadnych osobistych śladów.
Doskonały lokal pokazowy dla klienta, który chce kupić mieszkanie w tej okolicy.
Przed laty, kiedy się tu wprowadziła, miała jakieś pomysły na urządzenie i dekorację wnętrza, ale
praca pochłonęła ją tak bardzo, że reszta szybko zeszła na dalszy plan. Nie zdołała się zmobilizować,
by przemalować beżowe ściany lub zmienić banalną jasną wykładzinę.
- Przytulne gniazdko, nie ma co - mruknęła do siebie kpiąco.
A przecież kiedyś, dawno temu, jej marzenia były zupełnie inne. Chciała kupić stary dom i
odremontować go. Godzinami potrafiła wyobrażać sobie, że każdy pokój pomaluje na pastelowy
kolor, dobierze miłe dodatki i pozawiesza obrazki. Słowem, zrobi to wszystko, na co nigdy nie
pozwalał jej ojciec.
Dłoń mimowolnie zacisnęła się jej na szklance, gdy przypomniała sobie dom rodzinny. Zimny i pusty,
z dziećmi chowającymi się po kątach na odgłos kroków ojca, i przestraszoną matką, trwożnie snującą
się po pokojach. Po raz kolejny przypomniała sobie Vin-centa, jej mur obronny i zródło
65
bezpieczeństwa. Silny starszy brat, zawsze stojący między przestraszoną małą dziewczynką a
wściekłością ojca. Leonard Fortune nigdy nie został takim człowiekiem, jakim chciałby być i ta klęska
wpłynęła na całe jego życie, a jeszcze bardziej boleśnie odbiła się na życiu jego rodziny.
Trudne lata z Leonardem Fortune'em sprawiły, że charaktery dzieci, pomimo jego niepedagogicznych
działań, stały się mocne jak kuta stal. Bóg jeden wie, że nigdy nie miał dla nich odrobiny litości.
Wręcz przeciwnie, zależało mu raczej na tym, aby je złamać.
Z wyjątkiem jej.
Stary ból przeniknął serce Kyry i obudził poczucie winy. Nie cierpiała tak bardzo jak reszta
rodzeństwa, bo bronił jej Vincent.
Z tego powodu winna mu była teraz więcej, niż mogłaby spłacić.
Tak więc, jeśli musiała mieszkać w prawie pustym, bezosobowym mieszkaniu i pracować po dwa-
dzieścia godzin na dobę, zrobi to. I jeśli miała podróżować do Kolorado ze swoim największym
wrogiem - zniesie i to.
Przeszła do sypialni, odstawiła szklankę z herbatą i wróciła do pakowania.
Kilka minut pózniej zadzwonił telefon, sięgnęła
66
po słuchawkę, i podtrzymując ją ramieniem, nadal przeglądała szafę.
- Cześć, to ja - usłyszała głos starszej siostry. Dorzuciła do walizki swój ulubiony błękitny sweterek, a
potem usiadła na łóżku.
- Witaj, Susan! - zawołała uradowana. Wyobraziła sobie siostrę siedzącą w przytulnej kuchni z kub-
kiem parującej ziołowej herbaty. - Co słychać dobrego?
W słuchawce zapadła długa cisza i Kyra poczuła jak żołądek kurczy jej się ze strachu.
- Co się dzieje? Coś złego? Nic ci nie jest?
- Nic mi nie jest - uspokoiła ją Susan.
- A Ethan? - wypytywała dalej.
- Też ma się dobrze.
- Więc co?
- Chodzi o Ryana - wykrztusiła w końcu Susan.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]