[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdybym tego nie chciała powiedziała dowiedziałbyś się o tym ju\
wtedy, kiedy mnie pocałowałeś.
Jesteś pewna? Sam nie był pewien, czemu zadał to pytanie. Dlaczego
niemal zmuszał ją, by wycofała się, zaprotestowała. Wszak gdyby powiedziała
nie... zabiłaby go.
Jestem pewna, Connorze. A ty?
Decyzja podjęta, koteczku. Objął ją. Chwycił za bluzkę i przycisnął
do siebie. Schylił głowę i ustami odszukał jej usta. Westchnęła cichutko. Wtedy
krew w \yłach Connora zawrzała. Stęknął głucho. Oderwał się od niej i przez
kilka sekund przyglądał się jej w zachwycie. A potem objął ją mocniej, podniósł
do góry i zarzucił sobie na ramię.
Hej! Zacisnęła dłonie na jego koszuli. Spróbowała podnieść się. Co
ty, do diabła, wyrabiasz?! zawołała.
Nie zamierzam tracić czasu, Em. Dał jej klapsa w pośladek A kiedy
zaprotestowała głośno, uśmiechnął się.
Co ty, jesteś jaskiniowcem?
Jaskiniowiec. Komandos... Ty mi powiedz.
Powiem, kiedy postawisz mnie na ziemi.
Nie ma mowy. Ruszył energicznym krokiem przez zalane
księ\ycowym blaskiem podwórko. Prawie wbiegł na werandę i wszedł do
kuchni.
Nie zwrócił uwagi na urocze mebelki. Kątem oka zerknął na mikser z
resztką koktajlu na dnie. Szedł dalej, ku schodom. Bywał wcześniej w jej domu.
Ale tylko na parterze. Jeszcze nigdy nie był na piętrze. Nie był w jej sypialni. A\
do tej chwili nigdy nawet o tym nie myślał.
Cholera, Connor! Uderzyła go pięścią w plecy. Puść mnie
natychmiast.
Kiedy tylko zobaczę łó\ko. Zaufaj mi. Wtedy cię puszczę. Dokąd mam
iść?!
Westchnęła. Roześmiała się.
Na górę, Neandertalczyku. Pierwsze drzwi po lewej.
Robi się! Wspinał się po dwa stopnie na raz. Emma na ramieniu wcale
mu nie przeszkadzała. Przeciwnie. Z ka\dą chwilą coraz bardziej niecierpliwie
wypatrywał jej łó\ka. Do diaska! Jakiegokolwiek łó\ka!
Pierwsze drzwi po lewej były otwarte. Bez zwłoki wpadł do środka.
Wnętrza pokoju właściwie w ogóle nie widział. Cała jego uwaga skupiona była
na szerokim łó\ku z kutym, metalowym wezgłowiem. Nakryte było kolorową
narzutą. Na niej zaś le\ało z pół tuzina poduszek. Ró\nych kształtów, barw i
wielkości.
Ka\dy nerw, ka\da komórka jego ciała, ponaglały go do jeszcze
większego pośpiechu. Przerzucił ją przez ramię i upuścił na łó\ko. Zakołysała
się na sprę\ynach, śmiejąc się radośnie.
Wariat! rzuciła. I obdarzyła go promiennym uśmiechem. Przez
wychodzące na podwórze okno zaglądał srebrny księ\yc.
Ju\ to mówiłaś. Klęknął na brzegu łó\ka i poło\ył się obok niej.
Wyciągnęła ręce i ujęła jego twarz w dłonie. Spojrzała mu prosto w oczy.
Jakby chciała przejrzeć go na wylot. Zajrzeć na samo dno jego duszy. Przez
chwilę nawiedziła go myśl, co te\ mogła ona tam znalezć?
Prędko jednak dał sobie spokój z filozofią i wsunął dłonie pod jej bluzkę.
Kiedy dotknął jej skóry, przełknął z trudem ślinę. Ona zaś z głośnym sykiem
wciągnęła powietrze do płuc i zacisnęła powieki.
Muszę cię mieć, Emmo mruknął. Schylił głowę i pocałował ją. Potem
jeszcze raz. I jeszcze.
Musimy mieć się oboje odparła.
Pomału jego dłonie wędrowały do góry pod jej bluzką.
Nie ma stanika sapnął z zadowoleniem. Nie zwlekał dłu\ej. Chwycił
palcami wyprę\one sutki. Zcisnął delikatnie. Pod wpływem tego zabiegu całe jej
ciało wygięło się w łuk. Wyszło naprzeciw jego rękom. Oddychała płytko,
szybko.
Jej skóra była jak zaczarowana. Gorący jedwab.
Usiadł okrakiem na jej biodrach. Przyglądał się jej intensywnie, gdy
pomalutku ściągał jej przez głowę bluzeczkę. Nie oglądając się, rzucił ją za
siebie, na podłogę. Zwiatło księ\yca sprawiało, \e skóra Emmy promieniowała
zimnym blaskiem.
Poło\ył dłonie na jej piersiach. Pasowały doskonale. Pod wpływem jego
dotknięcia jej sutki stwardniały. Emma podniosła ręce i zaczęła głaskać go po
ramionach. Ka\dy jej ruch sprawiał, \e coraz gwałtowniejsze pragnienia
przenikały go do głębi.
Pochylił się. Chwycił ustami jedną sutkę. Potem drugą. Zciskał je
wargami. I zębami. Trącał czubkiem języka. Potem znów zaciskał wargi i
pociągał. A Emma z ka\dą chwilą coraz mocniej wierciła się i kręciła.
Ka\dy jej ruch rozpalał go coraz mocniej. Ka\de jej westchnienie
porywało go. Ka\de dotknięcie budziło coraz większe pragnienia. Wzrok mu się
mącił. Myśli mieszały. Tylko jedno pragnienie czuł jasno i klarownie. By wejść
w nią jak najmocniej, jak najgłębiej.
Coraz energiczniej ssał jej sutki. Emma wyginała się do góry, wychodziła
mu naprzeciw. Nagle zacisnęła mu palce na ramionach.
Connorze, Connorze, nie przestawaj! zawołała. Nie przestawaj.
Nie ma sprawy wymamrotał. Jego pracowite wargi ani na moment nie
porzuciły jej piersi. Czuł, jak z ka\dą chwilą rosło jej pragnienie. I czuł, jak jego
\ądze zaczynały rozpalać go coraz mocniej. Wydawało się, \e miał ju\ ogień
zamiast krwi. A przecie\ pragnął jeszcze więcej.
Zsunął się w dół jej ciała. Rozpiął suwak u jej szortów. Ujrzał pod
spodem białe koronkowe majteczki. Wsunął palce za gumkę i ściągnął wszystko
razem. Nawet w półmroku wyraznie zobaczył jasne ślady na jej opalonej skórze.
Wyobraził ją sobie w skąpym bikini, w którym musiała się opalać. I omal nie
wyskoczył ze skóry. Tak go ta myśl podnieciła.
Wszystko, czego pragnął na tym świecie, miał przed sobą. Pod palcami. I
zamierzał nacieszyć się tym do woli.
Emma czuła na sobie jego gorące spojrzenia. I zastanawiała się, czemu
pod jego wpływem nie spaliła się na popiół. Ale i tak niewiele brakowało. Cała
płonęła. Rozpalały ją jego dłonie. Pieszczące jej nogi, od kostek do ud, a
nawet... O!... jeszcze wy\ej. Z ka\dą sekundą jej skóra robiła się wra\liwsza.
Coraz niecierpliwiej czekała na kolejne dotknięcia. I ju\ nie potrafiła wyobrazić
sobie, jak zdoła \yć dalej bez jego pieszczot.
Krew w jej \yłach wrzała. Tylko tak mo\na było wytłumaczyć przyczynę,
dla której cała trzęsła się i dr\ała. Nie była dziewicą. Kochała się ju\ wcześniej.
Ale nigdy nie prze\ywała takich doznań.
Miała wra\enie, jakby jej głowa odlatywała w kosmos. A całe ciało
wypełniało bez reszty po\ądanie. Tak silne, \e ju\ chyba nigdy nie będzie
potrafiła odczuwać normalnie.
Miejsce rąk Connora na jej nogach zajęły jego usta. Poczuła jego gorący
oddech na skórze. Całował, skubał i lizał wnętrze jej ud.
Emma oddychała cię\ko. Dyszała. Wierciła się. Nie mogła się
powstrzymać. Nie chciała się powstrzymać. Chciała więcej. Więcej jego.
Wtedy poczuła jego usta...
Connor!
Chwała Bogu, \e nie przerwał, słysząc jej krzyk. Szerzej rozsunęła nogi,
zapraszając go jeszcze bli\ej. Mocno wsparła stopy w materac i uniosła biodra.
Kołysała nimi w rytm ruchów jego języka. Z ka\dym dotknięciem Emma
dygotała coraz mocniej.
Otwarła szeroko oczy. Popatrzyła na niego. I kolejna fala po\ądania
rozlała się po jej ciele.
Dłonie Connora zacisnęły się na jej pośladkach. Oblizała wyschnięte
wargi. Nie odrywała od niego oczu. Z chwili na chwilę zbli\ała się coraz
bardziej do punktu, z którego nie było ju\ powrotu.
Wyciągnęła ręce. Chwyciła go za głowę. Przycisnęła do siebie. Wplotła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]