[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No kulegi powiedział, bo mówił po polsku kogo dzisiaj załatwiamy?
Hawran ruchem ręki zaprezentował Miszy czterech Polaków, którzy szli za nami, rozglądając się
dokoła z zaciekawieniem.
Andrzej pokazywał palcem Tomek, drugi Tomek, czyli Tomek Dwa, co z kolei sprawia, że
pierwszy Tomek jest Tomkiem Jeden. I Maciek.
Misza skinął im głową. Mnie mrugnął okiem. Odmrugnąłem. Wyglądał jak zbój przydrożny.
Kiedyś mi go już Hawran przedstawiał. Nie mam pojęcia, skąd go wytrzasnął w każdym razie
biznes, który razem robili, musiał być tego warty.
Polacy wymruczeli powitania.
Byli dość dziwną zbieraniną. Tomek Jeden na przykład, jak już się zdążyłem dowiedzieć w
podróży, był członkiem rady nadzorczej jednego z krakowskich portali internetowych. Tomek Dwa
był księgowym. Andrzej miał małą firmę turystyczną, a Maciek był właścicielem jednego z klubów na
Kazimierzu.
Generalnie ludzie z kasą.
A ty co spytał Misza ty też zachocieł dzikawa wschoda?
Teraz i zawsze, tylko nie tak, jak oni odpowiedziałem, wskazując głową przyprowadzonych
przez Hawrana ludzi z kasą. Artykuł piszę.
Misza popatrzył pytająco na Hawrana. Hawran skinął głową.
Spoko odpowiedział Aukasz tylko zobaczy, co i jak. Mamy deal. Jeśli się da tak to opisać,
żeby reklama była, to opisze. A jeśli nie, to po prostu nie napisze. To mój kumpel, znamy się od
dziecka.
Od dziecka, nie od dziecka zastanawiał się Misza. Jak na takiego dwumetrowego bydlaka o
pobrużdżonej twarzy, jakim był, miał dziwnie łagodny głos ale to, co robimy jest kak skazat
trochu nielegalne.
A jego nikt nie traktuje serio Hawran klepnął mnie po plecach, zanim zdążyłem cokolwiek
powiedzieć bo pisze nieprawdę. Zaufaj mi, Misza.
No to za czym on z nami.
Bo te jego nieprawdy dużo ludzi czyta i niektórzy myślą, że jednak jest w nich ziarno prawdy i
tego ziarna szukają. I w ten sposób trafią na nas.
Misza wzruszył ramionami, i wyglądało to tak, jakby góra wzruszyła pagórkami.
Rób jak uważasz odpowiedział to twoja sprawa. Nu zwrócił się w stronę Tomków, Andrzeja
i Maćka tak co, naczynajem, nie?
Gazika miał zaparkowanego parę metrów dalej, w uliczce między parterowymi domkami. Polacy
rozglądali się ciekawie dookoła. Wymieniali się spostrzeżeniami. Andrzej uważał, że tu jest podobnie,
jak w Polsce, i że on nie widzi większych różnic. Tomek Jeden mówił, że jednak czuje, że w powietrzu
coś innego wisi. Tomek Dwa skonkretyzował jego myśl, ogłaszając, że tu jest bardziej
borciuchowato . Maciek natomiast gadał o kulturze turańskiej i komórką zrobił zdjęcie kopule
cerkiewnej, którą mijaliśmy.
Na masce gazika Misza rozłożył serwetkę. Postawił na niej butelkę piercowki i słoninę pokrojoną
w plastry. Póki co nie różniło się to specjalnie od wycieczek, jakie oferują Angolom w Krakowie co
cwańsi Polacy. Bania, pub crawl i burdel na koniec. Ciekawy byłem, czy Hawran dziś też przewidział
burdel.
Bo biznes, który prowadzili Hawran z Miszą, polegał na prostej rzeczy: zabrać paru nadzianych,
łaknących egzotyki Polaków na weekend na Ukrainę i pokazać im hardkorowy wschód .
Bania poszła, potem druga. Misza opowiadał kawały. Miał naprawdę dobrą bajerę, więc było
niezle. Sam się śmiałem. Zmiał się nawet Maciek, z którym jak sądziłem Misza będzie miał
najwięcej kłopotu. Maciek był bowiem głupiomądry i wszystko wiedział lepiej. Ale Misza dawał radę,
a Maćka robił jak chciał. Lepił jak plastelinę.
Po wódce Misza sięgnął do kieszeni i wyjął czarną tabakierkę z dozownikiem. Odkręcił od gazika
lusterko, położył je na masce i posypał na nie z tabakierki siedem ścieżek białego. Polacy się
roześmiali. Maciek zaklaskał w ręce.
Co to? spytał Tomek Dwa.
- Kokoszka, stara, dobra odpowiedział Misza spokojnie. Nie chcesz nie musisz kokoszki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]