[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wadniające pochodzenie komunizmu z rosyjskich korzeni. Sowiety były dla niego
zaprzeczeniem Rosji, jej diabelskim przedrzeznianiem. Nie używał takich porównań.
Diabelski , demoniczny to działka mistycyzującego Zdziechowskiego, podobnego do
Mackiewicza w diagnozie komunizmu. Pisałam o nich magisterską pracę porównawczą w
tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym siódmym. Jeden z promotorów, porządny człowiek, ale
tchórz, w ostatnim momencie odmówił brania udziału w egzaminie. Kiedy spotkałam go na
Grodzkiej w Krakowie, nie chcąc mi się tłumaczyć (co miał do powiedzenia - że boi się
ryzykować karierę? Kilka lat uczył nas odwagi myślenia wbrew politycznym systemom),
zrobił unik i próbował wejść do sklepu. Pech, akurat naprzeciwko była ściana z rynną. Więc
stał pod tą rynną, jakby zastanawiał się, czy wejść na dach.
Pietuszka ma problemy gatunkowe:
- Wyjedziesz do Budapesztu, Pola nie ma tam nic do roboty, powinnaś ją zostawić.
Gdybym byt pingwinem cesarskim, mógłbym przechować jajo, bujając je na stopach. Samica
wróciłaby z wyprawy i przejęła pakunek.
- Austriacko - węgierskie gadanie. Niemożliwe.
Za sto lat, za pięćdziesiąt uznają prawdopodobnie ciążę za rzecz niebezpieczną dla
płodu i na ten czas przeniosą go do sztucznej macicy, której nie będą grozić zatrucia,
wypadki, niedotlenienia z winy matki . Naturalna ciąża będzie luksusowym ryzykiem.
- Eee - według Pietuszkina prędzej wynajdą bezpieczne narkotyki. - Będziesz się
mogła ućpać w czasie ciąży.
- Kochanie, czy ty nie myślisz raczej o sobie? O swojej zaćpanej starości bez kaca...
Pożyczam na drogę jego sztruksy. Nie mam już talii, mam za to brzuch i się nie
dopinam. Zawiązuję spodnie sznurkiem. Zakrywam swetrem - nie widać balonika.
17 XI
Nie będzie VAT - u na książki (hurra!) i na budownictwo zostanie po staremu! Dwie
ustawy, zbliżające mnie do zamieszkania we własnym DOMU PISARZA.
Lubię Tuska, może dlatego, że sepleni jak ja. Może dlatego, że wygląda normalnie i
uczciwie na tle politycznie zakazanych mord. Będzie startował do szefostwa Unii. Geremek
także, bo ma tradycje solidarnościowe (umiejętność gadania z komuną). W żadnych wy-
borach, prezydenckich, gminnych, nie wygrał mój kandydat, żal mi Tuska.
Jeszcze jedna, mitochondrialna korzyść z Poli: mężczyzni (plemniki przy
zapłodnieniu) tracą swoje mitochondrialne DNA. Do jaja przeciska się tylko genetyczne
jądro, przydatki odpadają. Przekażę Poli mitochondria matki, prababki Ewy, a ona podaje
dalej, o ile też będzie miała córkę. Mężczyzni są ślepym zaułkiem ewolucji
(mitochondrialnej). Majątku Poli nie zostawię, domu pisarza chyba też nie (jeśli będzie -
najtańszy i nietrwały), więc chociaż te malutkie, rodowe mitochondria.
Wstaję nocą i totalny niesmak. Obrzydzenie samą sobą. Lezę do toalety. Czy można
lubić kogoś, dla kogo jedynym celem jest wstanie i zrobienie siku? Przyłapałam się właśnie
na tej jedynej potrzebie o trzeciej nad ranem, reszta mnie śpi albo szydzi z siebie samej.
18 XI
W samolocie zaspana gdzieś między niebem a ziemią, bliżej nieba.
Wtulona jeszcze w ciepłą noc, w mocne i delikatne ręce Piotra.
Dostaję pod nos paprykę z salami, aha! - jestem w drodze na Węgry, linie Malewi
witają na pokładzie. Trzy godziny drzemania. Nie ma różnicy między chmurami w górze a
deszczem, zalewającym budapeszteńskie lotnisko. Po serii pomyłek z poprzednich wizyt (le-
cąc do Niemiec, zamiast karty kredytowej wzięłam telefoniczną. Delegacja powitalna, nie
doczekawszy się starszej, siwej pani (pisarki), pojechała do domu i zostałam z wizją trzech
dni w lotniskowej poczekalni) wypatruję z niepokojem witających . Mam przygotowany
kartonik z własnym nazwiskiem. Są, poznali. Trzymają Podręcznik do ludzi z moim zdjęciem
na okładce (dobrze mieć czasem pysk na tekturce). Porównują mnie z książką, podchodzą.
Marta - Węgierka z Instytutu Polskiego, i wydawca - Joszka.
Ziuum do Budapesztu. Byłam tu z piętnaście lat temu, niewiele pamiętam: ruiny
rzymskie, muzea. Joszka, prowadząc, puszcza kierownicę i opowiada, co mijamy. Dodaje
szczegóły swojej biografii: jest Węgrem z Transylwanii, przyjechał stamtąd bez grosza dwa-
dzieścia lat temu, ma wydawnictwo. W tym roku gościł w Budapeszcie znakomitych pisarzy
polskich: Mrożka i... Mickiewicza (?!). Pyta, co chciałabym zobaczyć.
- Muzeum cesarzowej Elżbiety. Joszka zachwycony.
- No problem, ona bardzo kochała Węgrów, zwiedzamy jutro Godol - pałac Sissi.
Podjeżdżamy pod kwaterę - gościnny budynek Ministerstwa Dziedzictwa Kultury.
Dziedzictwo Kadara: olbrzymi pokój, podarte meble z lat sześćdziesiątych. Rozpalone
kaloryfery i pierzyny. Otwieram okno na jesienny ogród - plantację smutku. Próbuję ugoto-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]