[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewczęta nie umiały sobie poradzić. Olivia poszła wtedy na długi spacer po plaży, a tam właśnie był Zach, chłopiec,
którego nigdy wcześniej nie widziała. Stał na brzegu i ze złością rzucał kamieniami w ocean.
- Mogę też? - zapytała, ciskając z całej siły muszlę w piękną, błękitną wodę.
Odwrócił się nagle. Zobaczyła gęsty kłąb kędzierzawych włosów opadających mu na czoło. Odgarnął je i wtedy zamarła,
przez moment nie mogąc złapać tchu. Nigdy w życiu nikt jeszcze na nią tak nie patrzył. Miał szarozielone oczy, skupione,
przenikliwe, pełne wyrazu i dziwnie znajome, choć nigdy wcześniej nie widziała tego chłopca.
Czyżby to była miłość? - przeleciała jej przez głowę zwariowana myśl. - Spotykasz kogoś i zanim jeszcze zdąży coś
powiedzieć, zanim poznasz jego imię, już jesteś zakochana. Wszystko to nie miało sensu, ale tak właśnie się czuła. Jakby go
już znała. Gruntownie i na wylot.
- Coś ty taka wkurzona? - zapytał, marszcząc czoło. - Co w ogóle mogłoby ci zepsuć humor?
- A to co niby ma znaczyć? - Oparła dłonie na biodrach i spojrzała na niego z góry.
- Widziałem cię już tutaj - powiedział, mrużąc oczy przed słońcem. - Letniczka z miasta. Przyjeżdżacie co lato, przez
tydzień wylegujecie się na plaży, a potem wracacie do tych waszych eleganckich domów w Connecticut czy gdzie indziej.
Już sobie wyobrażam te twoje problemy.
- I już wszystko wiesz, co? - odcięła się. - Na pewno i to, że przyjeżdżam z przyrodnimi siostrami do ojca, na dwa tygodnie
w roku, i nawet wtedy nie ma dla nas nawet paru wolnych dni. Jeszcze to, że siostry nie znoszą mnie, całkiem bez powodu.
Przyjeżdżam tu co rok i zawsze jest tak samo, wszystkie moje nadzieje biorą łeb.
- Znam to dobrze. - Patrzył na kamień odbijający się od powierzchni wody. - Tyle tylko, że przestałem na cokolwiek
liczyć, kiedy miałem sześć, może siedem lat. Wtedy, kiedy człowiek dowiaduje się, że jego rodzice wcale nie są tacy idealni
i cudowni. Nieważne, ile się ma wtedy lat.
- Zadowoliliby mnie w miarę porządni - powiedziała Olivia. Usiadła na piasku, podciągnęła nogi i oparła podbródek na
kolanach.
Przyjrzał się jej uważnie.
- Taa, mnie też.
Przesiedzieli razem na plaży pół godziny. Gadali, puszczali kaczki, znów gadali, i tak w kółko. Przesiewali piasek między
palcami. Olivia dowiedziała się, że chłopak mieszka po tamtej stronie Blueberry, w czymś, co w gruncie rzeczy było budą
14
postawioną obok składu używanych części samochodowych. Jego ojciec był alkoholikiem.
- A matka chyba sprzedaje się, żebyśmy mieli co jeść i mogli zapłacić rachunki. - Skrzywił się. Zacisnął oczy i kopnął
piach. - Nie wiem, czy to prawda. Mam nadzieję, że nie.
- Ja też. - Poczuła ucisk w sercu.
- Ale wszyscy tak myślą. Więc to żadna różnica.
Olivia odwróciła się do niego.
- Nieważne, co myślą inni. Liczy się tylko, w co ty wierzysz, tu w środku - pokazała palcem na jego głowę - i tutaj -
postukała go w pierś.
Spojrzał na nią, a potem na jej dłoń na niebieskiej, wypłowiałej koszulce z bawełny. Kiwnął głową i znów zapatrzył się w
morze.
- Dzięki.
Olivia też kiwnęła, bo nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć.
- Jestem Zach. Zach Archer.
- A ja Olivia Sedgwick - przedstawiła się. - Ile masz lat? Ja szesnaście.
- Za pół roku będę miał siedemnaście. Jeszcze tylko rok liceum i wyjeżdżam stąd.
- Dokąd chcesz jechać?
- Wszystko jedno. Może być Nowy Jork. Boston. San Francisco albo Chicago, obojętnie. Będę wszędzie próbował i
zobaczę, czy gdzieś mi się spodoba.
- Niezły pomysł - powiedziała. %7łyczyła mu, by znalazł to swoje szczęście, a jednocześnie nie chciała, by gdziekolwiek
jechał bez niej.
Spojrzał na nią, jakby czytał w jej myślach.
- Chętnie bym jeszcze tu posiedział, ale muszę iść do pracy.
- Gdzie pracujesz?
- W supermarkecie, na zapleczu. Otwieram pudła, rozkładam towary na półkach. Ale kiedyś zostanę architektem. Będę
budował wieżowce. - Spuścił wzrok. - Na pewno myślisz, że to głupie. Od układania czipsów nie dochodzi się do
projektowania szklanych wież.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]