[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Często tak przychodzą, żeby tylko pooglądać eksponaty?
- Zdarza się.
- Dla galerii to żaden interes, co?
- Zdziwisz się. To, co tu zobaczyli, pobudzi ich wyobraznię. Bardzo możliwe, że kiedy
następny raz będą tędy przejeżdżać, nie oprą się pokusie, znów tu przyjdą i wtedy coś kupią.
- A jeśli do tego czasu sprzedasz to, co im wpadło w oko?
- Sami decydują się na takie ryzyko.
- Tak. Cieszę się, że cię widzę, Allison. Próbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądasz, ale
po tylu latach to nie było łatwe.
- Nie spodziewałeś się Indianki, co?
- Nie - uśmiechnął się.
- Ubieram się tak, bo po pierwsze, to bardzo wygodny strój, a po drugie, ludzie oczekują
od artystki, by była nieco ekscentryczna.
- Rozumiem, to twoja technika marketingu.
- Właśnie.
- Gdzie jest Tony?
Do tej pory siedziała na krześle i nie zaproponowała mu, by usiadł. Nie przejął się tym.
Oparł się o framugę i skrzyżował ręce w niedbałej pozie.
Allison wyprostowała się powoli. Zaskoczył ją tak niespodziewaną zmianą tematu.
- Dlaczego pytasz?
- Z ciekawości.
- Jest teraz u kolegów.
- U tych samych, z którymi był nad morzem?
- Tak.
- Mieszkają gdzieś w pobliżu?
- Tak.
Westchnął i wyprostował się powoli.
- O której zamykasz galerię?
- Za jakieś piętnaście minut - odrzekła, zerkając na zegarek.
47
- To dobrze. Moglibyśmy gdzieś porozmawiać?
- Jest parę miejsc. Wystarczy jednak się w nich pokazać, a za parę dni będzie o tym mówić
całe miasto. Na tym polega urok małych miejscowości. Wszyscy się znają.
- Chciałbym porozmawiać z tobą na osobności.
Popatrzyła na niego uważnie. Tak bardzo się zmienił, ale chyba nadal pozostał uparty jak
dawniej. Po co przyjechał do Mason? %7łeby z nią porozmawiać? Nie odjedzie, póki tego nie
uczyni.
- Może pojedziemy do mnie - zaproponowała.
- O której Tony wróci do domu? To nie jego sprawa.
- Wystarczy nam czasu - odrzekła tylko.
O wpół do szóstej opuściła roletę na wystawie.
- Mam samochód za sklepem. Zaraz tu podjadę.
Przytrzymała otwarte drzwi. Popatrzył na nią podejrzliwie. Uśmiechnęła się do niego.
Czyżby obawiał się, że go wystrychnie na dudka? Czy przypuszczał, że spróbuje uciec?
Zamknęła za nim drzwi, włączyła nocne oświetlenie. Zabrała z szuflady torebkę i wyszła.
Wąską uliczką za domem dojechała do głównej ulicy i skręciła w prawo. Cole już siedział
w samochodzie. Patrzył na nią. Zatrąbiła i wyminęła go. Od razu ruszył za nią.
Na rogu skręciła w lewo i skierowała się w stronę otaczających miasto wzgórz. Podjechała
pod zbudowany z cegły, utrzymany w stylu rancza budynek. Po drodze przykazała sobie,
żeby pod żadnym pozorem nie zdradzić swoich uczuć.
Przez wiele lat Cole Callaway był w jej życiu najważniejszą osobą, ale teraz już nic dla niej
nie znaczył. Po prostu nie istniał. Miał swoje powody, które skłoniły go do odszukania jej, i z
pewnością zaraz je wyłoży. Dopóki to się nie stanie, będzie traktować go uprzejmie, jak
każdego innego gościa. Jak obcego.
Zaparkowała przed garażem. I tak musi jeszcze pojechać po zakupy. Jednocześnie wysiedli
z samochodów.
- Masz ładny dom - stwierdził Cole, rozglądając się po spokojnej okolicy, skąd roztaczał
się piękny widok na leżące w dolinie miasteczko.
- Można stąd nawet zobaczyć zegar na wieży.
- Jak długo tu mieszkasz?
- Niemal dziesięć lat.
Nie odezwał się na to ani słowem.
Podprowadziła go do frontowego wejścia, z którego oboje z Tonym rzadko korzystali.
48
Otworzyła zamek i pchnęła drzwi. Cole przepuścił ją przed sobą. Nie chciała się upierać,
weszła pierwsza. Korytarzem oddzielającym salon i jadalnię poszła do pokoju połączonego z
kuchnią. Za szklaną taflą drzwi prowadzących na patio rysowały się oświetlone zachodzącym
słońcem wzgórza.
- Może posiedzimy na dworze? Czego się napijesz?
- Masz piwo?
- Sprawdzę. - Kuchnię oddzielał od pokoju tylko niewielki barek. Patrzył, jak podchodziła
do lodówki i zaglądała do środka. - Masz szczęście.
Postawiła na blacie butelkę, sobie nalała lemoniady.
- Podać ci szklankę do piwa?
- Raczej nie. - Uśmiechnął się do niej. - Jakoś nikomu nie udało się ucywilizować mnie do
tego stopnia.
Popatrzyła na niego zadziornie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]