[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obiektywny, zajmie się ochroną Clei, on zaś może prowadzić do-
chodzenie na własną rękę.
- Dopóki nie znajdziesz kogoś innego, zostawię moich ludzi przed
domem i biurem.
- Dziękuję, ale to nie jest konieczne.
Jej odmowa zabolała go bardziej, niż chciał przed sobą przyznać.
- Jak wolisz - mruknął i omijając ją wzrokiem, podszedł do
drzwi.
Zadzwonił telefon. Clea podniosła słuchawkę. Ryan zatrzymał się
w pół kroku.
- Przestań! Słyszysz, masz natychmiast przestać! Proszę,
zostaw mnie w spokoju!
Szloch Clei rozdzierał Ryanowi serce. Szybko wrócił do kuchni.
Clea siedziała przy stole i szlochała z twarzą ukrytą w dłoniach.
Zanim Ryan zdążył sobie uświadomić, co robi, uklęknął obok niej
na podłodze.
Podniosła głowę i spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
- Myślałam, że już wyszedłeś.
- Zmieniłem zdanie. Uznałem, że wolę znosić twoje humory niż
gniew i niezadowolenie ciotki Maggie. Jesteś na mnie skazana,
księżniczko. Pogódz się z tym.
Bezwładnie opadła w jego ramiona.
- To był on! Pytał, dlaczego krzyczałam wczoraj przed teatrem.
Powiedział, że... że...
- Uspokój się - mówił Ryan cicho, gładząc ją po głowie. - Nie
myśl już o tym. Spróbuj o nim zapomnieć.
60
S
R
- Ryan, tak się boję.
- Wiem, kochanie. Wiem. Ale wszystko będzie dobrze. Obiecuję,
że on cię nie skrzywdzi - rzekł Ryan, przysięgając sobie w duchu,
że dotrzyma tej obietnicy nawet wbrew woli Clei.
Uspokajał ją jeszcze przez dłuższą chwilę. W końcu Clea podnio-
sła głowę.
- Już dobrze? - zapytał Ryan.
- Tak - odrzekła, zarzucając mu ramiona na szyję.
Ryan pomógł jej się podnieść.
- Dziękuję - rzekła. Odsunęła się o krok i wygładziła spód
nicę. - Pewnie wyglądam okropnie.
Ryan przechylił głowę na bok i spojrzał na nią uważnie.
- Wyglądasz jak wiedzma.
- Wielkie dzięki. - Roześmiała się.
- Proszę bardzo. Chcesz iść do pracy, czy wolisz, żebym tam za-
dzwonił i powiedział, że dzisiaj cię nie będzie?
- Nie, pójdę - odrzekła, ocierając z twarzy resztki łez. -Muszę się
tylko trochę odświeżyć.
- Nie śpiesz się - poradził Ryan. - Odśwież się, a ja założę pod-
słuch w twoim telefonie.
- Ryan.
Zatrzymał się w pół kroku.
- Słucham?
- Nadal myślę, że to głupi pomysł, i wątpię, by ktokolwiek w to
uwierzył, ale zgadzam się na twoją' historyjkę.
- Na którą?
- Możesz się ze mnie śmiać, ale wolę powiedzieć ludziom, że je-
steśmy zaręczeni - powiedziała szybko i wyszła do łazienki. Ryan
patrzył za nią z ustami otwartymi ze zdumienia.
61
S
R
Clea myliła się. Wszyscy bez wyjątku uwierzyli bez zastrzeżeń w
jej zaręczyny z Ryanem i nawet nie wydawali się zaskoczeni. Na-
wet Maggie, która znała prawdę, po tygodniu zaczęła się zachowy-
wać tak, jakby o niej zapomniała. Clea zresztą nie winiła jej za to.
Czasami, gdy Ryan na nią spoglądał, otaczał ją ramieniem albo ca-
łował w policzek, sama niemal zaczynała wierzyć, że jest jego na-
rzeczoną. Co gorsza, chwilami żałowała, że nie jest to prawda.
Z westchnieniem opadła na oparcie krzesła i zebrała resztki zdro-
wego rozsądku, żeby nie dać się wciągnąć w sieć własnej intrygi.
Nie wątpiła, że pociąga Ryana fizycznie, podobnie jak on ją, ale
przypadkowy seks nigdy jej nie interesował. Dla niej związek fi-
zyczny nierozerwalnie łączył się z miłością, a, o ile potrafiła to oce-
nić, żadnego z braci Fitzpatricków nie interesowały trwałe związki.
Nie winiła ich zresztą; kobiety lgnęły do nich jak muchy do miodu.
Musiała jednak przyznać, że nie zauważyła, by Ryan interesował
się jakąś inną kobietą oprócz niej.
- Cleo, słyszałam nowiny - zawołała Gayle, wpadając do pokoju.
- Nie mogę w to uwierzyć!
- A w co takiego, pani Granger?
Obydwie kobiety uśmiechnęły się na dzwięk nowego nazwiska
Gayle. Choć od ślubu upłynęły już ponad dwa miesiące, Gayle
nadal promieniała jak panna młoda.
- W twoje zaręczyny. Nie miałam pojęcia, że spotykasz się z Ry-
anem!
- Nie szukaliśmy rozgłosu - wyjaśniła Clea, nerwowo kręcąc się
na krześle. Kłamstwa wciąż wprawiały ją w zażenowanie. Mogła
tylko mieć nadzieję, że gdy już będzie po wszystkim, znajomi zro-
zumieją i wybaczą.
62
S
R
- Jak się udała podróż? Czy możemy reklamować tę trasę nowo-
żeńcom? - zapytała, zmieniając temat.
- Było fantastycznie - rozjaśniła się Gayle, siadając na krawędzi
biurka. - Ale o tym pomówimy pózniej. Teraz chcę się wszystkiego
dowiedzieć. Kiedy Ryan ci się oświadczył? Jak to było? Dostałaś
już pierścionek?
- Nie - rzekła Clea, grzebiąc w kartotekach pod szafką.
- Pewnie dostaniesz go pózniej. Ryan wygląda na zaborczego
mężczyznę. Będzie chciał pokazać, że należysz do niego.
- Może użyjemy obrączek - mruknęła Clea niechętnie, przeklina-
jąc się za kolejne kłamstwo.
- To takie romantyczne. Jak w bajce - zachwycała się Gayle.
- Ja bym się tak daleko nie posunęła - odrzekła Clea, stawiając
kartoteki na biurku.
- Dlaczego? Przecież to prawda. Pomyśl tylko. Obydwoje byli-
ście na moim ślubie. Ty złapałaś bukiet, a Ryan podwiązkę. A teraz
okazuje się, że jesteście zaręczeni. Chyba nigdy w życiu nie widzia-
łam niczego bardziej romantycznego. No, może z wyjątkiem sytu-
acji, gdy Larry mi się oświadczył.
Może rzeczywiście byłoby to romantyczne, gdybyśmy rze-
czywiście stali się narzeczonymi, pomyślała Clea. Tylko że Ryan i
ona nie byli ani zaręczeni, ani zakochani. Problem polegał na tym,
że spędzając większość czasu w towarzystwie Ryana, Clea odkryła,
że lubi go coraz bardziej. A to zupełnie nie było jej na rękę.
- On jest taki przystojny - powiedziała Gayle.
- Owszem - przyznała Clea, patrząc na drugi koniec biura, gdzie
Ryan właśnie czarował recepcjonistki. Nawet w dżinsach i swetrze
wyglądał oszałamiająco. Właśnie w tej chwili po chwycił w ra
63
S
R
miona dziecko jednej z recepcjonistek, które przyszło z babcią od-
wiedzić matkę, i podrzucił je aż pod sufit. Mała uścisnęła go i poca-
łowała w policzek. Serce Clei ścisnęło się z żalu. Będzie dobrym
ojcem, pomyślała, i poczuła zawiść wobec kobiety, która kiedyś
urodzi mu dzieci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]