[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kochanka Nafertari boją się go i nienawidzą. Jeśli ktoś go zabije, nie będą zbyt gorliwie
szukać zabójcy.
 A jego czary?  burkliwie spytał Cymeryjczyk.
 Jesteś \ołnierzem  odparła.  Ryzykowanie \yciem to twój zawód.
 Tak, ale za opłatą  rzekł.
Strona 21
Howard Robert E - Conan obie\yświat
 Otrzymasz zapłatę!  powiedziała podnosząc się na palcach i zaglądając mu w oczy.
Bliskość jej jędrnego ciała sprawiała, \e Cymeryjczykowi krew \ywiej krą\yła w \yłach.
Jej ró\any oddech uderzał mu do głowy. Gdy jednak chciał ją wziąć w ramiona, wywinęła mu
się zwinnie, mówiąc:
 Zaczekaj! Najpierw wyświadcz mi tę przysługę. Powiedz, czego \ądasz  wykrztusił.
Podnieś mego kochanka  nakazała.
Barbarzyńca pochylił się i bez trudu zarzucił sobie nieprzytomnego na plecy. W tej chwili
wydawało mu się, \e z taką samą łatwością mógłby zburzyć pałac Jungir Chana. Dziewczyna
mruczała coś pocieszającego do Alafdhala i w zachowaniu jej nie było cienia hipokryzji.
Najwidoczniej bardzo go kochała. Umowa, jaką zawarła z Conanem, nie miała \adnego
wpływu na jej uczucia. Kobiety w tych sprawach są bardziej praktyczne od mę\czyzn.
 Chodz za mną!
Spiesznie ruszyła ulicą, a Cymeryjczyk raznie pomaszerował I za nią, zupełnie nie
odczuwając cię\aru bezwładnego ciała. Raz po raz czujnie spoglądał na skryte w gęstym
mroku zaułki i przejścia, ale nie dostrzegł nic podejrzanego. Niewątpliwie wszyscy ludo\ercy
zebrali się ju\ przy jamie. Po chwili Zabibi skręciła w wąską, boczną uliczkę i zapukała lekko
w łukowate drzwi.
Niemal natychmiast w drzwiach uchyliło się okienko, a w nim pojawiła się czarna twarz.
Dziewczyna nachyliła się do okienka, szepcząc coś niezrozumiale. Zgrzytnęły rygle i drzwi
otworzyły się, ukazując olbrzymiego niewolnika obramowanego łagodnym blaskiem palących
się w głębi, mosię\nych lamp. Jeden rzut oka pozwolił Conanowi stwierdzić, \e czarny nie
był Darfarczykiem. Nie miał spiłowanych zębów, a jego kręcone włosy były ścięte tu\ przy
skórze. Niewątpliwie nale\ał do szczepu Wadai.
Na polecenie Zabibi Conan przekazał bezwładne ciało w ramiona sługi, który poło\ył
młodego oficera na aksamitnym posłaniu. śołnierz nie odzyskał przytomności; cios, który go
powalił, mógłby ogłuszyć słonia. Dziewczyna stała nad nim przez chwilę, nerwowo
wyłamując sobie palce. Pózniej odwróciła się i gestem pokazała Cymeryjczykowi, \eby szedł
za nią.
Drzwi zamknęły się bezszelestnie, szczęknęły rygle i Conan z dziewczyną znów znalezli
się na oświetlonej blaskiem gwiazd ulicy. Zabibi wzięła barbarzyńcę za rękę. Dr\ała.
 Nie zawiedziesz mnie?
Potrząsnął gęstą grzywą czarnych włosów.
 A więc chodz ze mną do świątyni Hanumana i niech bogowie zlitują się nad naszymi
duszami!
Jak dwie zjawy przemykali przez uśpione ulice. Szli w milczeniu. Dziewczyna pewnie
myślała o swoim kochanku, le\ącym bez czucia na miękkim posłaniu, a mo\e o tym, co ich
czeka w cieszącej się złą sławą świątyni Hanumana. Barbarzyńca myślał tylko o kobiecie,
która tak zwinnie kroczyła u jego boku. W nozdrzach miał jeszcze zapach jej perfumowanych
włosów, a zmysłowa aura, jaką wokół siebie roztaczała, uderzała mu do głowy i nie
zostawiała miejsca na inne myśli.
Raz usłyszeli szczęk podkutych obcasów i skryli się w cieniu arkad przed okiem
przechodzącej stra\y. Piętnastu Pelishtich przemaszerowało w zwartym szyku, z
nastawionymi pikami, a idący na końcu zawiesili swe szerokie, spi\owe tarcze na plecach,
chroniąc się przed niespodziewanym ciosem w plecy. Nawet ci uzbrojeni stra\nicy obawiali
się napadu czarnych ludo\erców.
Gdy stuk ich sandałów ucichł w oddali, Conan i Zabibi wyszli z ukrycia i poszli dalej. Po
dłu\szej chwili ujrzeli przed sobą niezgrabną budowlę o płaskim dachu.
Zwiątynia Hanumana wznosiła się na środku rozległego placu, cichego i opuszczonego o
tak póznej porze. Plac był otoczony marmurowym murem, a szeroka brama znajdowała się na
wprost portyku. Conan daremnie szukał wzrokiem drzwi czy krat.
Czemu czarni nie polują tutaj?  mruknął.  Nie ma tu niczego, co mogłoby ich
powstrzymać.
Poczuł, jak przyciśnięta do niego dziewczyna dr\y ze strachu.
Tak jak wszyscy w Zambouli, boją się Totrasmeka  odparła.  Nawet satrapa i jego
kochanka obawiają się arcykapłana. Chodz! Chodzmy tam, zanim opuści mnie odwaga!
Dziewczyna najwyrazniej w świecie okropnie się bała, ale nie zmieniła postanowienia.
Conan wyciągnął miecz z pochwy i pomaszerował za nią przez szerokie przejście. Znał
odra\ające praktyki kapłanów Wschodu i zdawał sobie sprawę z tego, \e intruz w świątyni
Hanumana mógł się spodziewać najgorszego. Wiedział, \e łatwo mo\e się tak zdarzyć, \e ani
on, ani dziewczyna nie wyjdą \ywi ze świątyni, ale zbyt często ryzykował \ycie, \eby się nad
tym zastanawiać.
Strona 22
Howard Robert E - Conan obie\yświat
Wkroczyli na dziedziniec wybrukowany błyszczącym w świetle księ\yca marmurem.
Krótkie, szerokie stopnie prowadziły do portyku obramowanego potę\nymi kolumnami,
między którymi wielkie, spi\owe wrota stały otworem w odwiecznej zachęcie. Jednak nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl