[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To ona właśnie śpi tam, w drugim pokoju. Pielęgniarka poszła wczoraj na noc do swojej
siostry. Martha zawsze jest przy mnie, gdy tamta wychodzi, i powie ci, kiedy możesz do
mnie przyjść.
Teraz dopiero Mary zrozumiała, co znaczył wzrok Marthy, gdy ją pytała o dochodzący
skądś płacz.
- Martha wie od dawna o tobie? - spytała.
- Tak. Ona mi często usługuje. Pielęgniarka lubi wychodzić, a wtedy przychodzi Martha.
- Zasiedziałam się - powiedziała Mary - Czy mam już odejść? Wyglądasz na sennego.
- Chciałbym zasnąć, dopóki tu jesteś - rzekł trochę nieśmiało.
- Zamknij oczy - rozkazała Mary przysuwając swój fotel bliżej - a ja będę robiła to, co
robiła zwykle moja Ayah w Indiach. Będę cię trzymać za rękę i głaskać, i cichuteńko coś
śpiewać.
- Myślę, że to będzie przyjemne - rzekł sennym głosem.
Mary zrobiło się go żal i nie chciała, by leżał bezsennie, pochyliła się więc nad łóżkiem,
poczęła głaskać go po ręce i nucić cichutko hinduską piosenkę.
- Jakie to śliczne! - mówił coraz bardziej sennie, a ona dalej nuciła i głaskała go, aż
ciemne rzęsy chłopca opadły na oczy i Colin zasnął. Mary ostrożnie wstała, wzięła
świecę i bezszelestnie wysunęła się z pokoju.
72
ROZDZIAA XIV
Młody radża
Wrzosowiska otulone były mgłą, gdy nadszedł ranek, a deszcz nie przestawał padać. Nie
było mowy o wyjściu na dwór. Martha tak była zajęta, że Mary nie miała możności z nią
pomówić, więc poprosiła ją, by po południu przyszła posiedzieć u niej w pokoju. Martha
przyszła przynosząc z sobą pończochy, które zawsze cerowała, jeżeli nie była zajęta
czymś innym.
- No, co tam u panienki nowego? - spytała, skoro tylko usiadła. - Taką panienka ma minę,
jakby mi miała coś do powiedzenia.
- Bo też mam. Wiem już, kto wtedy płakał. Odkryłam wszystko - rzekła Mary.
Martha opuściła cerowaną pończochę na kolana i spojrzała przerażona.
- Nie! - krzyknęła. - Niemożliwe!
- Słyszałam znowu płacz w nocy - ciągnęła dalej Mary.Wstałam więc i poszłam
sprawdzić, skąd pochodzi. To Colin płakał. Znalazłam go.
Przerażona twarz Marthy okryła się szkarłatem.
- Och, panno Mary! - zawołała płacząc prawie. - Nie trzeba było tego robić, nie trzeba
było! To mi może zaszkodzić!
Nigdy panience nic o nim nie mówiłam, a jednak może mi to zaszkodzić. Stracę miejsce i
co matka ze mną pocznie!
- Nie stracisz miejsca - uspokajała Mary. - Colin ucieszył się, że przyszłam. Nie mogliśmy
się dość nagadać i on powiedział, iż jest rad, że przyszłam.
- Ucieszył się? Czy panienka jest tego pewna? Panienka nie wie, jaki on jest, jak mu się
coś nie podoba. Jest za duży, żeby beczeć jak małe dziecko, ale jak się rozzłości, to drze
się tak, że można się wystraszyć. On wie, że przy nim człowiek boi się oddychać.
- Ale on wcale nie był zły - rzekła Mary. - Spytałam go, czy mam odejść, a on mnie
poprosił, bym została. Pytał mnie o różne rzeczy, a ja siedziałam na dużym fotelu i
opowiadałam mu o Indiach i o rudziku, i o ogrodach. Nie chciał mnie puścić.
Pokazał mi portret swojej matki. Zanim odeszłam, nuciłam mu kołysankę, żeby zasnął.
Martha zaniemówiła wprost ze zdumienia.
- Ledwie mi się to wszystko może w głowie pomieścić!wołała. - To przecież tak, jakby
panienka weszła do jaskini lwa. Gdyby Colin był taki, jaki jest najczęściej, toby wpadł w
furię i obudził cały dom. On nie chce, żeby obcy na niego patrzyli.
- Mnie pozwolił patrzeć na siebie. Cały czas patrzyłam na niego, a on na mnie.
Patrzyliśmy sobie w oczy!
- Nie wiem, co teraz począć! - lamentowała Martha. - Jak się pani Medlock dowie, to
pomyśli, że nie posłuchałam rozkazu i wypaplałam panience, i odeśle mnie do matki.
- On pani Medlock nic na razie nie powie. Wszystko ma do czasu pozostać tajemnicą -
rzekła Mary stanowczo. - A mówił też, że wszyscy tutaj muszą spełniać to, co on chce.
- Co to, to prawda! Szkaradny chłopak! - westchnęła Martha, ocierając fartuchem pot z
czoła.
- Powiedział mi, że pani Medlock musi go słuchać. Chce, żebym co dzień przychodziła
73
porozmawiać z nim, a ty mi masz mówić, kiedy mogę przyjść.
- Ja! - zawołała Martha. - O Boże mój! Stracę miejsce, stracę na pewno!
- Nie możesz stracić miejsca, jeśli zrobisz to, co on chce, a wszyscy przecież mają
przykazane, żeby go słuchać - dowodziła Mary.
- Czy panienka chce powiedzieć, że był dla panienki grzeczny? - pytała Martha, szeroko
otwierając oczy.
- Zdaje mi się nawet, że mnie polubił - odparła Mary.
- No, to musiała go panienka chyba zaczarować! - zdecydowała Martha oddychając z
ulgą.
- Czy masz na myśli czary? - spytała Mary. - Słyszałam o czarownikach w Indiach, ale ja
nie potrafię robić tego, co oni. Po prostu weszłam do jego pokoju i byłam taka zdziwiona,
kiedy go ujrzałam, że stanęłam i wgapiłam się w niego, a on także patrzył na mnie. Z
początku myślał, że jestem duchem albo sennym widziadłem, a ja to samo sobie
myślałam o nim.
Takie to było dziwne - nagle znalezć się razem pośród nocy, nic o sobie nawzajem nie
wiedząc. Potem zaczęliśmy rozmawiać, a kiedy go spytałam, czy mam odejść,
powiedział, że nie.
- Zwiat się kończy! - jęknęła Martha.
- Co mu jest? - spytała Mary.
- Nikt tego dobrze nie wie - objaśniała Martha. - Pan Craven od zmysłów odchodził, gdy
on przyszedł na świat. Doktorzy myśleli, że go trzeba będzie zamknąć w domu
obłąkanych.
A to wszystko przez to, że pani Craven umarła, jak już to panience opowiadałam. Pan
nawet nie chciał spojrzeć na synka.
Był nieprzytomny, mówił, że dziecko będzie garbate jak on i że lepiej by było, gdyby się
nie urodziło.
- A czy Colin jest garbaty? Nie wygląda na to - rzekła Mary.
- Teraz jeszcze nie jest - powiedziała Martha. - Ale przyszedł na świat w złą godzinę.
Matka mówi, że najzdrowsze dziecko mogło ucierpieć, tyle było zamieszania i rozpaczy
w domu. Ciągle się bali, że Colin ma słaby krzyż, ciągle się z nim cackali, kazali mu
leżeć, nie pozwalali chodzić. Potem kazali mu nosić jakąś maszynę do prostego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]