[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wierzyłam - ględziła, póki Karin jej nie przerwała.
- Leonard powiedział, że masz dla mnie dobrą wiadomość.
- To prawda. Raczej mamy. - W słuchawce rozbrzmiał
śmiech Ateny. - Leonard w końcu przekonał mnie, że łatwiej
nam będzie, jeżeli będziemy ze sobą przez cały czas. Mamy
zamiar się pobrać.
Zlub! Leonard i Atena? Karin ogarnęły wątpliwości. Czy
matka potrafi być szczęśliwa po utracie niezależności? Atena
zawsze podkreślała, jak ważna jest dla niej wolność. Darzyła
gorącym uczuciem Leonarda i Karin wiedziała, że on ją kocha,
ale cóż takiego się stało, że matka zmieniła zdanie?
Glos Ateny przerwał tok jej myśli.
- Karin?
- Tak, mamo?
- Nawet nam nie powinszujesz? - W jej miłym głosie dała
się słyszeć nutka wyrzutu.
- Och, wybacz mi, mamo - poprawiła się pospiesznie.-
Cieszę się waszą radością. I wiem, że Leonard musi być
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
zachwycony.
- Chciał już zrezygnować. - Atena roześmiała się. Taka
jestem zadowolona, że tego nie zrobił - powiedziała półgłosem.
- Ja też, mamo - odpowiedziała echem Karin. Nie było w
jej głosie wielkiego entuzjazmu. Czy matka to zauważyła?
Po odłożeniu słuchawki Karin długo jeszcze zastanawiała
się nad słowami matki. Najwyrazniej niezależność też miała
swoje wady. Trzeba będzie jeszcze to przemyśleć.
Ale czyż nie czuła dokładnie tego samego w stosunku do
własnego życia? %7łe niezależność miewała zbyt wysoką cenę?
A wszystko to z powodu Rowana. To on był przyczyną jej
frustracji.
Ach, do licha. Wszystko musiało wydarzyć się w tym
samym momencie. Kiedy doszła do wniosku, że Rowan jest
najbardziej nietykalnym człowiekiem na ziemi, tenże roztoczył
przed nią swoje wdzięki i rozpalił ją do białości. Wiedziała, że
go pociąga, ale równocześnie wabił ją ku sobie i odpychał.
Kiedy poddawała się pożądaniu, utrzymywał ją z daleka od
siebie. A teraz, choć niby był zadowolony z jej pracy, cieszył
się z przyjazdu Geoffa. Trudno było się w tym połapać.
Spojrzała na deskę kreślarską. Nagle poczuła, że nie jest
w stanie dłużej wysiedzieć w środku. Podeszła do drzwi i
spojrzała w kierunku gór. Potrzebowała spaceru. Długiego
spaceru.
W przyczepie nałożyła drugą parę skarpet i naciągnęła
wysokie sznurowane buty. Wzięła ciepły sweter z półki w
łazience i założyła na bluzę. Należał kiedyś do jej ojca i, choć
nieco znoszony, dobrze grzał. Objęła się ramionami, czując pod
palcami szorstkość wełny. Jaka szkoda, że nigdy nie dzieliła z
ojcem bliskości, jaką czu-ła w stosunku do Leonarda. Leonard
miał w sobie dużo miłości. Ojciec na pewno pochwaliłby
decyzję Ateny co do ożenku z Leonardem.
Schodząc ze schodków, spotkała się twarzą w twarz z
Rowanem.
Zmarszczył brwi i spojrzał na zegarek.
- Dokąd idziesz?
- Na spacer.
- Nie za wcześnie? - Jego oczy zwęziły się. - A gdzie
dokładnie masz zamiar iść?
Zatoczyła luk ręką.
- W tamtym kierunku.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- W stronę gór? - zapytał ostro. - Nie ma mowy! Po-
wiedziałem ci już, że to niebezpieczne. - Wyprostował się i
spojrzał jej prosto w oczy. - Jadę teraz do miasteczka. Kiedy
wrócę, porozmawiamy.
Nie czekając na odpowiedz, odwrócił się na pięcie i
zniknął za drzewami.
- O nie, panie Marsden - prychnęła Karin, patrząc za
oddalającą się figurą. - Nie będziesz mi mówił, gdzie wolno mi
chodzić. W ogóle nie będziesz mi rozkazywać! -Zatrzasnęła
drzwi przyczepy i ruszyła w stronę biura.
Stała u podnóża schodków i kipiąc ze złości patrzyła, jak
czerwony jaguar mknie drogą wzniecając chmurę kurzu. Czy
Rowan naprawdę uwierzył w to, że ona go posłucha? %7łe
zostanie w przyczepie jak grzeczne dziecko, podczas gdy on
będzie sobie jezdzić, gdzie chce?
Prędzej szlag ją trafi. Miała dosyć tego szaleńca.
Patrzyła za jaguarem, póki nie zniknął, a potem ruszyła w
stronę gór. Potrzebowała porządnej, długiej przechadzki.
10
Karin szła szybkim krokiem, póki nie uszła na tyle daleko,
że nie było już jej widać z bazy. Szła jeszcze przez dwadzieścia
minut i wtedy dopiero zatrzymała się i rozejrzała wokół.
Stała na wąskiej ścieżce, nie dalej niż dwadzieścia me-
trów od nasypu. Z jednej strony widoczne były strome
piaskowce skały; po lewej, za granią, ziała przepaść. Posępne
szczyty wznosiły się przed nią, niebieskofioletowe w świetle
popołudnia. Aagodny wietrzyk strzępił chmury.
Ruszyła dalej, pnąc się mozolnie coraz wyżej. Zwężająca
się ścieżka biegła teraz ponad stawem otoczonym turniami.
Lustrzana powierzchnia wody odbijała nagi granit ściany
strzelającej ku niebu. Zdawało się, że ma pod sobą księżycowy
krater, który raz ciemniał, raz srebrzył się pod groznym
niebem. Zdjęta nabożnym lękiem Karin zwolniła kroku.
Szła dalej. Droga schodziła teraz w dół, w następną
dolinę i zrobiła się łatwiejsza. Gąbczasty mech kładł się jej pod
stopami, mokra trawa owijała wokół kostek. Zbocze zdobiły
złote modrzewie i czerwone głogi. Gdzieś poniżej przerywał
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
ciszę szmer strumyka. Poczuła ból mięśni nóg i próbowała je
rozluznić. Jeszcze tylko kawałek, a potem zawróci.
Zcieżka rozwidlała się. Po prawej rozciągał się łagodny
pejzaż płaskich skał; poszła w ich stronę. Osunęła się na jeden
z głazów i oparła plecami o drugi. Dysząc ciężko, położyła
głowę na kolanach, żeby odpocząć. W głowie wirowały jej
myśli, których nawet wspinaczka niezdołała przegonić. Za
dużo pytań pozostawało bez odpowiedzi.
Położyła dłonie na uszach, by lepiej wsłuchać się w we-
wnętrzny głos. Dlaczego Rowan bywał czasami tak ostry? Cóż
takiego w niej było, że zmieniał mu się przy niej bez przerwy
nastrój? Jutro zażąda przeprosin. I porozmawia z nim na temat
Geoffa. To ona odpowiadała za konstrukcję. Geoff Ellis mógł
najwyżej być jej asystentem.
Atena? Karin westchnęła. Jej matka wychodziła za mąż
za Leonarda. Może była niezależna, ale jednocześnie samotna?
Karin musiała jednak przyznać, że Leonard był dobry dla Ateny.
Nie traktował jej z pobłażaniem, jak to czynił jej ojciec.
Leonard dawał Atenie siłę tam, gdzie jej potrzebowała. Dziwne,
że do tej pory nie przyszło jej na myśl, że matka może chcieć
czegoś więcej niż niezależności.
Wyrwała z ziemi zdzbło trawy i przygryzła je. Tyle było
rzeczy, o których dawniej w ogóle nie myślała. Czy była
samotna? Nigdy nie stawiała sobie takiego pytania przed
przyjazdem do Anglii, a przez pierwsze tygodnie pracy była
zbyt zajęta, by oddać się podobnym rozważaniom.
Udowadnianie Rowanowi, że jest coś warta, pochłaniało cały
jej czas.
Teraz jednak, zamknięta w maleńkim pokoiku w przy-
czepie, skazana na lektury i myślenie, zaczynała odczuwać
niepokój. Owszem, wszystko co związane było z pracą, nie
sprawiało jej kłopotu. Ale rozwiązywanie problemów
technicznych nie mogło jej rozgrzać podczas zimowych nocy.
Po wykonanym zadaniu nie następowało miłe odprężenie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]