[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a co gorsza... znali moje.
Muszę oczyścić sytuację. Oczyścić siebie, bez informowania
Vespucciego o moich planach. I czułem, że to musi stać się jak
najszybciej, bez względu na pieniądze. Nie wiedziałem, co Ponts i
Gorti zrobiliby, żebym zrozumiał wiadomość.
Siedziałem w cieniu pobliskiego budynku, obserwując wejście
do baru Antonio's. Mżyło, a krople wody zbierały się na daszku
mojej czapki baseballowej i kapały na ziemię. Byłem zdetermino-
wany i bardzo skupiony. Czekałem, ignorując wszystko poza wej-
ściem do knajpy, nie przestępowałem nawet z nogi na nogę, żeby
się rozgrzać. Wiał chłodny wiatr ze wschodu.
O północy Ponts i Gorti wyszli się z baru. Nie potykali się; za-
uważyłem, że żaden z nich, nawet siedząc przez cały dzień w barze,
nie wypijał więcej niż dwa piwa. Chcieli sprawiać wrażenie, że są
tam dla przyjemności, ale ten lokal był ich miejscem pracy, równie
nieciekawym jak każde biuro w Ameryce. Kiedy opuścili bar, obaj
byli trzezwi.
Ponieważ przez kilka ostatnich tygodni spędzałem z nimi sporo
czasu, wiedziałem, że jeżdżą razem czterodrzwiowym oldsmobi-
lem, modelem, który kupują chyba same starsze panie. Jak tylko
obaj wsiedli, otworzyłem drzwi i wślizgnąłem się na tylne siedzenie
ich samochodu.
Odwrócili się do mnie zaskoczeni.
- Młody, co ty tu robisz? - spytał Gorti na sekundę przed tym,
zanim go zastrzeliłem. Zaczerpnął haust powietrza - pocisk znisz-
czył mu lewe płuco - ale już się nim nie przejmowałem. Skierowa-
łem broń na Pontsa, który oddychał spazmatycznie, niewygodnie
zgarbiony za kierownicą.
- Kurwa, Jezu Chryste, młody, nie zabijaj mnie.
- Jedz.
- Mam żonę i dom...
- Powiedziałem, jedz.
84
- Jasne, młody. Jasne.
Przekręcił kluczyk i wrzucił bieg, a potem wolno wyprowadził
samochód na ulicę. O tej porze Mała Italia była ciemna i pusta,
zimno i deszcz zniechęciły przechodniów.
- Jedz drogą na południe. Powiem ci, kiedy skręcić.
***
Ponts po drodze próbował mnie zagadywać. Powiedział, że to
tylko pięć tysięcy i że to tylko biznes. Powiedział, że jego żona chce
wreszcie mieć dziecko. Powiedział, że nawet nie pamięta imienia
mojej dziewczyny, jeśli o to mi chodzi.
Pozwoliłem mu gadać do woli, aż wreszcie się poddał i prowa-
dził dalej w milczeniu. Usiadłem tak, aby nie widział mnie w lu-
sterku wstecznym. Pozwoliłem, by strach rozprzestrzenił się w jego
głowie jak trujące opary. Nie wiedział, gdzie była moja broń, gdzie
były moje oczy ani kiedy padnie strzał.
Dałem mu kilka wskazówek, aż zajechaliśmy przed opuszczoną
fabrykę Columbus Textiles, tu odebrałem życie Pete'owi Coxowi i
sam, odnowiony, powstałem jak feniks z popiołów.
W środku nic się nie zmieniło. %7ładnej policyjnej taśmy, żad-
nych worków na dowody, żadnego proszku daktyloskopijnego.
Ciało Coxa i wszelkie ślady naszych zmagań zostały starannie usu-
nięte przez ludzi Vespucciego.
Wskazałem Pontsowi krzesło za starym warsztatem dziewiar-
skim. Drżały mu nogi, ale nie zemdlał, choć jego oddech był coraz
bardziej wysilony, jak u psa po długim biegu.
- Columbus, co tutaj robimy?
Wrócił więc do imienia, które mu podałem; to był dobry znak.
Wyciągnąłem kartkę papieru i ołówek, które miałem w kieszeni.
- Narysujesz mi mapę.
Zaczął coś mówić, ale szybko zamilkł.
- Chcę dokładnego planu domu Richarda Levine'a: sypialnie,
salon, kuchnia, kible, pralnia, gdzie jada, gdzie sypia, gdzie sra.
Chcę mieć krzyżyki w miejscach, w których siedzą ochroniarze,
85
gdzie chodzą, kiedy mają przerwę, którędy wchodzą, którędy wy-
chodzą. Napiszesz o każdym szczególe, wszystko, co wiesz o tym
domu i bywających w nim ludziach.
- Kurwa. To ty. To ciebie wynajęli.
Spojrzał na mnie ze zdumieniem, jakbym właśnie zrobił niesa-
mowitą sztuczkę magiczną. Popatrzyłem na niego zimno.
- Pisz.
***
Do świtu została mniej więcej godzina. Ponts i ja weszliśmy na
frontowy ganek domu Levine'a. Wiedziałem, że śledzą nas kamery,
ale trzymałem mu lufę na żebrach, a czapka dobrze osłaniała moją
twarz. Wiedziałem, gdzie są kamery, więc mogłem ją kryć. Wie-
działem też, że przychodzimy jakieś dwadzieścia minut przez
zmianą straży. O 5.30 rano nie ma człowieka, który nie byłby zmę-
czony, zwłaszcza jeśli po długiej, nudnej deszczowej nocy perspek-
tywą jest ciepłe łóżko.
Podeszliśmy do frontowych drzwi i Ponts nacisnął dzwonek. In-
terkom zamocowany na kolumnie z boku obudził się ze szczeknię-
ciem.
- Ponts, co ty tu robisz?
- Mam prośbę do Dicka.
- Przyjdz po śniadaniu.
- Ernie, to nie może czekać. Chodzi o dzieciaka mojej siostry.
Pracuje w dokach na pierwszą zmianę, ale szuka czegoś na boku.
Już mówiłem o tym Dickowi; wiem, że nie śpi, tylko czyta  Daily
Racing Form ... no już, tylko na chwilę i znikamy.
- Levine wie, że masz przyjść?
- Wspomniałem mu o tym kilka tygodni temu. Powiedział, że
ze względu na mnie się zastanowi.
Mimo że obiecałem, że przeżyje, jeśli odegra swoją rolę do koń-
ca, ostatnim dzwiękiem, jaki usłyszał Ponts, było szczęknięcie
otwieranych drzwi. Spełnił swoje zadanie i nie chciałem, żeby mi
przeszkadzał.
86
***
Cała sprawa zajęła osiem minut. Zastrzeliłem Pontsa i jedno-
cześnie kopnąłem drzwi, mocno uderzając nimi strażnika, który
miał mnie obszukać. Upadł na plecy, a wtedy strzeliłem mu w gło-
wę, aż tył jego czaszki uderzył w stojącą w holu donicę z begonią.
Tłumik sprawiał, że dzwięk wystrzału przypominał cichy kaszel.
Nie zajmowałem się, jadalnią po prawej stronie, tylko posze-
dłem w lewo i zastrzeliłem dwóch strażników siedzących przy ku-
chennym stole, zanim w ogóle zorientowali się, co się dzieje. Dwa
strzały w pierś i krew zalała ich niebieskie koszule, dwa purpurowe
owale na wysokości serca.
Nie zatrzymując się, ruszyłem do tylnej klatki schodowej. Szyb-
ko pokonałem stopnie, po drodze przeładowując pistolet. Strzałem
w twarz zabiłem strażnika siedzącego na stołku u szczytu schodów
i sennie przeglądającego  USA TODAY , jego twarz zamieniła się w
czerwoną miazgę. Z łazienki wyłonił się gruby facet, jakiś dodat-
kowy ochroniarz, o którym Ponts mi nie wspomniał. Spodziewa-
łem się, że Ponts spróbuje w coś grać, może zatrzymać dla siebie
jakieś strzępy informacji, których mógłby użyć z zaskoczenia. Jed- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl