[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwili zajęty.
Kot powędrował dalej. Dotarł do trawnika i zobaczył Gwendolinę przykucniętą
pod jednym z cedrów i pochłoniętą wykopywaniem małej dziury.
- Co ty robisz? - zapytał Kot.
- Odejd z - burknęła.
Odszedł. Nie wątpił, że Gwendolina robiła coś związanego z czarami i z
nauczką dla Chrestomąnciego, ale wypytywanie jej nie miało sensu, kiedy była taka
tajemnicza. Musiał zaczekać. Wytrzymał przez następną przerażającą kolację, a
potem przez długi, długi wieczór. Gwendolina po kolacji zamknęła się na klucz w
swoim pokoju i kazała mu odejść, kiedy zapukał.
Następnego ranka zbudził się wcześnie i przez okno zobaczył, co zrobiła
Gwendolina. Trawnik był w opłakanym stanie. Nie wyglądał już jak gładka płachta
zielonego aksamitu. Pokrywały go kretowiska. Wszędzie, jak okiem sięgnąć,
sterczały małe zielone wzgórki, kopczyki świeżej ziemi, długie ziemne nasypy i
długie zielone bruzdy poruszonej trawy. Najwyrazniej liczna armia kre-tów pracowała
przez całą noc. Kilkunastu ogrodników stało z ponurymi minami, drapiąc się po
głowach.
Kot narzucił ubranie i zbiegł po schodach.
Gwendolina wychylała się z okna swojej sypialni w falbania-stej koszuli nocnej,
promieniejąc z dumy.
- Tylko popatrz! - zawołała do Kota. - Czy to nie wspaniałe? Wczoraj
wieczorem poświęciłam kilka godzin, żeby na pewno wszystko zniszczyć. Teraz
Chrestomanci pójdzie po rozum do głowy!
Kot w to nie wątpił. Nie wiedział, ile będzie kosztowała wymiana takiej ilości
darni, ale podejrzewał, że całkiem sporo. Obawiał się, że Gwendolinę czekają
poważne kłopoty.
Ku jego zdumieniu nikt nawet nie wspomniał o trawniku. W chwilę pózniej
weszła Eufemia i powiedziała tylko:
- Znowu się spóznicie na śniadanie.
Roger i Julia w ogóle nic nie mówili. W milczeniu przyjęli marmoladę i nóż podane
przez Kota, i tylko Julia odezwała się jeden jedyny raz, kiedy upuściła nóż Kota i
podniosła go zmieszana. Psiakość!" - powiedziała. A kiedy pan Saunders zawołał ich
na lekcje, mówił tylko o matematyce i historii. Kot doszedł do wniosku, że nikt nie
podejrzewa Gwendoliny w sprawie kretowisk. Nie zdawali sobie sprawy, jaka z niej
potężna czarownica.
Tego dnia po obiedzie nie było lekcji. Pan Saunders wyjaśnił, że zawsze mają
wolne w środy po południu. Po obiedzie wszystkie kretowiska znikły. Kiedy wyjrzeli
z okna pokoju zabaw, trawnik znowu wyglądał jak płachta aksamitu.
- Nie wierzę! - szepnęła Gwendolina do Kota. - To na pewno iluzja. Próbują
mnie poniżyć.
Wyszli na dwór, żeby się rozejrzeć. Musieli zachować ostrożność, ponieważ
pan Saunders spędzał wolne popołudnie na leżaku pod cedrem, czytając żółtą książkę
w miękkiej oprawie, która widocznie bardzo go bawiła. Gwendolina przespacerowała
się po trawniku i udawała, że podziwia zamek. Na niby zawiązując sznurowadło,
szturchnęła trawę palcem.
- Nie rozumiem! - wyznała. Jako czarownica wiedziała, że równa, gładka darń
nie jest iluzją. - Naprawdę to naprawili! Jak?
- Widocznie ułożyli nową darń, kiedy mieliśmy lekcje - zasugerował Kot.
- Nie bądz głupi! - ofuknęła go. - Nowa darń byłaby jeszcze w kwadratach, nie
jak ta!
Pan Saunders ich zawołał.
Przez sekundę Gwendolina wyglądała na przestraszoną, ale ukryła to całkiem
niezle i swobodnym krokiem podeszła do leżaka. Kot zobaczył, że żółta książka była
po francusku. To ci dopiero, żeby śmiać się z francuskiego tekstu! Widocznie pan
Saunders był nie tylko silnym magiem, ale również wykształconym.
Pan Saunders odłożył książkę grzbietem do góry na znowu piękną trawę i
uśmiechnął się do dzieci.
- Wyszliście tak szybko, że nie zdążyłem wam wręczyć kieszonkowego.
Proszę.
Podał obojgu po dużej srebrnej monecie. Kot zagapił się na swój pieniądz. To była
korona - całe pięć szylingów. Nigdy w życiu nie miał tyle pieniędzy. Pan Saunders
wprawił go w jeszcze większe zdumienie, mówiąc:
- Dostaniecie tyle co środę. Nie wiem, czy wolicie wydawać, czy oszczędzać.
Julia i Roger zwykle idą do wioski i przepuszczają wszystko na słodycze.
- Dziękuję - powiedział Kot. - Bardzo dziękuję. Czy pójdziemy do wioski,
Gwendolino?
- Dobrze - zgodziła się Gwendolina.
Z jednej strony pragnęła zostać w zamku i śmiało stawić czoło wszelkim
oskarżeniom w związku z kretowiskami, z drugiej -z ulgą przyjęła wymówkę, żeby
się wymknąć.
- Spodziewam się, że Chrestomanci pośle po mnie, jak tylko się połapie, że to
moja wina - powiedziała, kiedy szli aleją wśród drzew.
- Myślisz, że to pan Saunders naprawił trawnik? - zagadnął Kot. Gwendolina
spochmurniała.
- Nie mógł. Przecież prowadził lekcję.
- Ogrodnicy - zasugerował Kot. - Niektórzy pewnie są czarownikami. Strasznie
szybko się pojawiali, żeby nam czegoś zabronić.
Gwendolina zaśmiała się pogardliwie.
- Przypomnij sobie Pomocnego Czarownika.
Kot poczuł lekkie wątpliwości. Pomocny Czarownik miał niewiele więcej
talenju od pani Sharp. Zwykle wynajmowano go do przenoszenia ciężarów albo
sprawiania, żeby gorszy koń wygrał na wyścigach.
- Wszystko jedno - upierał się - może to specjaliści... ogrodowi czarownicy.
Gwendolina tylko znowu się zaśmiała.
Wioska leżała tuż za bramą zamku, u stóp wzgórza. Aadne domki otaczały
rozległe błonia. Na błoniach stały rzędem sklepy: śliczna piekarnia z łukowym
frontonem, równie śliczny sklep ze słodyczami i poczta. Gwendolina zatrzymała się
przed sklepem ze starzyzną. Kot nie miał nic przeciwko temu, bo sklep wyglądał
interesująco. Gwendolina z irytacją pokręciła głową i zatrzymała wiejskiego chłopca,
który wałęsał się nieopodal.
- Podobno pan Baslam mieszka w tej wiosce. Możesz nam wskazać drogę?
Chłopiec się skrzywił.
- On? To nic dobrego. Tędy, na końcu tamtej alejki, jeśli naprawdę chcecie
wiedzieć.
Stał i patrzył na nich z taką miną, jakby należało mu się sześć pensów za fatygę.
Ani Kot, ani Gwendolina nie mieli innych pieniędzy oprócz srebrnych koron.
Nie mogli mu niczego dać.
- Wypchaj się, ty mała czarownico! - wrzasnął za nimi chłopak. - Skąpiradło!
Gwendolina wcale się nie przejęła, ale Kot tak się zawstydził, że chciał wrócić i
wytłumaczyć się przed chłopcem.
Pan Baslam mieszkał w nędznej chacie z błędnie wypisanym szyldem w oknie
TOFARY EGZOTYCZNE Gwendolina popatrzyła na napis z pewnym politowaniem
i zastukała do drzwi zmatowiałą kołatką.
Pan Baslam okazał się tłustym mężczyzną w starych spodniach opadających
[ Pobierz całość w formacie PDF ]