[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, to proszę. I pić!
- Zaraz, teraz siedz cicho. Ważą się nasze losy, synku. Więc jak, pani Karolino?
80
- No, ja się zgadzam, ale... - zawahałam się.
- Ale co na to mama, czy tak? - dodała pani Ada.
- No właśnie. Może by państwo zechcieli sami jej o tym powiedzieć.
- No to pojedziemy do pani mamy i zaraz zapytamy. - Pan Cyprek szukał kluczyków
do samochodu. - Pozna nas wszystkich i Patryka...
- Zwietny pomysł, kochany. Wez tylko kanapkę na drogę dla małego, a ja się
przebiorę, żeby zrobić dobre wrażenie na mamie Karoliny.
Westchnął zabawnie, rozłożył ręce w geście no i sama pani widzi" i zniknął w
kuchni.
- Nawet nie wiesz, moja kochana, jak bardzo mi pomogłaś. - Pani Ada uściskała
mnie serdecznie. - Ja muszę tam jechać! Muszę! Wybacz mi, Karolino, że wrobiłam
cię w tę sytuację, ale byłaś moją ostatnią deską ratunku. Bardzo na ciebie
liczyłam. I chwała Bogu, nie zawiodłam się.
Kraków w upalny sierpniowy dzień sprawiał wrażenie zmęczonego, przeludnionego
miasta. Zieleń drzew nie dawała ochłody, ale ludzie szukali każdego skrawka
cienia i wszystkie ławki na plantach były zajęte. Szliśmy wąskimi uliczkami
centrum, niosąc bagaże z parkingu samochodowego do hotelu Pod Różą".
Z ulgą zanurzyliśmy się w jego grube mury. Szybko załatwiliśmy formalności i
skierowaliśmy się ku windzie.
- Wiecie, że tu właśnie zatrzymywał się Balzak w drodze z Paryża na Podole do
hrabiny Hańskiej? - spytał pan Cy-prek.
- Wiemy, też umiemy czytać. - Wzruszyła ramionami zmęczona i rozdrażniona pani
Ada.
- Ale przyznajcie, że to piękna reklama dla hotelu. - Uśmiechnął się nie
zrażony i podniósł Patryka, aby mógł nacisnąć guziki windy.
- Chryste, jak ja marzę o chłodnym prysznicu -jęknęła pani Ada, wychodząc na
drugim piętrze z ciasnej kabiny.
Wyglądała rzeczywiście kiepsko. Blada, z sińcami pod oczami, w pogniecionej
szerokiej spódnicy i białej bluzce z widocznymi smugami kurzu.
Ruszyliśmy w głąb korytarza. Po lewej mijaliśmy szereg numerowanych drzwi, po
prawej okna pokryte pnącymi roślinami. Sprawiało to miłe wrażenie zielonego
akwarium.
- No, Patryku, zobacz, podoba ci się ten pokój? - Ojciec otworzył drzwi i malec
pobiegł w głąb, do okna.
82
- Tato, tato, tu są dachy i gołębie! - Zwinnie wdrapał się na parapet i
przylgnął nosem do szyby.
- Uważaj na niego. - Pani Ada wycofała się do sąsiednich drzwi jęcząc: - Do
wody! Zaraz do wody!
- Mamy trochę czasu na kąpiel, a nawet drzemkę przed kolacją. Myślę, że
wyjdziemy o szóstej. Może już się trochę ochłodzi. Karolino! Czy ma pani jeszcze
jakieś picie dla Patryka, czy coś wam zamówić do pokoju?
- Nie trzeba, jest napój pomarańczowy.
Wyszedł, a ja rozejrzałam się wokół. Elegancko. Ciężkie ciemne meble - komoda z
lustrem, stolik, fotele, dwa tapczany, telefon, radio, barwna reprodukcja Fałata.
A w łazience duża wanna, puszyste ręczniki, deska opasana paskiem papieru z
napisem Zdezynfekowano". No, no, czy to z powodu AIDS? Czy dawniej też tak
robiono? Nie miałam doświadczeń hotelowych.
W przedpokoju było duże lustro, w którym uważnie się obejrzałam. Dobrze
wyglądasz, Karolino, w tych czerwonych spodniach pożyczonych od Violi i
bluzeczce, którą dostałaś od mamy. Sprawiła mi kilka ładnych rzeczy na ten
wyjazd. Kochana mama! A Viola? Po raz pierwszy otworzyła swoją szafę i
powiedziała: Bierz, co chcesz."
- Lina! Lina! Patrz! - krzyknął Patryk.
Spojrzałam i... zamarłam z przerażenia. Stał na parapecie otwartego okna i śmiał
się, wyciągając ręce do gołębi. Dopadłam go i chwyciłam wpół. Postawiłam na
podłodze. Serce biło mi jak szalone. Rany boskie! Nie słyszałam, kiedy otworzył
to cholerne okno!
- Nie rób tak nigdy, Patryku. Boję się - powiedziałam i nagle zmiękły mi nogi.
Usiadłam na brzegu tapczanu i opuściłam głowę.
Podbiegł i usiłował podnieść moją twarz.
- Już naprawdę nie będę. Tylko nie płacz. Nie chcę, żebyś płakała. Lina, nie
płacz.
Nie wiem, kiedy zaczął mówić do mnie Lina, ale podobało mi się to, nawet bardzo.
I dzisiaj, podczas długiej jazdy samochodem z Warszawy do Krakowa, pomyślałam,
że mogłabym posługiwać się taką wersją imienia w szkole. I prywatnie. Wszędzie.
83
- No i jak tam? Dobrze wam? - Drgnęłam zaskoczona przez pana Cyprka. Wszedł tak
cicho. - Zmęczyłaś się? - Popatrzył życzliwie. - Oj, przepraszam, panno Karolino.
- Nie szkodzi. Właśnie myślałam o tym, żeby pan mówił do mnie tak jak Patryk:
Lina. Mnie się to bardzo podoba.
- Mnie też. Ale chciałbym, żebyś i ty mówiła mi po imieniu. Dobrze?
Przypieczętujemy to winem. Ada chce iść do Wierzynka".
- Fajnie! Nigdy tam nie byłam. Już ubieram Patryka.
- Właśnie, prosiła, żeby był na biało. Ale dopiero na szóstą. No to cześć,
synku! - Cmoknął go w pochyloną głowę.
Malec klęczał przed ławą i bawił się samochodzikiem. Warczał brum, brum, brum"
i niechętnie zgodził się na kąpiel. Ale szybko odkrył radość zabawy w takiej
dużej wannie. Kiedy wyciągnęłam go, mimo protestów, i położyłam w pościeli z
ulubionym misiem w ręce, prawie natychmiast zasnął. Był zmęczony upałem.
Wyglądał tak ładnie! Długie rzęsy rzucały cień na zarumienione policzki, prawą
ręką przytulał misia. Krzątałam się cicho, rozpakowując bagaże. Potem wzięłam
prysznic i umalowałam się. Przygotowałam białe ubranko Patryka, a dla siebie
zieloną spódniczkę mini i świeżą kremową bluzkę. Chwilę stałam przy oknie,
patrząc na dachy i wieże Kościoła Mariackiego, a potem położyłam się - na moment.
Zbudziło mnie stukanie do drzwi.
- Kto to? - spytał sennie Patryk.
- Pewnie tata! O Boże! Ale zaspaliśmy! - Otworzyłam eleganckiemu Cyprkowi. Był
wystrojony w jasny garnitur.
- Jeszcze nie gotowi?
- Tak, tak, zaraz. Przepraszam, zdrzemnęliśmy się.
- To przez ten upał. Zdążysz za dziesięć minut?
- Tak. Oczywiście.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]