[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śpiącej Hiry i wkroczył do izby, gdzie jeszcze palił się ogień.
Nad blachą suszyło się wyprane, ociekające wodą ubranie
Flory. Podszedłszy do łóżka, zobaczył owiniętą w pled Florę,
a obok niej Bainesa z siekierą w dłoni. George i dziecko
głęboko spali.
Obudził Bainesa szturchnięciem kolby pod brodę. Baines
poderwał się i zastygł na widok Stewarta ze strzelbą. Stewart
przyglądał się rywalowi, lustrując go w migotliwym blasku
ognia.
- Odłóż to - polecił wskazując siekierę. - Na podłogę.
Powiedział to cicho i spokojnie, ale wyraz jego twarzy
oscylował między trzezwością a szaleństwem. Baines
usłuchał. Trwało chwilę, nim Stewart zaczął wolno mówić.
- Patrzę tak na ciebie. Twoja twarz stała mi długo przed
oczami, nienawidziłem jej. A teraz na nią patrzę i ... nić. -
Stewart przesunął strzelbę spod brody Bainesa na jego skroń. -
Masz ten sam tatuaż na twarzy, patrzysz na mnie tymi samymi
oczami i, - tak, - tak, nawet mnie się trochę boisz. - Stewart
roześmiał się, zabrzmiało to groznie. - Sam widzisz! -
powiedział. - Wstawaj!
Baines podniósł się, ostrożnie, żeby nie obudzić Flory,
która wciąż spała. Nie czuł strachu. Klawisz z cudownym
wyznaniem Ady był bezpieczny pod poduszką.
- Czy Ada do ciebie kiedyś mówiła?
- Językiem migowym? Stewart pokręcił głową.
- Nie, słowami. Słyszałeś od niej kiedyś słowa? Baines
popatrzył podejrzliwie.
- Nie, słów nie.
- Nigdy ci się nie wydawało, że słyszysz słowa? Baines
potrząsnął głową. Stewart podniósł dłoń do czoła
- Do mnie przemówiła. Słyszałem ją tutaj. - Położył dłoń
między brwiami. Oczy miał szeroko otwarte. - Słyszałem jej
głos w swojej głowie. Zledziłem jej wargi, nie wypowiedziała
słowa. A jednak... im pilniej słuchałem, tym wyrazniej ją
słyszałem. Równie wyraznie jak teraz własny głos.
- Słyszałeś wymawiane słowa?
- Nie, ale jej słowa przenikały mi do mózgu. - Stewart
milczał chwilę. - Wiem, co powiesz, że to jakaś sztuczka, że
wszystko zmyślam. Ale nie! To, co słyszałem, to były jej
słowa.
- Jakie słowa?
Baines nie wiedział, czy przez Stewarta przemawia
cierpienie, czy szaleństwo, ale tak czy inaczej, chciał to
usłyszeć. Nigdy nie spodziewał się ujrzeć Stewarta, w stanie w
jakim miał go w tej chwili przed sobą. W tym sztywnym
mężczyznie o szeroko otwartych oczach dostrzegł kogoś
takiego jak on sam - bezbronnego, wyzbytego nadziei,
złamanego nieszczęśliwą miłością. W tej chwili Baines go
niemal kochał.
Steward podniósł wzrok, jakby zbierał myśli dla
dokładnego powtórzenia czegoś, czego się wyuczył na
pamięć.
- Powiedziała: "Boję się własnej woli, tego, do czego
może doprowadzić. Jest taka silna i nieobliczalna".
Powiedziała: - Stewart zawahał się, pokiwał głową - "Muszę
stąd odejść. Pozwól mi odejść. Pozwól Bainesowi mnie
zabrać".
- Ukarałeś ją niesłusznie - wybuchnął Baines. - To
wszystko była moja wina.
Stewart nie odpowiedział.
Flora poruszyła się we śnie, westchnęła. Czoło jej się
zmarszczyło, potem rozpogodziło, powieki zatrzepotały, oczy
błysnęły w jedną, w drugą stronę. Coś jej się śniło.
Stewart, z oczami pełnymi łez, zaczął mówić dalej:
- Zrozum mnie, przyszedłem tu dla niej, dla niej... Nie
wiem, czy się za chwilę nie obudzę, czy to nie sen, że tu z tobą
rozmawiam. Kocham ją. Ale co z tego? Jestem jej obojętny.
Chcę, żeby zniknęła. Chcę, żebyście oboje zniknęli. Pragnę się
przebudzić i stwierdzić, że wszystko to był sen. Oto czego
pragnę. - Stewart pokiwał głową, jakby dla przypieczętowania
swoich słów. - Chcę czuć, że nie jestem tym człowiekiem,
który tutaj stoi. Chcę być tym, kim byłem dawniej.
Ada nie spała. Wiedziała, że Alisdair Stewart poszedł do
George'a Bainesa. Utraciła dużo krwi i miała świadomość, że
w obecnym stanie jest bezsilna. Dławił ją strach, czy Stewart
nie zabije George'a. Na myśl o tym chłód zmroził jej duszę.
ROZDZIAA 11
Wówczas, w domu ojcowskim, Ada wiedziała od razu, że
jest brzemienna. Rozpoznała nieomylnie oznaki, chociaż nikt
jej nigdy o tych sprawach nie mówił. Wychowana bez matki,
doszedłszy do wieku pokwitania, została jedynie uspokojona
przez rzeczową służącą, że nie ma obaw, i że na pewno nie
wykrwawi się na śmierć. Teraz, z niewzruszoną pewnością,
odgadła, co te zmiany zwiastują.
Po owej nocy w pokoju muzycznym Delwar Haussler
zrejterował z domu McGrathów. Kiedy Ada go pożegnała
pocałunkiem wczesnym rankiem w dzień Bożego Narodzenia.
Delwar wrócił do siebie, i spacerował po pokoju, dopóki nie
usłyszał, że dom się zaczyna budzić. Odczekał, aż dobiegł go
z kuchni głos Wystona McGratha wydającego dyspozycje
świąteczne. Naciągnął surdut i aksamitną czapkę, w której
przybył przed dwoma laty bez mała, i zszedł na dół, ze
starannie wykaligrafowanym listem rezygnacyjnym w dłoni.
- Co to? - huknął Wyston przyjmując Delwara w swoim
gabinecie.
Pomacał palcami zalakowane pismo, które nauczyciel mu
wręczył.
- Proszę odpieczętować - odrzekł Delwar. - To mój list
rezygnacyjny.
Wyston nachmurzył się. Pomyślał o małej Adzie. Serce jej
pęknie z żalu bez tych lekcji.
- yle panu u nas? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl