[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Siądzmy zamruczał Cypek.
Usiedliśmy. On na wyższym stopniu, ja niżej.
Chcesz daktyla? wyciągnął lepką od słodyczy torbę.
Dziękuję. Jakie są twoje warunki?
Podpiszesz akt kapitulacji Cypek spojrzał na zegarek. Daję ci na
to pięć minut, bo śpieszę się do kina na Tylko dla orłów . Mam nadzieję, że
175
załatwimy to bez dyskusji. Na dyskusję już nie mam czasu. Warunki będą ulgowe.
Oświadczysz tylko, że żałujesz tego, co zrobiłeś, zrywasz z Zygmuntem Gnackim
i przechodzisz na słuszną stronę, to znaczy na naszą stronę. . .
Nie gódz się na nic! powiedziała Matylda. Zygmunt zaraz tu przyj-
dzie i rozpocznie układy. A jeśli będą za bardzo się stawiać, wyzwie Cypka na
pojedynek i zwycięży go!
Raczej wątpię skrzywiłem się.
Wątpisz w Zyzia? wykrzyknęła.
On tu już był wyjaśnił z ponurą miną Krogulec.
Był?! Jak to?
Był i wybył.
Kłamiesz! Po co by tu przychodził?!
Po swój aparat oświadczył z okrutnym uśmieszkiem Cypałło.
Aparat?!
Fotograficzny.
Mieliście przecież per. . . pertraktować wykrztusiła Matylda.
Pertraktacje to był tylko jego podstęp. Po prostu porwał aparat i uciekł!
Matylda oblała się rumieńcem.
Nie wierzę ci! Umyślnie chcesz go zohydzić? On nie mógłby tak postąpić?
Nie mógłby. . . Na pewno coś ważnego go zatrzymało i dlatego wydelegował Oki-
sta. No, powiedz, Okist dodała ze łzami w oczach zwracając się do mnie
dlaczego nic nie mówisz!
To nie jest właściwy czas ani miejsce na wyjaśnienia powiedziałem.
Potem porozmawiamy.
Tak, masz rację Matylda opanowała się. Podniosła dumnie głowę.
Melek szturchnął mnie w żebro i wręczył mi kartkę papieru zapisaną kulfo-
niastym pismem.
To jest akt kapitulacji powiedział podpisz zaraz, bo szef śpieszy się
do kina, a nam jeść się chce.
Mogę podpisać tylko to, że Zygmunt Gnacki jest oszustem i że z nim zry-
wam powiedziałem. Nic więcej.
To za mało. Musisz oświadczyć, że przechodzisz na naszą stronę.
Nie. To byłaby zdrada!
Przecież. . . Skoro zrywasz z Gnatem. . .
Gnat to jeszcze nie cała szkoła, nie mogę porzucić kolegów i. . . i. . .
I koleżanki podchwycił Cypek. Mów, bracie, bez owijania w baweł-
nę. Po prostu chodzi o Matyldę.
Ją też możemy przyjąć wtrącił Krogulec i uśmiechnął się bezczelnie do
Matyldy Opat. Możemy ją nawet przyjąć do redakcji.
Tak, możemy ją przyjąć zgodził się łaskawie Cypałło.
Nie! rozległ się nagle z góry dzwięczny sopran.
Rozdział XIX OCEAN SMUTKU,
CZYLI TAKIE JEST %7łYCIE
Wszyscy drgnęli i zadarli głowy do góry. Dwa stopnie powyżej Cypka, z nogą
założoną niedbale na nogę, siedziała Adela.
Nie godzę się na przyjęcie ich do nas powiedziała akcentując każdą
głoskę. Nie chcę tu widzieć Okista! Nie mogę na niego patrzeć!
Adelo! jęknąłem.
Niech się wynoszą stąd natychmiast! On i ta Opat! Wypuść ich i nie spro-
wadzaj mi takich typów.
Zaraz. . . warknął Cypek. Chyba należy mi się coś od Okista?! Musi
zapłacić za swoją bezczelność! Choćby za to, że śmiał cię podrywać w parku
szpitalnym.
To nie jego wina, że się zakochał Adela wzruszyła ramionami. Każdy
może zakochać się we mnie. W jej oczach zabłyszczały wesołe ogniki. Czy
uważasz to za takie dziwne?
Nie. . . To znaczy. . . Nie o to chodzi, że się zakochał, ale że śmiał cię
podrywać zasapał Cypek. Nie będę karał za miłość, ale za bezczelność.
Nieprzyjemny dreszczyk przeszedł mi po skórze. Dookoła sami Defonsiacy.
Patrzą na mnie zimno. Dyszą zemstą. Czekają tylko na znak. . . I Matylda. Co
za wstyd! Słyszy to wszystko o mnie i o Adeli. Co przeżywa, co sobie myśli?
Spojrzałem na nią kątem oka, ale ona słuchała spokojnie, z umiarkowaną cieka-
wością tak można by określić z umiarkowaną ciekawością, ale bez emocji.
No tak, jeszcze jeden dowód, że byłem jej obojętny, a w końcu, czego się mo-
głem spodziewać? Interesował ją zawsze tylko Zygmunt Gnacki i tak już chyba
pozostanie. Zawsze tylko ten okropny Gnat, nigdy ja. . . A jednak, mimo wszyst-
ko, odczułem pewną ulgę i nieco uspokojony przeniosłem z powrotem wzrok na
Adelę, która beztrosko poprawiała sobie włosy.
Nie bądz zazdrosny odezwała się do Cypka. Ludzie zazdrośni są
śmieszni.
Chcesz, żebym to zniósł w milczeniu?! wykrztusił Cypek. To nie-
możliwe. On mnie znieważył. Jestem oburzony!
177
Niepotrzebnie. On dla mnie nic nie znaczy oświadczyła swobodnie Ade-
la.
Osłupiałem. To było mocniejsze od uderzenia w twarz! Po prostu jakbym do-
stał rakietą kosmiczną w głupi łeb! Gwiazdy i czarna otchłań. . . Chciałem krzyk-
nąć, zaprotestować, ale ani jedno słowo nie przeszło mi przez ściśnięte gardło.
Zapanowała chwili pełnej napięcia ciszy, bo Defonsiacy zaskoczeni też
[ Pobierz całość w formacie PDF ]