[ Pobierz całość w formacie PDF ]
punktu widzenia ofiary, więc jego istotą jawią się nam owe zakazy i nakazy. Gdyby jednak
spojrzeć na przeszłość oczyma szarego uczestnika, to treścią naszej codzienności była
przecież "rozdzielczość".
Wszelkie dobra należały do klasy właścicieli Polski Ludowej - i kluczem do ich
zdobycia były plecy, dojścia, znajomości. Czyli personalne więzi między dysponentem-
decydentem a osobą postawioną niżej, która za otrzymane dobro przyjmowała status
wdzięcznego dłużnika gotowego odpłacić w razie potrzeby poparciem, lojalnością, informacją
- czy czego tam towarzysz zapragnie. Od osobistych układów zależało wszystko:
przydział inwestycji dla województwa, dostawy deficytowych materiałów dla fabryki,
niezbędne dewizy, pozwolenie na budowę szosy. Tak funkcjonowało państwo, ale podobnie
jego wszyscy mieszkańcy - bo również od osobistych układów zależało zdobycie mieszkania,
telefonu, nawozu, biletu do teatru lub wołowiny z kością.
Istotą tego ustroju było to, że obok władzy, pieniędzy i przywilejów - dóbr
pożądanych wszędzie - obiektem pragnień i zabiegów stawały się też zezwolenia, pozytywne
decyzje, zgody - i coraz szersza lista towarów. Kiedy znalazły się na niej smalec, zapałki i
wata - ustrój osiągnął granice rozwoju.
W mechanizmie wstępnej podejrzliwości i rutynowej odmowy, który obowiązywał w
całym instytucjonalnym otoczeniu człowieka, było coś więcej niż wola Partii, by objąć
wszystko totalną kontrolą. Powody, które w każdym ogniwie decyzyjnej machiny
motywowały jej funkcjonariuszy do identycznych zachowań, zawsze tych samych - żeby nie
wydać pozwolenia na budowę drogi, wdrożenie wynalazku, powołanie stowarzyszenia
miłośników turystyki - były proste. Cały ten wielki aparat istniał, funkcjonował, rozrastał się
dzięki temu, że rozdawał. A żeby móc rozdawać, musiał mnożyć rzeczy rzadkie, trudno
dostępne, szeroko pożądane.
Właściciele PRL-u zawłaszczyli majątek narodowy i rozdawali lenna. Lecz ukryli ten
proceder w systemie powszechnego rozdawnictwa i wymiany usług. W miejsce normalnej
satysfakcji z pracy wprowadzili satysfakcję z dystrybucji, z przyznawania, z dzielenia. Miał ją
I sekretarz
210
i ekspedientka w mięsnym, minister i aptekarz decydujący, po ile paczek waty będzie
wydawał. I każdy z nas - bo każdy posiadał jakieś dobro, którym mógł się wypłacić za inne.
Mogła to być choćby znajomość z prezesem spółdzielni lub protekcja u baby z cielęciną.
System przerobił swą nieudolność i niewydajność na zródło powszechnie dostępnego
poczucia sukcesu ze zdobycia, dojścia, dania, załatwienia. I aczkolwiek władza zachowywała
się, jakby te zjawiska były tylko nagannymi incydentami, to udało jej się zaszczepić
społeczeństwu zbiorową mentalność klienta wobec państwa. Ogłosiła je jedynym szafarzem
dóbr, bo tylko ono potrafi rozdać je sprawiedliwie, a ludność zepchnęła do roli wiecznych
petentów. Petentów jakże niewdzięcznych - nie dość bowiem, że dostają pracę, mieszkania,
zaopatrzenie w żywność i odzież, naukę, lecznictwo, dostęp do kultury, to ciągle im mało,
stale od państwa czegoś chcą.
Socjolog Jacek Tarkowski w książce Patroni i klienci wskazał, jakie warunki
sprawiają, że w społeczeństwie dominująca staje się relacja patron - klient: niedobór
wszystkiego musi być strukturalną cechą, interesy indywidualne i grupowe muszą być
podporządkowane ogólnospołecznym oraz musi istnieć zakaz organizowania się wokół
swoich spraw. Bo cały system oparty jest na więziach pionowych, na zależności tych niżej
ustawionych od tych ulokowanych wyżej. Polecenia, decyzje, dobra mają jeden kierunek - z
góry w dół. To, co mogło taki ład zakłócić, to więzi poziome - zebranie się razem ludzi,
którzy chcieliby wpłynąć na decyzję, a nie tylko ją otrzymać, chcieliby coś zrobić sami, a nie
o to prosić.
Typ relacji, jaki był istotą życia w PRL-u, nie stanowił wcale wynalazku komunizmu -
był kopią tego, co ludzie znali od stuleci. Lecz w feudalizmie nazywano rzeczy po imieniu:
suweren i wasal, pan i poddany, patron i klient. Suweren, patron dawał swemu klientowi
poparcie i opiekę, a on - lennik, poddany - winien był za to lojalność i wdzięczność. Patron
posiadał pożądane dobra, jak majętności, posady, godności, urzędy, a klient o nie zabiegał.
Wymiana łask, dóbr, godności w zamian za lojalność, wierność i wdzięczność była
sposobem funkcjonowania tego społeczeństwa, bo jego istotą była hierarchia, pionowe więzi,
dziedziczone miejsce społeczne i dziedziczone osobiste zależności.
211
Socjalizm przejął te nawyki, tyle że załgał je demokratyczną frazeologią. I sprawił, że
demokracja, którą Polska zaczęła budować z olbrzymim opóznieniem, stała się ledwie
epizodem, małą przerwą zakłócającą odwieczny ład podziału na możnych i tych, którzy
muszą wieszać się u ich klamki, zabiegać o względy, prosić o łaski, dowodzić oddania,
lojalności i posłuszeństwa.
,,Despotyzm, który z natury swojej jest tchórzliwy, w izolowaniu ludzi od siebie widzi
najpełniejszą rękojmię własnej trwałości i zwykle dokłada wszelkich starań, by ich dzielić.
Despota łatwo wybacza rządzonym, iż go nie kochają, byleby tylko nie kochali się między
sobą. Ludzi, którzy pragną połączyć swe wysiłki dla tworzenia wspólnego dobra, uważa za
duchy wichrzycielskie i niespokojne, a przeinaczając właściwy sens słów dobrymi
obywatelami nazywa tych, którzy zamykają się we własnych czterech ścianach".
Tak w Demokracji w Ameryce pisał Alexis de Tocqueville, arystokrata francuski,
rozdarty między starymi i nowymi czasy, który rozumiał, że demokracja jest nieuchronna,
widział, jak rodzi się w konwulsjach naprzemiennych rewolucji i restauracji, i dostrzegł, że
"najbardziej naturalną potrzebą człowieka jest wolność łączenia swych wysiłków z wysiłkami
innych ludzi i wspólnego z nimi działania". Baczny obserwator narodzin kapitalizmu i
demokracji uznał za ich gwarancję wolność stowarzyszania się. Bo ludzie rozproszeni, nie
mogący zorganizować się wokół ważnych dla siebie spraw, stają się masą łatwą do
kierowania, terroryzowania i wyzyskiwania.
Pierwsze dobrowolne stowarzyszenia pojawiły się w czasach oświecenia i w nich
właśnie fermentowały obrazoburcze idee, takie na przykład, że ludzie są równi. %7łe mają
prawo się łączyć wedle interesów i poglądów na przekór stanowym barierom. %7łe w miejsce
jednej obowiązującej woli monarszej mogą się pojawić reprezentacje różnych środowisk i
różnych opcji.
Uznanie, że ludzie rodzą się równi, było zaledwie początkiem drogi. Przez cały XIX
wiek poddani zmieniali się powoli w obywateli, a rządzący z oporem ustępowali zarówno
wobec rewolucji, strajków, powstań, buntów, jak i wobec nacisków na zwiększenie praw
wyborczych, zniesienie niewolnictwa, ograniczenie wyzysku robotników, zrównanie praw
kobiet, uwolnienie chłopów, rozszerzenie swobód podbitych narodów.
212
Ludzie coraz sprawniej organizowali się, by już nie tylko siłą, ale coraz częściej
presją, ograniczać władzę.
Tę tendencję usiłowały odwrócić rządy totalitarne. Komunizm i faszyzm potraktowały
ludzi jak tworzywo nowego ładu i pierwszą rzeczą, jaką zrobiły, było zniszczenie
społecznych więzi i stworzenie zorganizowanych mas. Rozwiązywano po prostu wszystkie
organizacje, a w to miejsce wprowadzano nowe, masowe, do których przynależność często
była obowiązkowa.
W Polsce komuniści, wprowadzając swój ład martwoty, niszczyli społeczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]