[ Pobierz całość w formacie PDF ]
już ruszać. Nie wolno męczyć młodej mamy.
- Racja. - Wilhelmina podeszła do łóżka i złożyła szorstki pocałunek na czole Pru. - Masz
wspaniałego syna, Pru. I wspaniałego męża. Dbaj o nich, słyszysz?
- Słyszę.
- To dobrze. Wpadnę do ciebie rano, kochanie. Teraz odpoczywaj. - Poklepała siostrzenicę po ręku i
skierowała się do drzwi.
- Ciociu Willy? - Pru nie była pewna, co powinna powiedzieć. Niepotrzebnie się martwiła.
Wilhelmina zatrzymała się w drzwiach, a J.P. ujął ją pod ramię.
- Nie martw się o mnie, kochanie - powiedziała lekko ciotka. - Mój wiek nie niesie ze sobą zbyt
wielu korzyści, ale znajdzie się jedna czy dwie. A najważniejsza z nich, to że raczej nie zajdę
przypadkowo w ciążę.
Wypłynęła z pokoju i znikła w głębi holu, uwieszona u ramienia J.P, zanim Pru przyszła do głowy
jakakolwiek odpowiedz. Gdy drzwi za ciotką zatrzasnęły się, zamknęła buzię, odwróciła głowę i
ujrzała roześmiany wzrok męża.
- Myślę, że J.P. trafił wreszcie na swój typ - zauważył Case. - I bardzo dobrze. W końcu ja też
trafiłem na swój.
Pochylił się i ucałował żonę z miłością i żarem, które ponad wszelką wątpliwość dowiodły
prawdziwości jego słów.
Koniec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]