[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rierą, a tak naprawdę twoje życie to kiepski żart. Wygrywasz, przegrywasz, nieustannie
grasz. Jesteś samolubny do szpiku kości. Powiedziałbym ci, że powinieneś się ożenić i
zająć rodziną, ale co miałbyś do zaproponowania własnym dzieciom? Musisz dojrzeć,
stać się mężczyzną.
Tarik zacisnął zęby. Miał wrażenie, że tym razem rozmawia nie tylko ze stryjem,
który zastępował mu ojca, ale przede wszystkim z królem. Nie miał wyboru, musiał słu-
chać. Postanowił zwracać się do władcy z należytym szacunkiem.
- Stryjku, powtórzę pytanie - westchnął. - Czego dokładnie ode mnie oczekujesz?
- Nie chodzi o to, czego oczekuję - odparł król, nawet nie próbując ukryć rozcza-
rowania. - Chodzi o to, kim jesteś. Nie mogę cię do niczego zmusić, bo przecież nie je-
steś moim synem, a co za tym idzie, nie jesteś również moim spadkobiercą ani następcą
tronu.
Tarik doskonale o tym wiedział, niemniej słowa stryja okazały się wyjątkowo bo-
lesne - zapewne dlatego, że prawda zawsze bywa najtrudniejsza do zniesienia.
- Chłopcze, nie będziesz już mile widziany w mojej rodzinie, jeśli nie przyczynisz
się do jej rozwoju - ciągnął starzec. Przez moment wpatrywał się ponuro w Tarika. - Daję
ci pół roku na udowodnienie, że jesteś godnym członkiem naszego rodu. Jeśli przez ten
czas nie zmienisz swojego zachowania, odżegnam się od ciebie. - Pokręcił głową. - Po-
wiem ci, mój drogi, że wiążę z tobą coraz mniejsze nadzieje.
Tej samej nocy Tarik opuścił willę, zdecydowany oddalić się jak najbardziej od
stryja i jego oczekiwań. Rozmowa potwierdziła najgorsze obawy Tarika. Nie pasował do
swoich bliskich, którzy byli gotowi pozbyć się go pod byle pretekstem. Nie był synem
króla, nie był dziedzicem. Rodzina monarchy otoczyła go opieką wyłącznie przez wzgląd
na tradycję i na wymogi prawa. Tarika nic nie łączyło z tymi ludźmi, z wyjątkiem odro-
biny królewskiej krwi, która płynęła w jego żyłach.
Tarik jeszcze nigdy nie był tak wściekły. Nigdy dotąd nie czuł się tak wyobcowany
i samotny. Nie należał do ludzi, którzy z łatwością tworzą związki, więc nie bardzo wie-
dział, jak w nich funkcjonować.
Potem poznał Jessę, a ona go pokochała.
Od razu wiedział, że obdarzyła go miłością, czuł to całym sobą. Zachowywała się
otwarcie i bezpośrednio, gdyż nie umiała ukrywać prawdziwych uczuć. Nie była też do-
bra w grze pozorów. Inne kobiety zakochiwały się w nim, albo przynajmniej tak twier-
dziły, Tarik nigdy jednak nie był pewien, czy rzeczywiście chodzi o niego, czy raczej o
jego imponujący rachunek bankowy. Wcześniej na nikim mu tak nie zależało. W razie
potrzeby kłamał, oszukiwał siebie i innych, ze złością dystansując się do swojej reputacji,
jakby w ten sposób mógł udobruchać stryja. Ona widziała w nim tylko szczerego i
przyzwoitego mężczyznę.
- Jesteś zbyt ufna - zauważył którejś nocy, kiedy tulili się do siebie przed komin-
kiem.
- Nieprawda! - zaprotestowała ze śmiechem i popatrzyła na niego. Miała ciepłe i
łagodne oczy, które skojarzyły mu się z cynamonem. - Jestem sprytna!
- Skoro tak uważasz... - Bawił się jej lokami, owijając je wokół palców.
Początkowo spodziewał się, że Jessa się zmieni, podobnie jak jego poprzednie
partnerki, które prędzej czy później orientowały się, z kim mają do czynienia. Sądził, że
lada moment w typowy dla znanych mu kobiet, przemyślny sposób zacznie się domagać
pieniędzy, nowego samochodu, apartamentu w najdroższej dzielnicy. Jessa jednak nigdy
się nie zmieniła. Po prostu go kochała, a dobra materialne były jej obojętne.
- Ufam ci, Tarik - szepnęła wtedy, nadal uśmiechnięta, a potem pocałowała go,
niewinnie i namiętnie zarazem.
Była świeża, młoda i spontaniczna. Gdy patrzyła na niego szeroko otwartymi, cy-
namonowymi oczami, czuł się jak mężczyzna, którym powinien być.
Potem jednak znikła, nagle i bez śladu, co było dla niego wyjątkowo bolesne. Nim
doszedł do ładu z własnymi uczuciami i uświadomił sobie, co tak naprawdę łączy go z
Jessą, jego stryj i kuzyni stracili życie, wszyscy jednocześnie, a Tarik musiał stawić czo-
ło rzeczywistości. Czym była miłość zauroczonej dziewczyny, kiedy należało zapobiec
wojnom i pokierować losami całego państwa? Tarikowi nigdy nie udało się dowieść
stryjowi, że jest prawdziwym mężczyzną, że umie dbać o honor rodziny i należycie wy-
konywać ciążące na nim obowiązki. Musiał zatem to uczynić po śmierci starego króla.
Odwrócił się i powiódł spojrzeniem po kuszących kształtach Jessy, która ciągle
spała na boku, odwrócona do niego plecami. Jej biodro i wyraźne wcięcie w talii wydały
mu się jeszcze bardziej ponętne niż dotąd. Jeszcze wczoraj Tarik pragnął tylko zaspokoić
pożądanie, posiąść Jessę i wyrzucić ją z pamięci. Przez lata wmawiał sobie, że gdy się
nią nasyci, sprawa będzie załatwiona. Tymczasem rozbudziła w nim nie tylko żądzę...
Jak mógł wmawiać sobie, że nie będzie do niej czuł nic ponadto?
- Jesteś głupi - mruknął do siebie.
Jessa Heath wiedziała już, kim jest jej kochanek, a mimo to niczego od niego nie
pragnęła. Co więcej, chyba nie odpowiadała jej jego pozycja. Nadal poddawała się jego
woli i zachowywała tak, jakby była stworzona wyłącznie dla niego, jakby widziała w nim
tego samego mężczyznę co pięć lat wcześniej.
Dlatego pozwolił jej spać, dlatego wędrował po pokoju i siadał przy niej. Wiedział,
że kiedy Jessa się obudzi, czar pryśnie i ponownie przyjdzie mu stawić czoło rzeczywi-
stości. Potrzebował królowej, a Jessa była symbolem jego rozczarowań z poprzedniego
życia.
Ta noc musiała się stać jeszcze jednym, gorączkowym snem, jeszcze jednym
wspomnieniem, które musiał od siebie odsunąć raz na zawsze.
Jessa w końcu się obudziła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]