[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spodoba się jej narzeczony, czy nie - ona i tak postawi na swoim i ślub dojdzie do
skutku.
Sama jednak nie była pewna, co o nim sądzić. Podczas podróży myślała o
Roanie znacznie więcej, niż chciała. Może nawet jej się przyśnił? Pewna była tylko
co do tego, że zupełnie inaczej wyobrażała sobie swojego fikcyjnego narzeczonego i
chwilami nawet chciała, żeby wycofał się z całego przedsięwzięcia. Tylko że czas
naglił i jeśli zależało jej na Gracemead, to nie mogła kaprysić.
Po powrocie do domu szybko spakowała weekendowy bagaż. Nieco dłużej
zajęło jej wybranie stroju. Wiedziała, że sprawi dziadkowi przyjemność, jeśli będzie
wyglądać kobieco. Dlatego, choć niechętnie, włożyła jasną płócienną sukienkę i roz-
puściła włosy.
Pakując się, wysłuchała wiadomości zapisanych na automatycznej sekretarce.
Dzwoniła jej przyjaciółka Tessa i prawniczka, Isobel Crane, nie było jednak
żadnej wiadomości od Desmonda Slevina, który miał podczas jej nieobecności
odwiedzić Roana. Jego milczenie trochę Harriet zaniepokoiło.
Jadąc samochodem na wieś, czuła, że traci dotychczasową pewność siebie.
Musiała jednak zrobić wszystko dla zabezpieczenia sobie dziedzictwa.
Dojechawszy do Gracemead, zaparkowała na tyłach domu i weszła od kuchni,
wdychając upojny zapach pieczonej kaczki.
Pani Wade, trochę bardziej przygarbiona i posiwiała, ubijała właśnie śmietanę
do kremu czekoladowego, który był jej majstersztykiem. Przywitała Harriet z
czułością i poinformowała, że pan Flint jest w salonie razem z gościem.
37
S
R
To pomieszało Harriet szyki już od samego początku. Spodziewała się, że
będzie miała dziadka tylko dla siebie i że będzie mogła powiedzieć mu o ślubie,
zanim odwaga do reszty ją opuści.
Salon był pusty, lecz usłyszała głosy z tarasu.
Gregory Flint stał oparty o balustradę i szeroko gestykulując, najwyrazniej
opowiadał gościowi o ogrodzie, który był jego oczkiem w głowie,
Na pierwszy rzut oka uznała, że wysoka sylwetka ciemno ubranego
mężczyzny, odwróconego do niej tyłem, to nikt z sąsiadów.
Była przekonana, że nie zna tego człowieka.
I nagle coś ją tknęło. Czyżby to był...?
Stanęła jak wryta, wpatrując się w szerokie ramiona i wąskie biodra
mężczyzny, co podkreślał świetnie skrojony garnitur. Nie mogła w to uwierzyć. To
przecież niemożliwe...
Jakby czując na sobie jej wzrok, odwrócił się i nie mogła już mieć
wątpliwości, że stoi przed nią Roan Zandros we własnej osobie.
- Agapi mou - rzekł z uśmiechem, podchodząc do niej, a w ciemnych oczach
dostrzegła aprobatę dla swego wyglądu.
- Co...? - wydusiła i nie zdążyła skończyć, bo w tej samej chwili znalazła się w
jego objęciach.
Pochylił się ku niej, stwarzając wrażenie, że łączy ich namiętny pocałunek.
- Uśmiechnij się, Harriet - wyszeptał. - Udawaj, że się cieszysz, że mnie
widzisz. - I odwrócił się wraz z nią w stronę gospodarza.
- Z tego, co słyszę od tego młodego człowieka, rozumiem, że mam wam
życzyć szczęścia - powitał ją pan Flint. - Przyznaję, nie miałem pojęcia, że masz
kogoś, więc ta wizyta była dla mnie zupełną niespodzianką.
Dla mnie też, pomyślała Harriet.
- Mam nadzieję, że miłą niespodzianką - odpowiedziała z uśmiechem.
38
S
R
- Też mam taką nadzieję - rzekł sucho starszy pan. - Powiedziałem uczciwie
twojemu narzeczonemu, Harriet, że raczej nie tak to sobie wyobrażałem, ale on mnie
zapewnia, że ma wspaniałe perspektywy, no i muszę mu wierzyć.
- Harriet przez kilka dni nie było - wtrącił cicho Roan - i dlatego nie wie, że
Desmond Slevin zgodził się na wystawę moich prac u niego w galerii. Dzisiaj mi to
powiedział.
- Och, to cudowna wiadomość - powiedziała Harriet z trudem. - Cieszę się
bardzo. Kochanie - dodała z pewnym opóznieniem.
- Tobie to zawdzięczam, najdroższa.
Roan skłonił się z galanterią, po czym zwrócił się do dziadka Harriet:
- Mam nadzieję, że wyrazi pan zgodę na nasze małżeństwo i udzieli nam
błogosławieństwa.
- Wygląda na to, że nie mam innego wyjścia - uśmiechnął się Gregory Flint. -
Nie przypuszczam, żeby moje zdanie mogło wpłynąć na zmianę waszych planów. A
tymczasem - dodał - ponieważ obiad będzie dopiero za czterdzieści minut,
proponuję, żebyście nacieszyli się swoim towarzystwem. Harriet, oprowadz pana
Zandrosa po ogrodzie, dobrze? Na pewno macie sobie dużo do powiedzenia.
- Jak mogłeś tu się wedrzeć? - wysyczała Harriet, kiedy tylko odeszli dość
daleko.
- Wcale nie musiałem się wdzierać - odparł ze spokojem. - Zadzwoniłem do
drzwi i zostałem wpuszczony, jak każdy inny gość.
- Przede wszystkim, jak tu trafiłeś?
- To nie było szczególnie trudne. Znałem nazwisko twojego dziadka i nazwę
domu, popytałem tu i tam, i już.
- Chyba zupełnie oszalałeś. Co cię podkusiło, żeby tu przyjeżdżać i się
oświadczać? Czuję się jak bohaterka kiepskiego melodramatu.
- Z tego, co mi mówiłaś, wywnioskowałem, że twój dziadek jest człowiekiem
starej daty i na pewno będzie wolał formalne oświadczyny, niż to, że przyjedziesz i
39
S
R
poinformujesz go o swojej decyzji. Może nawet uznałby to za rozmyślną
prowokację.
- Nie sądziłeś, że przedtem należało się ze mną porozumieć?
- Przecież cię nie było - zauważył przytomnie. - Poza tym, byłem pewien, że
byś się nie zgodziła.
- Tu miałeś rację - burknęła i zamilkła.
Dopiero teraz zdołała przyjrzeć mu się uważnie.
Nic dziwnego, że go w pierwszej chwili nie poznała. Nie miał na sobie ani
skrawka dżinsowego materiału, ani żadnych plam od farby. Ciemnoszary garnitur
mógł nie być nowy, ale był bezsprzecznie elegancki. Do tego nieskazitelnie biała
koszula, jedwabny krawat i buty, o dziwo, wyczyszczone, aż lśniły. Zdaje się, że
tym razem miał nawet skarpetki. Harriet była zupełnie oszołomiona tą metamorfozą.
Włosy miał wciąż za długie, ale za to był ogolony. Przez ten moment, kiedy
trzymał ją w objęciach, poczuła zapach dobrej wody kolońskiej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl