[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tawerna U Joe w środowe wieczory była zazwyczaj mniej zatłoczona niż zwykle, dzięki czemu
każdy, kto chciał tańczyć, mógł bez obijania się o czyjeś plecy czy nogi kręcić piruety, a ci, którzy
woleli posiedzieć z drinkiem przy stoliku, bez trudu znajdowali wolne miejsce. Vanessa z Lucy
zaliczały się do tej drugiej grupy.
- Nie jadłaś dziś zbyt wiele podczas lunchu, a teraz prawie w ogóle nie pijesz. Co się z tobą dzieje? -
spytała życzliwie Lucy.
Vanessa pomyślała, że miała szczęście, poznając taką wspaniałą dziewczynę, która okazała się
prawdziwą przyjaciółką. To sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej na myśl o tym, co próbowała zrobić.
Z każdą chwilą coraz bardziej dokuczało jej poczucie winy. Chciała zniszczyć Brocka Tylera, ale
nigdy nie przyszłoby jej do głowy, aby krzywdzić postronnych ludzi, a już zwłaszcza przyjaciół. Czy
naprawdę się łudziła, że upadek hotelu nie dotknie nikogo innego poza jego właścicielem? Co się
stanie z Lucy? Z Akamu?
- Czuję się trochę zdołowana. Przepraszam, nie jestem dziś najlepszym towarzystwem - tłumaczyła
nieporadnie.
114
Charlene Sands
- Dlatego tu przyszłyśmy. %7łebyś się trochę rozerwała
- odparła Lucy. - Od poniedziałku nie jesteś sobą. Vanessa w ciągu ostatnich kilku dni zbywała ją wy-
mówkami, ale co miała powiedzieć? %7łe zakochała się w człowieku, którego planowała zrujnować? %7łe
jeśli się jej powiedzie, Lucy straci pracę?
- Wiesz, że jeśli chciałabyś z kimś pogadać, to możesz mi zaufać - zachęcała Lucy.
- Wiem. - Tego jednak, co ją dręczyło, nie mogła nikomu powiedzieć.
Starała się rozluznić i dobrze bawić. Za każdym razem jednak, gdy ktoś prosił ją do tańca, odmawiała.
Nagle dostrzegła przy drzwiach Brocka z Larissą Montrayne, kobietą, która najwidoczniej wolała
spędzić wieczór z przystojnym właścicielem hotelu niż z własnym narzeczonym. Obydwoje podeszli
do baru, pochłonięci rozmową.
Vanessa nerwowo wierciła się na krześle, zastanawiając się, czy nie uciec stąd jak najszybciej.
Napotkała zdziwione spojrzenie Lucy.
- Wyglądasz jak tygrys gotowy rzucić się na ofiarę -skomentowała.
- Nie, nie, nic mi nie jest, wszystko w porządku - zaprzeczyła, siląc się na uśmiech.
- Nie wyglądasz tak, jakby wszystko było w porządku.
- Lucy rozejrzała się dookoła i dopiero wtedy dostrzegła Brocka z Larissą. Zwróciła się do Vanessy ze
współczuciem. - Teraz rozumiem.
Zakochana oszustka
115
- To nie tak, jak myślisz - oponowała. - Poza tym nie mogę o tym tutaj rozmawiać.
- Chcesz wyjść?
To pytanie było muzyką dla jej uszu. Od kiedy zobaczyła tamtych dwoje, o niczym innym nie
marzyła.
- Tak, tylko nie zatrzymujmy się przy nich, by się przywitać - poprosiła.
Lucy podniosła się z krzesła.
- Nawet mi to do głowy nie przyszło.
Wymknęły się z tawerny niezauważone. Vanessa czuła się okropnie, kiedy tu przyszła, ale
wychodząc, czuła się dziesięć razy gorzej. Jeszcze nie tak ddwno temu kochał się z nią, jeszcze w
poniedziałek całował ją namiętnie, doprowadzając do tego, że zaczęła wątpić w słuszność swojego
planu, ale teraz wszystko stało się jasne. Właściwie dobrze, że go zobaczyła z inną kobietą. Przy-
pomniała sobie, do jakiego rodzaju mężczyzn się zaliczał. Ależ była głupia! Ale teraz koniec z tym.
Nie czuła już zupełnie nic, żadnych ciepłych uczuć, nie było mowy o zakochaniu. Odzyskała swoje
dawne ja". Nie skończyła jeszcze z tym draniem. Zapłaci za to, co zrobił jej siostrze. Nie było
odwrotu. Musi doprowadzić swoją zemstę do końca.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Dostaniesz to, na co zasłużyłaś, Vanesso - powiedział do siebie Brock, stojąc za biurkiem z
okrutnym uśmiechem. Wezwał ją do siebie kilka minut temu, nie podając żadnego powodu.
Kiedy weszła do gabinetu, przybrał służbowy wyraz twarzy i zaczął poważnym, oficjalnym tonem,
pozbawionym wszelkich czułych tonów.
- Pracujesz tu od sześciu tygodni. - Vanessa kiwnęła głową. - Włożyłaś wiele wysiłku i serca w
wykonywane obowiązki. Nie myśl, że tego nie doceniam. Zwracam się teraz do ciebie jako twój
pracodawca.
Vanessa poczuła, że zasycha jej w gardle. Do czego on zmierza?
- Pozwól, że przejdę do sedna. Chcę ci dać specjalną premię. Odkąd tu pracujesz, hotel świetnie
prosperuje i przynosi olbrzymie zyski.
- Ach tak - mruknęła, starając się zachować kamienną twarz. Czyżby jej wysiłki poszły na marne?
Najgorsze było to, że ostatnio, choć wszystko miała świetnie zaplanowane, nie udało jej się zepsuć
żadnej uroczystości, zu-
Zakochana oszustka
117
pełnie jakby złośliwy los uparł się, aby poplątać jej szyki. - Miło mi to słyszeć.
- Nie wątpię. - Ton jego głosu przez moment był ostrzejszy, niż zamierzał. - Dlatego cię zatrudniłem.
Wiedziałem, że tylko ty nadajesz się do tej pracy.
Wyciągnął z szuflady kopertę i wręczył jej z uroczystą miną.
- Zasługujesz na to bardziej, niż mógłbym wyrazić.
- Dziękuję.
- Bardzo proszę. Nie otworzysz?
- Nie, ja... hm, otworzę pózniej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]