[ Pobierz całość w formacie PDF ]
której po prostu nie można odrzucić.
Allison wypiła jeszcze trochę wody, próbując się uspokoić. Ale musiała
przypomnieć sobie ostatnią rzecz, jaką Stone Harrisem jej zaproponował.
- Myślę, że to mnie nie interesuje - mruknęła.
- Bzdura - powiedziała dziarsko Stella. - Każda kobieta w sekrecie marzy
o poskromieniu bestii. A chyba przyznasz mi rację, mojemu Gregory'emu trzeba
nie lada poskromicielki.
A potem, jakby chcąc uprzedzić uprzejmą odmowę, na którą Allison jakoś
wcale nie miała ochoty, Stella podniosła rękę i dodała beztrosko:
- Och, wiem, jest bardzo wytworny, wykształcony i ma trochę wdzięku,
któremu nawet ja nie umiem się oprzeć, ale jeśli chodzi o poważne stosunki
międzyludzkie, jest beznadziejny. Chciałaś mu dać nauczkę, prawda? Cóż,
trzeba więcej niż jednego wieczoru, żeby nauczyć Gregory'ego tego, co
powinien wiedzieć. I bardzo niewiele kobiet będzie miało taką szansę jak ty.
Allison była prawie przekonana, że to wszystko nie będzie jej
odpowiadało.
- Naprawdę wydaje mi się...
- Nie miałabym ci za złe, gdybyś stąd wyszła nawet się nie oglądając.
Szczerze mówiąc, jestem całkiem pewna, że właśnie to zrobiłabym na twoim
miejscu. Ale pamiętaj, że jeśli tak postąpisz, on po prostu znajdzie kogoś
innego, co tylko jeszcze bardziej udowodni, jaką ma wprawę w stawianiu na
swoim. Myślę, że co do tego nie masz wątpliwości. Więc pomyśl o tym,
kochanie, i pamiętaj, że cokolwiek zrobisz, masz moje pełne poparcie.
Allison miała ochotę powiedzieć bardzo wiele - począwszy od prostego i
stanowczego zapytania, o czym ta kobieta właściwie mówi - ale gdy otworzyła
usta, nagle zabrakło jej słów. Zabrakło jej też tchu, bo kiedy spojrzała nad
ramieniem Stelli - zamarła.
Stone szedł przez salę z niedbałym wdziękiem i naturalną pewnością
siebie, które Allison tak dobrze pamiętała z poprzedniego wieczora. Miał na
sobie perłowoszarą koszulę z podwiniętymi rękawami i rozpiętym
kołnierzykiem i krawat, zawiązany tak luzno, że wyglądał, jakby został
naciągnięty przez głowę. Nosił czarne dżinsy i tenisówki. Jego włosy były
potargane przez wiatr, twarz nieco zarośnięta, a wszystkie kobiece głowy
odwracały się za nim.
Podszedł do matki i pocałował ją w policzek. Jego oczy napotkały
spojrzenie Allison, której, wbrew postanowieniom, natychmiast przyszedł na
myśl wczorajszy pocałunek, i wspomnienie to wywołało rumieniec na jej
twarzy. Co gorsza, była pewna, że on też o tym myśli, i poczuła się skrępowana
i zdenerwowana. Mężczyzni z takimi umiejętnościami powinni mieć tyle
przyzwoitości, by nie przypominać kobietom za pomocą spojrzeń, dotknięć albo
słów, jak całkowicie ulegały ich wdziękowi.
- Przyszedłeś za wcześnie, jak zwykle - powiedziała zdenerwowana
Stella. - Skąd się u ciebie wzięło tak dziwaczne wyczucie czasu? Cóż, skoro już
tu jesteś, to możesz usiąść. Mam nadzieję, że jadłeś - dodała na widok
zbliżającego się kelnera - bo my już zamówiłyśmy. Powiedziałam ci, że twój
plan mi się nie podoba i nie możesz oczekiwać, że odwalę za ciebie brudną
robotę. Poza tym jesteś stanowczo za stary, żeby biec z każdym kłopotem do
mamusi.
- Dziękuję, mamo. - Stone uśmiechnął się ironicznie. - Właśnie tego
trzeba mężczyznie, gdy usiłuje wzbudzić zaufanie w młodej damie. Przede
wszystkim - zwrócił się do Allison - zadzwoniłem do niej dlatego, że ci to
obiecałem.
- I żeby dowiedzieć się, co sądzę o twoim planie - rzuciła Stella.
Aliison zaczęła jeść zupę.
- W porządku, przyznaję, że chciałem poznać jej zdanie, ale kiedy
powiedziała, że chce i tak zjeść z tobą lunch...
- Powiedziałam, że możesz wpaść na deser.
- Przyszedłem wcześniej, żeby uniemożliwić ci zrobienie większej
szkody, niż to jest konieczne. Widzę jednak, że przyszedłem za pózno. Aliison
nawet się do mnie nie odzywa.
- Co tylko dowodzi, że ma więcej rozumu niż przeciętna kobieta. Jak ci
smakuje zupa, kochanie?
- Zupełnie przyzwoita.
Kelner przyniósł wodę sodową dla Stone'a. Kątem j oka Aliison patrzyła,
jak jego ręka zaciska się na szklance - długie, czułe palce, silne nadgarstki
pokryte złocistobrązowymi włosami, ręce czarodzieja, który ma władzę nad
ciałem kobiety.
Próbowała skupić uwagę na zupie, która jednak straciła swój aromat.
Sięgnęła po wodę.
- Sprawa wygląda tak - rozpoczął Stone zdecydowanym tonem. -
Ubiegam się o kontrakt, najpoważniejszy w mojej karierze i niezwykle
prestiżowy. Pracuję nad tym od roku. Firma należy do Japończyków - tych,
których masz pomóc mi zabawiać w przyszłym miesiącu.
Kelner przyniósł sałatki i Aliison uśmiechnęła się do niego.
- Chodzi o to - ciągnął Stone - że oni mają dość osobliwe wymagania w
stosunku do ludzi, którzy z nimi pracują, a nawet tylko współpracują.
Wprawdzie moja oferta była najlepsza, ale nawet nie brali mnie pod uwagę, aż
do dzisiejszego ranka, kiedy rozeszła się wiadomość, że mam się ożenić z tobą.
Aliison z wielkim trudem udało się nie upuścić widelca, ale nie zdołała
powstrzymać się od spojrzenia mu w oczy.
- Wiem, że to się zaczęło jako żart, Allison, ale chyba byliśmy za dobrzy i
przekonaliśmy zbyt wiele osób. Teraz to się na nas odbija.
Właśnie to, pomyślała dziewczyna, poczucie winy. Wiedziała już, że
przepadła, że powinna unikać jego spojrzenia. Wróciła do swojej sałatki.
- Przejdzmy do sedna sprawy. Powinniśmy pociągnąć to przez jakiś
miesiąc, dopóki nie dostanę kontraktu - i to wszystko. Potem moglibyśmy się
demonstracyjnie pokłócić i zerwać. Nikt by się nie domyślił.
Aliison próbowała nabić na widelec kawałek pomidora, ale nie udało się
jej.
- No to chyba wszystko - powiedział Stone spokojnie. - I co o tym
sądzisz? Pewnie masz jakieś pytania.
Allison odłożyła ostrożnie widelec i wytarła serwetką usta.
- Tylko jedno.
Czekał.
- Kto płaci za obiad?
- Ja.
- W takim razie... myślę, że jednak zjem deser.
- Dobre posunięcie, kochanie - uśmiechnęła się Stella.
- Oczywiście - zaczął ostrożnie Stone - nie musiałabyś naprawdę nic
robić. Po prostu nie wyprowadzaj z błędu nikogo, kto uważa, że jesteśmy
zaręczeni. Graj swoją rolę przez tydzień czy miesiąc, dopóki ludzie Heroshito są
w mieście. I jeszcze na jednej czy dwóch imprezach, na które będziesz musiała
przyjść jako moja narzeczona. Ale nie zaproponuję ci za to zapłaty - zapewnił
pospiesznie. - Wiem, co myślisz o zamienianiu prywatnych przysług w interesy.
Mogła mu odpowiedzieć na wiele sposobów, począwszy od stwierdzenia,
że to ona powinna decydować, za co bierze pieniądze, a za co nie, aż po
stanowcze zapytanie, jakie on ma prawo prosić ją o cokolwiek. Wiedziała
jednak, że jedno i drugie nie ma sensu.
- Przynajmniej szybko się uczysz - mruknęła.
- Ale - ciągnął dalej - rozumiem, że nie wszystko to twoja wina...
Nie mogła powstrzymać zdziwionego, niedowierzającego spojrzenia, ale
Stone nie zwrócił na nieuwagi
- ...i nie oczekuję, że zadasz sobie trud za darmo. W końcu ja dostanę
kontrakt i uważam, że ty też powinnaś mieć jakąś rekompensatę.
Stella, która dotąd w sposób godny podziwu powstrzymywała się od
udziału w rozmowie, wtrąciła sucho:
- Czy aby nie masz na myśli wynagrodzenia, kochanie?
Stone zignorował ją z taką samą nonszalancją, z jaką chwilę przedtem
zignorował zaskoczenie Allison. Sięgnął do kieszeni i wyjął złożony papier.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]