[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dlaczego? Przecież pozwoliłaś wszystkim tak się do
ciebie zwracać.
- Co ty tam wiesz. Jedyna rzecz, którą zawsze pielęgno
wałam w pamięci, kiedy stąd wyjechałam, to brzmienie two
jego głosu, gdy tak właśnie do mnie mówiłeś. - Spojrzała mu
prosto w oczy i poprosiła cicho: - Kochaj się ze mną, Cody.
Tak jak wtedy w świetle księżyca.
Zanim Cody zdołał coś odpowiedzieć, jej palce sięgnęły
do guzików jego koszuli. Chociaż tak bardzo chciał powie
dzieć: nie, tak jak powinien to zrobić i wtedy, nie był jednak
w stanie zachować się rozsądnie. Nigdy nie potrafił jej od
mówić czegokolwiek.... oprócz tego jednego razu, gdy
chciała, żeby z nią uciekł i żeby się pobrali. Wówczas uwa
żał, że postąpił właściwie, że nie był egoistą myślącym tylko
o sobie. Ale z czasem zaczął żałować swojej decyzji. Nie
potrafiłby żyć, żałując jeszcze i tej dzisiejszej.
Rozbierali się pospiesznie. Ich palce spotykały się w tej
wędrówce po suwakach, guzikach i haftkach. Z westchnie
niem ulgi dotknęła wargami jego nagiej piersi. Miękkość.
Czułość. %7łar.
Przyciągnął ją do siebie z jękiem. Czuł, że jest szczęśliwa
w jego objęciach. Tak bardzo jej pragnął.
SAMOTNY NA WAASNE %7Å‚YCZENIE 67
- Reggie - szepnÄ…Å‚.
- Cicho. Nie mów nic - odpowiedziała, przywierając do
niego całym ciałem.
Trudno byłoby mu opisać to, co działo się w nim, od
chwili gdy Regan rzuciła mu się w ramiona na pastwisku.
Wiedział jedno, że uczucie to jest niezwykle silne i nic nie
może ich teraz powstrzymać.
Odsunął Regan od siebie na odległość wyciągniętego ra
mienia i patrzył na nią z zachwytem.
- Boże, jaka ty jesteś piękna, Reggie. Piękniejsza niż
przed jedenastu laty.
Podszedł do niej i przytulił ją ponownie. Zaczął powoli
i systematycznie całować każdy milimetr jej ciała, doprowa
dzając Regan prawie do szaleństwa. Nie istniało w tej chwili
dla nich nic. Byli tylko oni i trawiÄ…ce ich pragnienie.
- Cody, tak bardzo cię pragnęłam. Trwało to tyle lat.
Pragnęła go? Cody nie był pewny, czy dobrze usłyszał, co
powiedziała Regan. Przez tyle lat? Czyżby to znaczyło, że
nie był jej obojętny? To czemu stracili tyle czasu? Niestety,
nie był w stanie myśleć logicznie. Jej bliskość, zapach ciała
i jej pragnienie bycia razem przyprawiały go o zawrót głowy.
Nie chciał już rozwiązywać żadnych problemów, znajdować
odpowiedzi na ciągle męczące go pytania. Chciał być w niej
i kochać ją tak, jak nigdy dotąd. To pragnienie, które drze
mało w nim przez jedenaście długich lat, nareszcie znalazło
ujście. Zachowywali się jak szaleńcy, rozkoszując się każdą
chwilą. Czuła go w sobie. Czuła, jak zanurza się w nią coraz
głębiej i czekała na niego, wołając jego imię. Uciszał ją po
całunkami, chcąc zatracić się w niej i z nią zupełnie.
- Cody! BÅ‚agam...
Mgła przesłoniła oczy Regan. Czuła, jak ziemia usuwa się
jej spod nóg. Kiedy uniosła powieki, stwierdziła, że Cody
68 SAMOTNY NA WAASNE %7Å‚YCZENIE
wszystko zaczyna od nowa. Wydawało jej się, że nie ma siły,
by zareagować w jakiś sposób. Myliła się, gdyż jej ciało
znowu było gotowe. Płonęło, a pragnienie przeżycia jeszcze
raz wspaniałych chwil było tak silne, że znowu zatopili się
w sobie, zapominając o bożym świecie.
Nigdy do tej pory nie zdawała sobie sprawy, że namięt
ność może być tak porywająca. Feeria kolorów rozbłysła pod
jej przymkniętymi powiekami, gdy osiągnęli szczyt. A potem
zapanowała ciemność.
Zwiatło księżyca kładło się na ich nagie ciała, dodając
trochę magii tej i tak mistycznej nocy. Cody poruszył się. Nie
miał pojęcia, ile czasu upłynęło od ich pierwszego pocałun
ku. Popatrzył na przytuloną do niego Regan i pogłaskał ją po
włosach. Z rozpaczą myślał o tym, że trzeba będzie wstać.
Nienawidził myśli o tym, że będzie musiał ją zostawić.
- Chyba cię bardzo zmęczyłem - powiedział ze skruchą.
Ale kiedy próbował ruszyć się, przywarła do niego jeszcze
mocniej.
- Proszę, jeszcze nie - wyszeptała, otwierając oczy.
Chciała zapamiętać tę chwilę na zawsze. W mroku wi
działa twarz Cody'ego pełną miłości i oczy płonące żarem.
Z uśmiechem odsunęła mu włosy z czoła, a potem delikatnie
zaczęła wodzić palcem po jego ustach, policzkach i brodzie.
Tak dobrze znała tę twarz. Kochała go jako młoda dziewczy
na, ale tamte uczucia były niczym w porównaniu z tym, co
czuła do niego teraz.
- Cody?
- Tak?
- Ja... - przerwała. Nie była pewna, jak on zareaguje na
jej wyznanie. - Przytul mnie - wyszeptała, zarzucając mu
ręce na szyję. - Po prostu przytul mnie mocno.
SAMOTNY NA WAASNE %7Å‚YCZENIE 69
Dzwięk uderzeń młotka o coś metalowego wdarł się do
świadomości Regan i wyrwał ją ze snu. Przetarła oczy i szyb
ko zamknęła je znowu, chcąc zatrzymać pod powiekami ob
raz Cody'ego. Dotyk jego ciała nad sobą, uczucie gorąca
i spełnienia, na które tak długo czekała.
Bach! Bach! Bach!
Jęknęła i przewróciła się na drugi bok, przyciskając poduszkę
do głowy, aby w ten sposób zagłuszyć ten nieznośny hałas.
Niestety, nic to nie pomogło. Dzwięk tylko nasilił się. Zdener
wowana Reggie wyskoczyła z łóżka i na bosaka podbiegła do
okna. Odsunęła zasłonę. Na podjezdzie do stodoły zobaczyła
ciężarówkę Cody'ego zaparkowaną tuż przed przyczepą Har
leya. Cody stał między dwoma pojazdami i młotkiem odginał
hak. Zobaczyła, że się wyprostował i ten okropny, uporczywy
hałas ucichł. Otarł pot z czoła, wrzucił młotek na przyczepę
ciężarówki, podszedł do szoferki i otworzył drzwiczki. Odwró
cił się i tęsknie spojrzał w stronę domu.
Reggie miała wrażenie, że już to gdzieś widziała. Jedena
ście lat temu, rankiem po wspólnie spędzonej nocy, Cody stał
dokładnie w tym samym miejscu co teraz. Przyjechał wtedy,
by pożegnać się z nią, ale ona czuła się tak bardzo dotknięta
jego odmową w tak ważnych dla niej kwestiach jak ucieczka
z domu i małżeństwo, że nie wyszła, żeby powiedzieć mu
do widzenia". Stała zupełnie tak jak teraz za firanką i przy
glądała się, jak rozmawiał z Harleyem. Potem wsiadł do sa
mochodu i jeszcze raz obrócił się, żeby popatrzeć na dom
w nadziei, że ją zobaczy. Kiedy odjechał, Harley powiedział
jej, że Cody zjawił się tutaj, żeby się pożegnać, bo wyjeżdżał
z Temptation. Skan Anula, przerobienie pona.
Ogarnęło ją trudne do wytłumaczenia przerażenie. Narzu
ciła na siebie szlafrok i wybiegła przez kuchenne drzwi,
chcąc porozmawiać z nim przed wyjazdem.
70 SAMOTNY NA WAASNE %7Å‚YCZENIE
- Cody! Zaczekaj!
Cody odwrócił się i ujrzał Regan biegnącą w jego stronę
przez trawnik. Poły szlafroka plątały się wokół jej bosych
stóp. Kiedy była już blisko, zobaczył strach w jej oczach,
więc szybko ruszył jej naprzeciw.
- Co się stało, Regan? - zapytał.
Z trudem łapała oddech.
- Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że wsiadasz do
ciężarówki. A więc... - Przełknęła łzy i przycisnęła dłonie
do policzków, próbując znalezć jakieś sensowne wytłumacze
nie swojego zachowania. - Nie wiem - wyjąkała. - To było
tak jak wtedy. Obserwowałam, jak szykujesz się do wyjazdu.
Musiałam cię zatrzymać, zanim będzie za pózno.
Była całkiem roztrzęsiona, więc Cody schwycił ją za ręce.
- Uspokój się. Przecież ja nigdzie nie wyjeżdżam. Jadę
tylko do Petersona po krowÄ™.
Wiedziała, że to, co powie, zabrzmi idiotycznie, ale nie
mogła się powstrzymać.
- Tak się bałam, że znowu cię stracę. Miałam wrażenie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]