[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stanisław Małecki, do niedawna tak ceniony i ogólnie lubiany dyrektor, mógł zrobić jakieś świństwo. Oba-
wiam się jednak, że właśnie ten skrypt był powodem, dla którego redaktor Zawidzki nie chciał wydać Ma-
łeckiemu jego maszynopisu.
 Ale dlaczego tak skrzętnie to ukrywał?
 Może ze względu na dobro samego Małeckiego; aby mu ktoś właśnie plagiatu nie zarzucał  tłu-
maczyła Grażyna w zamyśleniu.
 Możliwe  powiedziałem powoli  ale mogło i tak być, że Zawidzki chciał to  odkrycie" wyko-
rzystać dla swoich prywatnych celów. Ta wersja wydaje mi się prawdopodobna, potwierdzałaby ją kłótnia
redaktora z Małeckim, o której przed chwilą słyszeliśmy.
 Tak, teraz sobie przypominam, że dzień czy dwa przedtem Małecki chciał się zobaczyć z redakto-
rem. Zawidzki był wtedy u naszego dyrektora; przedzwoniłam więc do sekretariatu i poprosiłam go do tele-
fonu. Kiedy powiedziałam, że dyrektor Małecki czeka na niego w moim pokoju, jakby się zdenerwował i
prosił, abym go jakoś spławiła, że niby narada długo potrwa itp. Ale Małecki uparł się i czekał tak długo, aż
Zawidzki wrócił do-siebie. Nic widziałam, kiedy Małecki wychodził, ponieważ musiałam wyjechać do dru-
karni.
 A mogłaby mi pani powiedzieć coś o tym Małeckim?
 No, cóż, niewiele tego będzie. Opinię w resorcie miał dobrą, zaczął jako skromny urzędnik w
przedsiębiorstwie, awansował powoli, ale stałe, wreszcie zakończył karierę w departamencie. Podobno był
bardzo dobrym fachowcem i organizatorem, tępił zbędną biurokrację. To wszystko, co wiem o nim.
 A jak w ogóle układały się stosunki między nim a redaktorem?
 Tak na oko to dobrze, zwłaszcza w czasie, kiedy Małecki był jeszcze na świeczniku. Ale wyczuwa-
łam, że on miał jakieś zastrzeżenia w stosunku co Zawidzkiego. Nie wiem, czy potrafię to wytłumaczyć:
jakieś takie wzruszenie ramion, skrzywienie ust, komentowanie jego powiedzeń  to rzeczy dosyć nie-
uchwytne, ale jestem na to bardzo wyczulona. Zawidzki odnosił się do niego z  całym szacunkiem", oczy-
wiście do momentu przejścia tamtego na emeryturę. Od tego czasu zaczął go traktować nieco z góry, biedak
nie zdawał sobie sprawy, że poniektórzy emeryci mogą wiele zdziałać na terenie byłego miejsca pracy,
gdzie kołacze się jeszcze ich duch, prawda?
 Chyba tak potwierdziłem mechanicznie.  A ile wynosiło uposażenie redaktora Zawidzkiego?
 Około sześciu tysięcy złotych plus premia kwartalna, jakieś nagrody, honoraria autorskie.
 Nie orientuje się pani, czy należał do rozrzutnych?
 Nie wiem, naprawdę nie wiem. Był zawsze świetnie ubrany, słyszałam, że się go czasami widuje w
drogich lokalach, ma samochód, ale jeżeli wziąć pod uwagę, że jego żona jest malarką i o ile wiem, też spo-
ro zarabia, to tego trybu życia nie można nazwać rozrzutnym, prawda? Zwłaszcza, że nie mają dzieci.
 Słusznie. A nie wie pani, dawno kupił samochód?
 Nie tak dawno, jakieś pół roku temu.
 Serdecznie za wszystko pani dziękuję  powiedziałem ciepło.  Za chwilę przyjedzie tu porucz-
nik Sikora, który przejrzy resztę akt i przesłucha pracowników. Zabierze za pokwitowaniem te maszynopisy
i cześć kartotek. Niech się pani nie martwi, następnego dnia zwrócimy je pani. Ja muszę ruszać w miasto.
Jeszcze raz dziękuję za herbatę i do widzenia.
W tym momencie zapukano do drzwi i stanął w nich Sikora. Przedstawiłem go Grażynie, która dys-
kretnie ulotniła się z pokoju. W kilku słowach streściłem Sikorze zebrane dotychczas informacje i ustaliłem
z nim dalszy ciąg dochodzenia. Następnie szybko zbiegiem do wozu, którym przyjechał i po kilkunastu mi-
nutach bytem juz na Nowym Zwiecie w Polskim Towarzystwie ekonomicznym.
W sekretariacie urzędowała mila, starsza pani. która poinformowała mnie, że istotnie redaktor Za-
widzki jest członkiem zarządu PTI: i do niego należy  między innymi  opiniowanie celowości wyjazdów
zagranicznych członków PTE. Udostępniła mi również listę członków wojewódzkich oddziałów PTE. No i
wyobraz sobie, że na liście wrocławskiej wyłowiłem nazwisko Ireneusza Zamorskiego, profesora nadzwy-
czajnego Uniwersytetu Wrocławskiego.
 No, ale skąd masz pewność, że to o tego faceta właśnie chodzi?  zaciekawił się Roszczyk.
 To się okaże we właściwym czasie odpowiedział tajemniczo Kowalski.  Słuchaj uważnie, bo
teraz wszystko w moim opowiadaniu będzie się działo bardzo szybko.
Starsza pani uraczyła mnie zaskakującą wiadomością. Oto profesor Zamorski ubiegał się o wyjazd do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl