[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieśmiało Scrooge.
Duch nic nie odpowiedział, ale wciąż trzymał wyciągniętą rękę.
Pokażesz mi rzeczy, które staną się dopiero w przyszłości? Czy nie tak? zapytał Scrooge.
Duch kiwnął potakująco głową. Taką tylko otrzymał odpowiedz.
Scrooge już przywykł do obcowania z duchami; jednak w obecności tego milczącego widma
doznawał takiego strachu, że nogi się pod nim chwiały. Nie mógł więc podążać za duchem.
Zauważywszy to, zjawa zatrzymała się, jakby chcąc mu dać przyjść do równowagi.
Zmieszało to Scrooge a jeszcze bardziej.
Za każdym razem, gdy wyczuwał, że oczy widma przenikliwie wpatrują się w niego,
przejmowała go groza i dreszcze niewypowiedzianej trwogi. Pomimo wysiłków, nie mógł nic
rozróżnić pod tą czarną szatą; widział tylko wciąż wyciągniętą rękę widma i niewyrazne zarysy
jego postaci.
Duchu przyszłości zawołał wreszcie napełniasz mnie przerażeniem, jakiego nie
doznawałem wobec twoich poprzedników. Ponieważ wierzę, iż pragniesz mego dobra i szczerze
pragnę poprawić się, dziękuję ci już z góry z całego serca i gotów jestem wszędzie iść za tobą.
Ale dlaczego nie przemawiasz do mnie?
%7ładnej odpowiedzi. Ręka ducha wciąż była wyciągnięta wprost przed siebie.
39
Prowadz mnie zatem rzekł Scrooge. Czas szybko ucieka, a wiem, że jest dla mnie bardzo
drogi. Chodzmy.
Duch ruszył powoli, a Scrooge za nim; zdawało mu się, że cień ducha porywa go i
podtrzymuje.
Nie można powiedzieć, że weszli do miasta to raczej miasto, wyrósłszy jakby spod ziemi,
otoczyło ich nagle szumem i gwarem. Od razu znalezli się w samym sercu Londynu, na giełdzie,
wśród tłumu kupców, spiesznie przechodzących tam i z powrotem, brzęczących pełnymi
kieszeniami złota i srebra, zbierających się w niewielkie grupy w celu odbycia narad lub zawarcia
transakcji. Wszyscy oni byli bardzo zajęci; spoglądali na zegarki lub, zamyśleni, bawili się
kosztownymi brelokami itp. Obraz ten Scrooge znał doskonale, widywał go bardzo często.
Duch zatrzymał się przy niewielkiej grupce ludzi. Scrooge zauważywszy, że jego ręka tę
właśnie grupkę wskazuje, przybliżył się i usłyszał następującą rozmowę:
Nie mówił wysoki, tłusty jegomość, z dużym podbródkiem wiem tylko tyle, że umarł.
Kiedy? zapytał inny.
Podobno wczoraj w nocy.
Jaki powód? Co mu się stało? zagadnął trzeci, racząc się obficie tabaką ze srebrnej
tabakiery. Sądziłem, że on już nigdy nie umrze.
Bóg raczy wiedzieć, co mu było - odparł pierwszy, ziewając przeciągle.
Ciekawa rzecz, co zrobił z pieniędzmi? zapytał jegomość z purpurową twarzą i naroślą
tłuszczu na końcu nosa, przypominającą korale indyka.
Nie wiem, doprawdy odparł jegomość z dużym podbródkiem. Może zapisał swoim
wspólnikom... To wiem, że nie ja będę jego spadkobiercą.
Dowcip ten przyjęto wybuchem śmiechu.
Zdaje mi się ciągnął dalej jegomość z podbródkiem że będzie miał marny pogrzeb.
Jestem pewien, że wystrój kościoła i karawanu niedrogo będą kosztowały, bo nie znam nikogo,
kto by chciał pójść za jego trumną. A gdybyśmy tak bez zaproszenia odprowadzili go do grobu?
Jeżeli wyprawią porządną stypę, to nie mam nic przeciwko temu wtrącił jegomość w
okularach. Za takie poświęcenie coś się przecież należy.
Gromadka znów się roześmiała.
Jak widzę, jestem najbardziej bezinteresowny odezwał się jegomość z podbródkiem.
Nigdy nie chodzę na cmentarz i nie ubiegam się o stypy, ale jeżeli który z was wybierze się na
ten pogrzeb, ja chętnie będę mu towarzyszyć. Prawdę mówiąc, poniekąd sympatyzowaliśmy ze
sobą. Przy spotkaniu zawsze wymienialiśmy choć kilka słów. No, tymczasem do widzenia, moi
panowie.
Gromadka rozeszła się i zniknęła w tłumie, a Scrooge, który poznał wszystkich
rozmawiających, zwrócił oczy na ducha, jak gdyby oczekując wyjaśnienia tego, co usłyszał.
Zamiast odpowiedzi, duch pomknął na ulicę i palcem wskazał dwóch rozmawiających
mężczyzn.
Scrooge znów nadstawił uszu, w nadziei, że teraz zagadka się rozwiąże.
Obu mężczyzn wskazanych przez ducha znał dobrze. Byli to bogaci i bardzo wpływowi
giełdziarze. Scrooge usilnie zabiegał o pozyskanie ich szacunku i zaufania, oczywiście w
znaczeniu czysto giełdowym.
Witam pana mówił jeden z nich jak zdrowie?
Niezgorzej odparł zapytany a pańskie?
Dziękuję, dobrze. A starego kutwę powołano nareszcie do obrachunku.
Słyszałem o tym. Ale nieznośne zimno dziś mamy...
Przecież to właściwa pora... święta Bożego Narodzenia. Pan nie jezdzi na łyżwach?
40
Co mi po tym? Mam co innego na głowie. Do widzenia.
Do widzenia.
Ani słowa więcej. Takie było ich przywitanie, rozmowa i pożegnanie.
Scrooge a z początku dziwiło, że duch przywiązuje wagę do tak w gruncie rzeczy błahych
rozmów, lecz przeczuwając, że czyni to nie bez celu, zaczął się nad nimi zastanawiać.
Było niemożliwe rozmyślał żeby rozmowy dotyczyły Jakuba Marleya, jego dawnego
wspólnika, chociażby z tego tylko względu, że Marley umarł już dawno. Zmierć jego należała do
przeszłości, a ten duch przecież miał związek jedynie z przyszłością.
Na razie Scrooge nie mógł w żaden sposób wymiarkować, o którym z jego znajomych
rozmawiano. Nie wątpił jednak, że kogokolwiek dotyczyły te rozmowy, musiały zawierać naukę,
mającą na celu jego dobro, a on powinien przyjąć ją z uwagą i wdzięcznością. Przyszedłszy do
tego przekonania, postanowił uważnie przysłuchiwać się wszystkiemu, co mu w uszy wpadnie;
[ Pobierz całość w formacie PDF ]