[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nikłą potrzebę znalezienia sobie miejsca w
społeczeństwie.
I kto wie, czy moja osoba nie leżałaby tak odłogiem
po wsze czasy, gdybym nie popełniła czegoś, co
wypada nazwać gafą.
Koniec końców zasłużyłam na swoją sytuację.
Zadałam sobie trud udowodnienia przełożonym, że
moja dobra wola nie przeszkadza mi być kataklizmem.
Teraz zrozumieli. Ich milcząca polityka była zapewne
taka:  Byle tylko niczego nie dotykała! . A ja
potrafiłam stanąć na wysokości tego nowego zadania.
Pewnego dnia usłyszeliśmy dobiegające z oddali
grzmoty: to ryczał pan Omochi. Grzmoty się
przybliżyły. Popatrywaliśmy na siebie z lękiem.
Drzwi wiodące do działu księgowości ustąpiły jak
stara tama pod naciskiem masywnego cielska
wiceprezesa, który wtoczył się do pokoju. Zatrzymał się
pośrodku i głosem olbrzyma domagającego się
śniadania zawołał:
 Fubuki-san!
W ten sposób dowiedzieliśmy się, kto padnie ofiarą
grubasa. Po kilku sekundach ulgi, którą odczuły osoby
chwilowo oszczędzone, zebranych przeszył zbiorowy
dreszcz szczerej empatii.
Moja przełożona natychmiast zerwała się z miejsca i
wyprężyła. Patrzyła prosto przed siebie, a zatem w
moim kierunku, nie widząc mnie jednak. Z dumnie
podniesionym czołem, przezwyciężając strach,
oczekiwała tego, co nastąpi.
Przez chwilę myślałam, że pan Omochi wyjmie
ukrytą między dwiema fałdami tłuszczu szablę i utnie
jej głowę. Gdyby ta potoczyła się w moją stronę,
podniosłabym ją i wielbiła do końca moich dni.
Jednak nie  pocieszałam się  to metody z innej
epoki. Postąpi jak zwykle: wezwie ją do swojego
gabinetu i zwymyśla.
Zrobił o wiele gorzej. Może był w bardziej niż
zwykle sadystycznym nastroju? A może dlatego, że
ofiara była kobietą, w dodatku bardzo piękną, zmieszał
ją z błotem nie w swoim gabinecie, ale na miejscu, na
oczach czterdziestu pracowników działu księgowości.
Nie sposób sobie wyobrazić większego upokorzenia
dla jakiejkolwiek istoty ludzkiej, a co dopiero dla
Japończyka, a co dopiero dla dumnej i wyniosłej panny
Mori, niż to publiczne poniżenie. Potwór chciał, żeby
straciła twarz, to było oczywiste.
Podszedł do niej powoli, jakby delektując się z góry
potęgą swej niszczącej mocy. Fubuki nawet nie drgnęła
powieka. Była jeszcze wspanialsza niż zwykle. Potem
opasłe wargi zaczęły drżeć i gruchnęła z nich salwa
niekończących się wrzasków.
Tokijczycy mają skłonność do mówienia z
ponaddzwiękową szybkością, zwłaszcza kiedy się
kłócą. Wiceprezes zaś, nie dość, że pochodził ze stolicy,
to jeszcze był cholerycznym grubasem, co sprawiało, że
mówił niewyraznie: w efekcie z potoku słownej agresji,
jakim zalał moją przełożoną, zrozumiałam niewiele.
Jednak nawet gdybym nie znała japońskiego,
dotarłoby do mnie, co się dzieje: o trzy metry ode mnie
traktowano istotę ludzką w sposób absolutnie niegodny.
Było to ohydne widowisko. Dużo bym dała, żeby się
skończyło, ono jednakże trwało: wydobywający się z
brzucha oprawcy ryk zdawał się niewyczerpany.
Jaką zbrodnię mogła popełnić Fubuki, żeby zasłużyć
na taką karę? Nigdy się tego nie dowiedziałam. Ale
przecież znałam swoją koleżankę: jej kompetencje,
zapał do pracy i sumienność zawodowa były zupełnie
wyjątkowe. Jeśli dopuściła się jakichś uchybień, z
pewnością nie były one poważne. A nawet gdyby były,
należało wziąć pod uwagę szczególną wartość tej
nadzwyczajnej kobiety.
Niewątpliwie zastanawianie się, na czym polegał błąd
mojej przełożonej, świadczyło o mojej naiwności.
Najbardziej prawdopodobne było, że nie miała sobie nic
do zarzucenia. Pan Omochi był szefem: wolno mu było,
jeśli tak mu się podobało, skorzystać z najdrobniejszego
pretekstu, żeby wyładować swoje sadystyczne
skłonności na tej wyglądającej jak modelka
dziewczynie. Nie musiał się przed nikim tłumaczyć.
Pomyślałam sobie nagle, że jestem świadkiem
epizodu z życia seksualnego wiceprezesa: czy przy
swoich gabarytach zdolny był jeszcze sypiać z
kobietami? Jego masa natomiast sprawiała, że tym
głośniej mógł się wydzierać: swymi wrzaskami
wprawiał w drżenie kruchą sylwetkę ślicznotki. W
rzeczywistości gwałcił pannę Mori, a dając upust swoim
najniższym instynktom w obecności czterdziestu osób,
do rozkoszy dodawał przyjemność ekshibicjonizmu.
To spostrzeżenie było trafne: moja przełożona
zachwiała się. A przecież była twardym człowiekiem,
istnym uosobieniem dumy: to, że jej ciało uległo,
dowodziło, że była przedmiotem napaści o charakterze
seksualnym. W pewnej chwili nogi odmówiły jej
posłuszeństwa jak umęczonej kochance: osunęła się na
krzesło.
Gdybym miała tłumaczyć symultanicznie wystąpienie
pana Omochi, brzmiałoby ono następująco:
 Tak, ważę sto pięćdziesiąt kilo, a ty pięćdziesiąt,
razem ważymy dwa kwintale i to mnie podnieca. Sadło
utrudnia mi ruchy, niełatwo mi będzie doprowadzić cię
do orgazmu, ale dzięki mojej masie mogę cię
przewrócić, zmiażdżyć, uwielbiam to, zwłaszcza przy
tych wszystkich kretynach, którzy na nas patrzą. Podoba
mi się twoja urażona duma i to, że nie możesz się bronić
 uwielbiam ten rodzaj gwałtu!
Prawdopodobnie nie ja jedna zrozumiałam, co się
dzieje: koledzy wokół mnie też czuli się nieswojo. W
miarę możliwości odwracali wzrok i starali się ukryć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl