[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwanego Szarymi Paladynami. Ten odłam Jedi jeszcze przed upadkiem Republiki głosił, że
Zakon pokłada zbyt duże zaufanie w Mocy jako metafizycznym panaceum na wszystkie
problemy. Ponieważ korzystanie z miecza świetlnego niemal zawsze wiązało się z jej
użyciem, Szarzy Paladyni kładli nacisk na biegłość w posługiwaniu się innymi rodzajami
broni. Laranth nie była wyjątkiem: perfekcyjnie władała parą blasterów typu DL-44. Den
nigdy nie widział, żeby chybiła. Jeśli do czegoś strzelała, jej cel albo wyparowywał, albo
wybuchał, albo się przewracał  było to pewne niczym obstawianie dwudziestki trójki w
sabaka.
Den wiedział oczywiście, że odpierając atak, Laranth korzystała z Mocy. Nikt nie był na
tyle szybki, żeby uniknąć wiązki poruszającej się niemal z prędkością światła. Jednak
Sullustanin wiedział także, że gdyby ktoś nagle odciął Laranth od Mocy, nie wpłynęłoby to
zbytnio na jej szybkość ani celność.
Twi lekanka odwróciła głowę i Den dostrzegł lekki pobłysk blizny przecinającej jej
prawy policzek. Tak jak przypalony koniec lewego lekku była to pamiątka po rzezi znanej
jako Noc Płomieni. Den, rasowy reporter, próbował ją podpytywać o tamte wydarzenia.
 Tylko mi nie mów, że powinienem zobaczyć tego, kto ci to zrobił  zastrzegł.
 Nie mógłbyś  odparła krótko.  Chyba że rozkopałbyś jego grób.
Nie uśmiechnęła się, mówiąc to, ale też ani Den, ani nikt w ich grupie nie przypominał
sobie, żeby kiedykolwiek widział ją uśmiechniętą. Sullustanin tłumaczył to sobie tym, że
nerwy Twi lekanki były napięte mocniej niż karbonitowe nanowłókna utrzymujące skyhooki
ponad powierzchnią Coruscant. Cieszył się, że była po ich stronie. Miał nadzieję, że to się nie
zmieni. Nie miał ochoty znalezć się na niewłaściwym końcu któregoś jej blasterów.
Prawdopodobnie tylko jeden członek ich zespołu mógł dorównać celnością paladynce: I-
Pięć. Den przyjaznił się ze zmodyfikowanym androidem protokolarnym od czasów Bitwy o
Drongar. Były reporter dobrze pamiętał, że to właśnie I-Pięć wlókł go za sobą przez pół
galaktyki na Coruscant. Jego przyjaciel był raczej niezwykłym androidem. Den rozumiał
dlaczego: I-Pięć miał więcej samoświadomości niż jakikolwiek inny robot, jakiego reporter
znał, nie mówiąc już o większości istot, z którymi zetknął się w całym swoim życiu. Można to
było częściowo wytłumaczyć modyfikacjami, jakie w sieci synaptycznej i tłumikach
kreatywności androida wprowadził ojciec Jaksa, Lorn. Den  i nie tylko on  nie mógł jednak
oprzeć się wrażeniu, że maszyna w jakiś sposób przeskoczyła te zmiany, a jej kreatywności
nie da się wytłumaczyć przeprogramowaniem.
Sullustanin pokręcił głową. Ostatnimi czasy coraz częściej łapał się na filozofowaniu. Nie
było to zbyt bezpieczne dla kogoś, kto zajmuje się głównie szmuglowaniem różnych
ładunków i uchodzców poza planetę. Ten proceder wymagał czujności  trzeba było mieć
oczy z tyłu głowy i troszczyć się o swoje sprawy. Nie mógł pozwalać sobie na popadanie w
zadumę.
Nie żeby zbytnio to lubił. W swoim poprzednim życiu  tak nazywał w myślach dawne
czasy  był reporterem. Zajmował się głównie relacjonowaniem sytuacji na frontach i nieraz
wpadał po uszy w  głębokie, cuchnące poodoo , jak mawiał pewien Ugnaught, jego zródło
informacji na Drongarze. Pobytu na tej planecie Sullustanin nie wspominał zbyt miło, choć
bywał i w gorszych miejscach. Podczas Wojen Klonów odwiedzał różne światy  od Eredenn
Prime po Jabiim. Wygrywał nagrody, zdobywał pochwały i odznaczenia. Była to ciężka,
niebezpieczna, ale i ciekawa praca.
Dziś tamte dni wydawały się miłą przechadzką po parku Oa.
Dena wyrwał z zamyślenia głos Jaksa.
 ...może mieć rację  mówił Jedi.  Na Coruscant przebywa więcej istot niż na
pięćdziesięciu zamieszkanych światach, więc szanse, że ktoś cię zauważy z mieczem
świetlnym, są małe, szczególnie na niższych poziomach. Poza tym nie muszę go mieć... po
prostu tego chcę.  Pavan odwrócił się do istoty stojącej w cieniu conapty.  Co o tym
sądzisz, Rhinann? Dałbyś radę zdobyć miecz świetlny?
W kręgu światła pojawił się kolejny członek ich grupy, wysoki i chudy Elomin. Haninum
Tyk Rhinann był typowym przedstawicielem swojej rasy. Owłosieniem nie dorównywał, co
prawda, Wookiem, ale wiele mu nie brakowało. Kły nosowe, krótkie rogi i szeroko
rozstawione oczy wystawały z mięsistej bryły zwieńczającej sylwetkę. Można się było
domyślić, że to głowa, jedynie dlatego, że znajdowała się na końcu krótkiej szyi. Wyglądał na
przygnębionego. Nie stanowiło to dla nikogo szczególnej niespodzianki, bo Rhinann zawsze
był przygnębiony. Ten były adiutant Dartha Vadera zdezerterował z posady doradcy
Czarnego Lorda, w ostatniej chwili wsiadając na pokład frachtowca  Długodystansowiec , [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl